Liga Mistrzów. Lichtsteiner wrócił na właściwe tory. Gol miesiąc po operacji serca

Na początku października przeszedł operację serca. W niedzielę wrócił do treningów. We wtorek uratował Juventusowi remis w meczu z Borussią Moenchengladbach (1-1). "Szwajcarski ekspres" - tak najczęściej określa się Stephana Lichtsteinera - ma za sobą wymarzony powrót

23 września, Juventus - Frosinone, szatnia gospodarzy. Lichtsteiner ma problemy z oddychaniem i źle się czuje. Na drugą połową już nie wyszedł. Tej nocy nie spędził w domu, tylko w szpitalu. Wykryto u niego łagodne zaburzenia rytmu serca. Operację przeszedł drugiego października; to rutynowy zabieg, ale nie do końca wiadomo było, ile będzie pauzował. Juventus informował o miesiącu (jak się później okazało słusznie), ale były również pogłoski, jakoby jego rozbrat z futbolem mógł potrwać nawet do kwietnia.

- Mogłem tylko marzyć o takim powrocie - powiedział po meczu z Borussią Moenchengladbach dodając, że "czuje się odrodzony". Z kolegami zaliczył zaledwie dwa treningi, ale to wydarzenie było dla Juventusu niemal równie ważne jak zwycięstwo w derbach z Torino po golu w doliczonym czasie gry (2-1). Dlaczego? Bo Lichtsteiner jest jednym z symboli odrodzenia Juventusu. "Stara Dama" kilka lat temu dwa sezony z rzędu kończyła na siódmym miejscu. Ale w 2011 roku trenerem został Antonio Conte, a do klubu przyszli Andrea Pirlo czy Arturo Vidal, to oni byli największymi gwiazdami. Ale to Lichtsteiner sprowadzny z Lazio za 10 mln euro strzelił pierwszego gola na nowym stadionie w meczu o punkty (4-1 z Parmą) i stał się jedną z kluczowych postaci. Z czołowych piłkarzy od 2011 roku dla "Starej Damy" nadal grają tylko Gianluigi Buffon, Giorgio Chiellini, Andrea Barzagli, Leonardo Bonucci i Claudio Marchisio. Pirlo i Vidal odeszli tego lata, Szwajcar jest jedynym obcokrajowcem w tym gronie.

 

Tu gol ze Sieną.

I porównajcie teraz te trafienia z tym przeciwko Borussii Moenchengladbach.

Wykończenie zupełnie inne i inny asystent, ale wspólny punkt jest oczywisty: dynamiczne wejścia z głębi pola. Robi to w każdym spotkaniu przez 90 minut i za takie rajdy uwielbiany jest przez fanów, dlatego nazywany jest "szwajcarskim ekspresem", TGV albo Forrestem Gumpem. Tak nazwał go jeden z włoskich komentatorów po wygranych przez Lazio derbach Rzymu (4-2). Dodatkowo to typowy piłkarz uwielbiany przez swoich kibiców, ale nienawidzony przez całą resztę, m.in. przez ciągłe prowokacje; coś w stylu Diego Costy.

Wielu było zaskoczonych, że Massimiliano Allegri od razu posłał go w bój. To pokazuje, jak bardzo brakowało go Juventusowi; ostatnio pod jego nieobecność na prawej obronie grał Simone Padoin a nawet Andrea Barzagli. I to jego gol znacznie przybliżył Juventus do awansu (punkt może wystarczyć do awansu, może nawet dwie porażki), został bohaterem Turyńczyków wraz z dwojącym się i trojącym w bramce Gianluigim Buffonem. Szwajcarski ekspres wrócił na właściwe tory.

Zobacz wideo

Przewrotki, scorpion kicki, sombrera... Co za gole! [STADIONY Z CZUBA]

Czy Juventus obroni mistrzostwo Włoch?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.