Tak, to był właśnie taki wymarzony mecz polskiego zespołu w europejskich pucharach.
Zdziwieni? Gdy polskie kluby śrubują wspaniały, lipcowy wynik kolejnych meczów bez porażki - ba!, od honorowego trafienia NK Celje bez straconego gola - w europejskich pucharach, nie chce mi się wierzyć, że ktokolwiek zamieniłby takie nudy na trudne, choć bardziej emocjonujące starcia.
Nie, jeszcze nie teraz. I nawet mniejsza o Śląsk czy Jagiellonię, zespoły o mniejszym potencjale i niższych ambicjach niż Lech, bo to właśnie eksportowy "Kolejorz" (ale i Legia) ma największe ciśnienie na wynik w Europie. Tym bardziej należy cieszyć się, że zamiast męczarni, wyrównanych spotkań z najwyżej rozstawionym z potencjalnych rywali w tej zakończonej rundzie eliminacji oglądaliśmy po prostu dobrze wykonaną robotę.
Patrząc na Lecha w Sarajewie, zastanawiałem się, czy Maciej Skorża może już sobie pozwolić na grę bardziej pragmatyczną. Oddając rywalowi pole (choć na to miała wpływ kontuzja Linettego), pokazując więcej dyscypliny taktycznej w defensywie niż kreatywności w ofensywie, która w kwietniu i maju dała Lechowi tytuł mistrzowski. Przecież jeszcze wtedy sam Skorża twierdził, że to zespół chimeryczny, chybotliwy, który raz może zagrać pięknie, by po kilku dniach ulec drugoligowcowi.
I nawet przed dwumeczem z Sarajewem Maciej Skorża mówił Pawłowi Wilkowiczowi, że nie do końca zna możliwości swojego zespołu. Gdy spytałem go o to na pomeczowej konferencji, to przyznał, że wie już więcej - zespół trochę dojrzał, pokazał, że potrafi się spokojnie bronić, także bez piłki mecz kontrolując. A czasami podawać długo, bardziej wszerz niż wzdłuż boiska i to dla samej dominacji, dla zabicia czasu i nadziei rywala.
Przyjmijmy tego innego Lecha, choć z pewną rezerwą. Sarajewo było przeszkodą trudniejszą niż ta zeszłoroczna na wejście Legii w Ligę Mistrzów (St Patrick's), ale nadal na miarę właśnie dwóch spokojnych zwycięstw mistrza Polski. Jednak takie właśnie przejście do kolejnej fazy było Lechowi potrzebne do rozwoju. W tym względzie kreatywne, kształcące bywają nie tylko wpadki (ta z Pogonią, po której Skorża dowiedział się, że nawet częściowo rezerwowy skład gwarancji wyniku w lidze nie daje), ale i zwycięstwa.
Trener gości po dwumeczu słusznie wyróżnił Łukasza Trałkę, ale Skorża - przecież w Poznaniu niestroniący od wyróżniania czy ganienia poszczególnych piłkarzy - wskazał na cały zespół. Po jego odpowiedzi naprawdę można było odnieść wrażenie, że od swojego ucznia dostał nie tylko poprawnie odrobione, obowiązkowe zadanie domowe, ale także to dodatkowe, z gwiazdką, czyli dla bardziej zaawansowanych. Czy się tego spodziewał, jest zupełnie inną sprawą - najważniejsze, że efekty tej nauki mogą przydać się już za tydzień.
Niesamowita rabona, Pjanić golem zakłóca debiutancką bramkę Sterlinga [STADIONY Z CZUBA]