Liga Mistrzów. Robert Lewandowski doczekał się Barcelony

To kulminacja sezonu. W środę w półfinale Ligi Mistrzów Barcelona i Bayern podejmą wojnę totalną o dominację nad piłką. Czy rzeczywiście faworytem są Katalończycy? Relacja na żywo w Sport.pl od 20.45

"Gotowy na kolejne wyzwanie" - napisał w niedzielę na Twitterze Robert Lewandowski i dodał swoje zdjęcie w masce. A jeszcze kilka dni wcześniej Bayern ogłaszał, że poza pęknięciami kości nosa i policzka w starciu z bramkarzem Borussii Polak doznał też wstrząśnienia mózgu. Przed pogłębieniem takiego urazu maska piłkarza nie chroni. Okazało się jednak, że Lewandowski ma tylko pękniętą kość policzka, więc może zagrać na Camp Nou.

Bawarczycy drżeli o zdrowie Lewandowskiego, bo wcześniej wiedzieli, że mecze z Barçą opuszczą Robben i Ribéry. Polak jest najskuteczniejszym graczem Bayernu w tym sezonie (23 bramki) i nie byłoby go kim zastąpić.

Dwa lata temu, gdy polski napastnik dotarł do półfinału LM z Borussią Dortmund, powiedział, że Barcelonę wolałby zachować sobie na finał. Klub z Dortmundu trafił na Real, któremu Lewandowski wbił cztery gole. Kiedy zmieniał pracodawcę, zabiegały o niego oba najbogatsze kluby Hiszpanii. Polak wybrał Bayern, który dwa lata temu rozbił Barcelonę w półfinale 7:0, a potem sięgnął po trofeum. Latem 2014 r. Lewandowski przeszedł do obozu zwycięzców, by spełnić marzenie o zdobyciu Pucharu Europy.

W końcu doczekał się meczu przeciw Katalończykom. Do finału w Berlinie została ostatnia przeszkoda.

W minionej dekadzie Barcelona znacząco urosła w oczach kibiców. Stąd pomysł, by Pep Guardiola stworzył w Bawarii niemiecką wersję tiki-taki. Do kwietnia 2009 r. Barça nigdy nie pokonała Bayernu. Z czterech meczów trzy wygrali Bawarczycy, jeden skończył się remisem. Aż wreszcie drużyna Guardioli rozbiła zespół Jürgena Klinsmanna na Camp Nou 4:0 w ćwierćfinale LM. Pep stawał się wtedy wschodzącą gwiazdą wśród trenerów, zdobywając dwa razy Puchar Europy. W trzy lata podwoił zdobycz klubu ze 110-letnią tradycją. Przy tym styl gry jego drużyny był rewolucją.

W Barcelonie Pep zapracował na uznanie także szefów bawarskiego klubu. Dziś wraca na Camp Nou, by stoczyć rodzaj bratobójczej walki z Luisem Enrique, dawnym kolegą z Barcelony i reprezentacji. Nowy szkoleniowiec Barçy zmodyfikował to, co robił Guardiola, uczynił grę drużyny bardziej wszechstronną. Dziś Barcelona umie wykorzystywać stałe fragmenty gry i okazje do kontrataku. Posiadanie piłki nie jest już dla niej sprawą doktrynalną. Co nie znaczy, że wyrzeka się dominowania. Pytanie, kto dziś zapanuje nad piłką, jest jednym z najbardziej frapujących. Zarówno piłkarze Enrique, jak i Guardioli przywykli do starć z przeciwnikami, którzy już przed meczem oddają im inicjatywę. Zapowiada się zderzenie rozpędzonych pociągów, żaden z nich nie ustąpi.

Guardiola lekko się z takiego scenariusza wycofywał. Ogłaszał, że faworytem jest Barcelona, która nie ma kłopotu z kontuzjami. Kiedy Enrique stosował rotację w składzie, omal nie skończyło się to jego dymisją - w pierwszym meczu tego roku posłał na ławkę Messiego oraz Neymara i Barça przegrała z Sociedad 0:1. Dziś komentatorzy, kibice i sami gracze sławią trenera za dalekowzroczność. Gospodarował siłami rozsądnie, więc na mecz z Bayernem wszyscy są zdrowi. Messi, Neymar i znajdujący się w życiowej formie Luis Suárez (8 bramek w sześciu ostatnich meczach) biją rekordy. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach strzelili 108 goli. Trzej najlepsi strzelcy Bayernu (Lewandowski, Müller i Robben) mają w sumie 67, co pokazuje, że siła uderzeniowa Bawarczyków rozkłada się na większą liczbę graczy.

embed

W Bayernie sytuacja jest znacznie gorsza. Od początku sezonu Guardiola borykał się z plagą urazów. Aż ośmiu graczy z Bawarii dotarło do półfinału brazylijskich mistrzostw świata i jesienią płacili za ten wysiłek. Pep był tak wściekły na sztab medyczny, że lekarz Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt (pracował w klubie od 37 lat) podał się do dymisji. Po porażce w Porto w ćwierćfinale 1:3 poczuł, że Hiszpan obwinia go o liczbę kontuzji. W rewanżu Bawarczycy wbili rywalom z Portugalii pięć goli już w pierwszej połowie. I ucięli dyskusję nad metodami pracy Guardioli. Na Camp Nou Pep walczy jednak o to, by fala wątpliwości nie powróciła do Monachium.

Drugim człowiekiem Bayernu, który wraca do domu, jest Thiago Alcântara. Na Camp Nou nie mógł doczekać się zmierzchu pary Iniesta - Xavi, wybrał się za Guardiolą do Monachium, gdzie nękała go seria kontuzji. Ale gdy wrócił, energia unosi go nad boiskiem: w ćwierćfinale z Porto strzelił dwa gole. - Jestem wdzięczny Barçy, jak o mnie dbała - powiedział niedawno, ale między wierszami można wyczytać, iż chce udowodnić, ile straciła.

Pep był ostatnio na Camp Nou 18 marca. Z trybun stadionu, na którym był futbolowym prorokiem, oglądał mecz z Manchesterem City. Kamery pokazywały, jak po akcjach Messiego, zakładającego siatki mistrzom Anglii, zakrywał twarz i kiwał głową z niedowierzaniem. Wzajemnych wspomnień starczyłoby co najmniej na książkę.

Dziś sentymenty skończą się o 20.45. Wracająca na szczyt Barcelona pała żądzą zemsty za 0:7 sprzed dwóch lat. Z 29 meczów tego roku przegrała dwa, ale wciąż bije się z Realem o mistrzostwo. Bayern mistrzem Niemiec już jest, ostatni mecz ligowy z Leverkusen przegrał, ale Pep wystawił rezerwy. Wszystkie siły rzuca na Barcelonę. Tymczasem Katalończycy w najsilniejszym składzie męczyli się w sobotę w 40-stopniowym upale Cordoby. Wygrali z outsiderem 8:0, pytanie, czy nie zapłacą dziś za to w meczu sezonu. Relacja Z Czuba i na żywo z meczu Barcelona - Bayern o 20.45 w Sport.pl, transmisja w TVP 1 i Canal+ Sport.

Juventus - Real 2:1. Zebra pożarła lwa, Suarez czai się na Chielliniego [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.