• Link został skopiowany

Liga Mistrzów. Bayern - Porto. Okoński: Światem piłki rządzą szaleńcy

Jeśli Pep Guardiola przystępował do tego meczu ze świadomością, że jego posada jest zagrożona, to znaczy, że światem piłki nożnej rządzą szaleńcy - pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasTak naprawdę niezwykłe było nie zwycięstwo Bayernu - podobną intensywność, podobną skuteczność, podobną siłę pressingu czy tempo wymienianych podań widywaliśmy w wykonaniu Bawarczyków już co najmniej kilka razy w tym i w poprzednim sezonie. Pogrom Romy (wtedy też do przerwy padło pięć goli), pogrom Szachtara, ba: ktoś mógłby się nawet upierać, że zanim Real przed rokiem zaczął kontratakować, mistrzowie Niemiec rozpoczynali mecz w dość podobnym stylu jak we wtorkowy wieczór

Pamiętajcie o Porto

Nie o triumfie Bayernu należałoby więc mówić w pierwszym rzędzie, a o kapitulacji Porto; o tym, że goście przegrali ten mecz, jeszcze zanim wyszli na boisko.

Zbyt mocno uwierzyli w awans? Cel wydawał się za blisko? Założyli, że Bayern pogrąży się w jałowej tiki-tace? A może raczej osłabiła ich nieobecność odsuniętych za kartki, niezawodnych przed tygodniem bocznych obrońców Sandro i Danilo (Guardiola i tym razem odrobił lekcje: zwróćcie uwagę, z jaką łatwością piłkarze Bayernu przedzierali się skrzydłami - Bernat i Goetze po lewej, Rafinha i Lahm po prawej stronie)? Wszystkie odpowiedzi są poprawne? Tak czy inaczej wypada skonstatować, że nic z tego, co oglądaliśmy w Porto, nie zobaczyliśmy w Monachium. Pressingu Portugalczyków nie było - ani tego z pierwszego kwadransa meczu, wysokiego, na połowie rywala, ani tego z późniejszych faz spotkania - średniego, który piłkarze Jose Lopeteguiego zakładali w chwilach, gdy ich trener uznawał, że czas na chwilę wytchnienia. Nie było zamykania przestrzeni na boisku, odcinania rywali od podań, wyłączenia z gry Thiago przez Casimiro, czyhania na błąd ostatniego piłkarza Bayernu przy piłce, tak: właściwie niczego nie było, bo cofnięci na dwudziesty metr Portugalczycy potrafili szturmowi Bayernu przeciwstawić tylko faule. Wynikające zresztą głównie ze spóźnień, bo konfrontację fizyczną zawodnicy Porto przegrywali równie bezapelacyjnie jak pojedynki w powietrzu, raczej odbijając się od Mullera czy Lewandowskiego, niż będąc w stanie ich przepchnąć. Przykład pierwszej groźnej akcji Bayernu, po której polski napastnik trafił w słupek, sam tu się narzuca: sposób, w jaki Lewandowski zdołał w ogóle dojść do piłki

Cieszcie się zdrowym Thiago

Mając w pamięci spotkanie sprzed tygodnia, naprawdę trudno nie uznać, że tym razem Bayern dostał zwycięstwo na tacy. Analiza każdej z bramek (pomijając tę najpiękniejszą trzecią, zdobytą po wymianie dwudziestu siedmiu podań, z których ostatnie pięć było z pierwszej piłki) pokazuje łatwość, z jaką podopieczni Pepa Guardioli znajdowali miejsce pomiędzy rywalami - dośrodkowujący Bernat i uderzający głową Thiago przy pierwszym golu na przykład, ale Badstuber i Boateng przy drugim również.

Z naszej perspektywy trudno się oczywiście nie zachwycać Robertem Lewandowskim , ale istotniejszy od bramek Polaka był powrót do wyjściowego składu Bayernu Thiago Alcantary. Poważnie kontuzjowany ponad roku temu, kilkakrotnie w tym czasie operowany, rozgrywał dopiero szóste spotkanie, ale już w pierwszym meczu po powrocie - z Borussią - asystował przy golu Lewandowskiego. Później przyszły bramki w Leverkusen i Porto. Teraz dołożył gola i asystę, wykreował kolegom cztery sytuacje, swoimi podaniami zmieniając strony, na których toczy się akcja (przerzut do Lahma przed trzecim golem dla Bayernu!), a faul na nim był powodem wyrzucenia z boiska Ivana Marcano. Doprawdy: niechże się Schweinsteiger spokojnie leczy, a Xabi Alonso zaczyna myśleć o emeryturze, mają w Monachium środkowego pomocnika jeszcze lepszego od nich.

Odpieprzcie się od Pepa

Brak Ribery'ego i Robbena? Szwankująca współpraca Goetzego i Mullera z Lewandowskim? Kryzys wywołany zwolnieniem legendarnego lekarza, co do którego zbyt częstych nieobecności w klubie trener miał jednak uzasadnione pretensje? Taktyka Guardioli znów rozszyfrowana, a sam trener pod presją? Jeśli z takimi wynikami, jakie regularnie osiąga, można być pod presją, to znaczy, że światem piłki nożnej rządzą szaleńcy. Człowiek, który w ciągu ostatnich siedmiu lat sześciokrotnie doprowadzał swoją drużynę co najmniej do półfinału Ligi Mistrzów (siódmego roku odpoczywał); który za chwilę zdobędzie z Bayernem drugie z rzędu mistrzostwo kraju, a ma szansę także na krajowy puchar, miałby się martwić o posadę?

Oczywiście, że światem piłki rządzą szaleńcy. Na trybunach w Monachium nieprzypadkowo gościł Txiki Begiristain, zaprzyjaźniony skądinąd z Guardiolą jeden z dyrektorów Manchesteru City: gdyby Bayern odpadł, chciałby zapewne kuć żelazo póki gorące i ściągać Pepa na Etihad, gdzie ostatnio nie wiedzie się Manuelowi Pellegriniemu. Grymasy, z jakimi różni bawarscy notable przyjmują samodzielność Katalończyka, są tajemnicą poliszynela. Na razie jednak spekulacje na temat jego przyszłości będą musiały przycichnąć - przynajmniej do półfinału, w którym jeśli coś pójdzie nie tak, nikt o pogromie Porto nie będzie pamiętał.

Zobacz wideo

Internauci nie mają litości dla Porto. I brawa dla Lewego![MEMY]

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: