Liga Mistrzów. Włoski głodomór niesie spokój

Podobno gdy Carlo Ancelotti chwyta za nóż i widelec, od stołu może odciągnąć go tylko egzorcysta. Na trofea jest jeszcze bardziej łasy, zbierał je w czterech krajach. W sobotę po zwycięstwie Realu nad Atlético został drugim trenerem w historii, który trzy razy podnosił Puchar Europy

- Kiedy przychodziłem do Realu Madryt, powiedziałem prezesowi Florentino Pérezowi, że w klubowym muzeum brakuje jednego trofeum. W Lizbonie prezes wyściskał mnie i pogratulował - mówił Ancelotti po finale Ligi Mistrzów.

"Królewscy" łaknęli dziesiątego zwycięstwa w tych rozgrywkach od 12 lat. Zanim oddali zespół Włochowi, zatrudniali trenerów utytułowanych (Capello) i na dorobku (Schuster), kochających obiektywy kamer (Mourinho) i przed nimi uciekających (Pellegrini), szukali w Europie (Queiroz) i Ameryce Południowej (Luxemburgo). Na piłkarzy wydali setki milionów euro, a cel osiągnęli dopiero wtedy, gdy zatrudnili szkoleniowca, którego największą zaletą jest normalność.

Tak przynajmniej twierdzi Paolo Maldini, były kolega Ancelottiego z boiska, a później jego podwładny. - Pracowałem z wieloma trenerami, ale żaden nie wprowadzał do szatni takiego spokoju. Carlo potrafi słuchać piłkarzy - wspomina były kapitan Milanu i chyba można mu wierzyć, skoro zawodowo kopał piłkę 24 lata.

Gdy w lipcu Ancelotti zastępował w Realu Mourinho, "Marca" nazwała go "El Pacificador", czyli "niosący pokój". Portugalczyk zamienił Madryt w pole bitwy, wojował z dziennikarzami, piłkarzami i innymi pracownikami klubu. To nie w stylu Ancelottiego, on zresztą za Portugalczykiem nie przepada. Kiedyś żartował, że może być tylko najlepszym trenerem na świecie, na tytuł "The Special One" nie ma szans, bo Mourinho przyznał go samemu sobie.

Kiedy wymyślono cholesterol?

- Wracaj do Parmy obżerać się tortellini - ryczał kiedyś na San Siro kibic stojący za ławką rezerwowych Milanu. Był wściekły, bo Ancelotti wystawiał Clarence'a Seedorfa. - P... się - odpowiedział Ancelotti. Nie dlatego, by bronić piłkarza, ale dlatego, że ktoś pogardliwie potraktował tortellini.

To danie kojarzy mu się z dzieciństwem. Każdej niedzieli, po przyjściu z kościoła jego rodzina gromadziła się wokół wazy z tortellini. Rodzice byli rolnikami, hodowali świnie. Dla Ancelottiego to niemal święte zwierzęta. Wspomina, że wieprzowinę jadało się w domu codziennie i nikt nie miał problemów z cholesterolem. "Moim zdaniem cholesterol wymyślono później" - pisze w biografii.

Jedzenie to chyba jego największa słabość. Maldini opowiada, że na zgrupowaniach Milanu zawsze zajmował oddzielny stolik i dostawał inne dania niż piłkarze. Jeśli mu smakowało, zapraszał ich, by skosztowali smakołyków. Zapominał o dyscyplinie, o tym, że piłkarze powinni odżywiać się inaczej. - Kiedy chwyta za nóż i widelec, od stołu może odciągnąć go tylko egzorcysta - mówi Maldini. Andrija Szewczenkę, który w 2003 r. wykorzystał jedenastkę dającą Milanowi zwycięstwo w Lidze Mistrzów, Ancelotti nagrodził salami. "Dla ciebie salami, dla mnie Puchar" - napisał na kiełbasie.

Ancelotti uważa, że najlepszych piłkarzy świata nie trzeba dodatkowo motywować, ale uspokajać. Dlatego w szatni nie krzyczy, lecz opowiada kawały, chce być przyjacielem zawodników. Twierdzi, że kluczowe w jego pracy jest zrozumienie podwładnych i zbudowanie z nimi więzi. Lubi rozmawiać z nimi w cztery oczy, wtedy tłumaczy decyzje i zdobywa zaufanie; czasami piłkarze zwierzają mu się z problemów. - Był dla mnie jak ojciec i nauczyciel - mówi pomocnik reprezentacji Włoch Andrea Pirlo.

Ancelotti nauczył się tego od Nilsa Liedholma, który w latach 80. był jego trenerem w Romie. Szwed nigdy nie podnosił głosu, odprawy zamieniał w występy kabaretowe.

- Nils pokazał mi, że piłkarzy należy traktować jak dorosłych. Miałem trenerów, którzy wydawali rozkazy: "Zrób to, bo tak mówię". Nie rozumiem takiego podejścia, nie można być autokratą - mówi trener Realu. Za drugiego mentora uważa Arrigo Sacchiego, który zrobił z niego "dyrygenta orkiestry", jaką był wielki Milan z przełomu lat 80. i 90. Mediolańczycy wygrali wtedy Puchar Europy dwa razy z rzędu - do dziś nikt tego wyczynu nie powtórzył.

Carlo, zostaniesz moim trenerem

- Jaka jest różnica między finałem z Lizbony, a tym ze Stambułu w 2005 r.? Bardzo prosta. Wtedy przegrałem, a teraz wygrałem - żartował w sobotę 55-letni szkoleniowiec. Miejsca wśród najlepszych w historii może być pewny, został drugim po Bobie Paisleyu trenerem, który trzy razy wygrał Puchar Europy, a przecież cieszył się też z triumfów we Włoszech, Anglii, Francji i Hiszpanii.

Takiego wagonu trofeów nie przesłonią nawet dwie spektakularne wpadki. W 2004 r. Milan Ancelottiego pokonał w ćwierćfinale LM Deportivo 4:1, ale w La Corunii przegrał 0:4. Rok później mediolańczycy do przerwy prowadzili w finale z Liverpoolem 3:0. A potem gole strzelali już tylko Anglicy. W rzutach karnych roztańczył się Jerzy Dudek i trofeum pojechało na Anfield. Ancelotti twierdzi, że nie obejrzał po raz drugi stambulskiego finału i nigdy tego nie zrobi, bo to nie ma sensu.

Tamta porażka nie zepsuła zresztą marki, na którą zapracował jako piłkarz i trener. Kilka miesięcy po klęsce w Turcji podpisał kontrakt z Realem. Klub z Madrytu szukał wówczas następcy Juana Ramóna Lópeza Caro, oferował Włochowi trzyletni kontrakt wart 5 mln euro rocznie - dwa razy więcej, niż zarabiał w Milanie. Ancelotti podpisał umowę przedwstępną z zastrzeżeniem, że opuści Mediolan, tylko jeśli władze zwolnią go z kontraktu. Dyrektor sportowy Adriano Galliani nie chciał o tym słyszeć, szkoleniowcem Realu został Fabio Capello. Ancelotti utrzymywał jednak kontakt z Pérezem. Przy każdej okazji słyszał: "Carlo, pewnego dnia zostaniesz moim trenerem".

Choć razem zdobyli właśnie Puchar Europy, z pewnością nie czują się nasyceni. Świętujący swoje drugie zwycięstwo Pérez chciałby się zbliżyć do legendarnego prezesa Santiago Bernabéu, który dał Realowi sześć tytułów najlepszej drużyny Starego Kontynentu, Ancelottiemu brakuje już tylko jednego triumfu, by zostać najbardziej utytułowanym trenerem w historii rozgrywek.

Carlo Ancelotti (ur. 1959) - był pomocnikiem, zdobył mistrzostwo Włoch z Romą (1983) i Milanem (1988, 1992), w Mediolanie cieszył się też z Pucharu Europy (1989, 1990). Jako trener zadebiutował w 1995 r. w Reggianie, później prowadził Parmę, Juventus, Milan, Chelsea, PSG i Real. Zdobył mistrzostwo Włoch (2004), Anglii (2010) i Francji (2013) oraz Puchar Włoch (2003), Anglii (2010) i Hiszpanii (2014). Trzy razy prowadził drużyny do zwycięstwa w Pucharze Europy - Milan (2003, 2007) i Real (2014).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.