Liga Mistrzów. Zachodny: Bayern Guardioli kroczy do perfekcji?

Na trybunach przed meczem zagrano muzykę przewodnią z filmu "Mission: Impossible", a przed stadionem na kibiców Arsenalu czekał podświetlany napis: "Dziś tu cudów nie będzie". Marsz Bayernu nie mógł zostać w żaden sposób zakłócony - pisze po meczu Bayern - Arsenal Michał Zachodny - bloger, współpracownik m.in. Goal.com, scout i analityk InStat Football.

Jednak najbardziej zasadnym pytaniem po remisie w rewanżu będzie to o najbliższą przyszłość Bayernu. Zwykle to po pierwszej rundzie fazy pucharowej zwykło dyskutować się o szansach zwycięzców poprzedniej edycji na obronę tytułu w Lidze Mistrzów. Zwłaszcza w wypadku drużyny Guardioli jest to kwestia fascynująca - skoro Barcelonie Guardioli nie udało się podnieść poprzeczki po wspaniałym triumfie nad Manchesterem United na Wembley, to czy teraz jego Bayern może wygrać w Europie lepiej od zespołu Heynckesa?

W tym sezonie Bayern Guardioli pobił już piętnaście rekordów, także kontynuując te serie rozpoczęte przez jego poprzednika - kolejnych piętnaście może być zaliczonych w maju. Nie ulega wątpliwości, że udział Bawarczyków w Bundeslidze w zasadzie już ogranicza się do ustanawiania nowych, niewyobrażalnych osiągnięć i to coraz częściej przy nie tyle mniejszym wysiłku, ale mniejszym zaangażowaniu mentalnym. To już jest maszyna (buldożer?), która do rozjeżdżania przeszkód potrzebuje jedynie czujnego operatora.

Tak było choćby w weekendowym meczu z Wolfsburgiem, gdzie do przerwy utrzymywał się remis, a w pierwszych minutach drugiej połowy to rywale Bayernu byli bardziej żwawi, chętni do ataków. Wystarczyło jednak, że Guardiola wprowadził za Shaqiriego kolejnego środkowego pomocnika, Thiago Alcantarę, i już Bawarczycy złapali rytm. Wystarczyło kilka minut i już mistrzowie grali swój mecz, kończąc robotę po kolejnym kwadransie i strzelonych w nim pięciu bramkach.

Jens Lehmann w weekendowym wywiadzie dla "The Guardian" tłumaczył, że to właśnie przez Bundesligę i bycie niepokonanym mogą wynik z poprzedniego sezonu poprawić. "To maksimum - mówił były bramkarz Arsenalu - Nawet czasami mówi to więcej o stabilności formy niż wygranie Ligi Mistrzów". Jednak to europejskie puchary stawiają wyższe i ważniejsze wyzwanie - poprawiające nie tyle styl samego osiągnięcia, ale bijące rekord, z którym zmagali się najwięksi w ostatnich dwóch dekadach od czasu reformy rozgrywek UEFA.

Guardiola nawet przed meczem wspominał, że rewanż z Arsenalem jest daleki od formalności, od "codziennej rzeczywistości Bundesligi". Jednak odnosząc się do zeszłorocznej porażki z Kanonierami, słusznie zidentyfikował zagrożenia oraz sposoby na poradzenie sobie z rywalem. I pod tym względem Bayern z pierwszej części meczu był bliższy temu, co Guardiola chciał widzieć - szarże skrzydłami, kompletne zdominowanie posiadania piłki i mentalność zwycięzców. Tymczasem bezmyślne straty Martineza, niepotrzebna próba wygrania faulu Lahma, ciągłe "nurki" Robbena oraz niedokładne wybicia Neuera irytowały i nie miały nic w sobie z maszyny, którą tworzy ich szkoleniowiec.

Na ocenę szans Bayernu na obronę ich europejskiego tytułu trzeba patrzeć przez pryzmat samego Guardioli. Przez rok, który on sam spędził w Nowym Jorku, futbol stracił, a raczej trochę zapomniał o tym, jak fenomenalnym szkoleniowcem jest. Co jeśli Guardiola wygra i pobije wszystko, wszystkich już w pierwszym sezonie? Czy znów będziemy oglądać powolny rozpad jego relacji z klubem, jego zniecierpliwienie przy linii bocznej na próby powtórzenia... doskonałości?

Dziwić może to, że po meczu Arsene Wenger mówił o Bayernie jako drużynie bardzo dobrej, ale "z większymi słabościami" niż w poprzednim sezonie. Czyżby zdaniem Francuza piłkarze tacy jak Schweinsteiger, Robben, Ribery, Lahm czy Dante nie oferowali tej samej jakości? Może misja Guardioli sprowadzi się do osiągnięcia szczytu z tym Bayernem, a potem bez szwanku na statusie klubu przeprowadzenia zmian i odsunięciu generacji piłkarzy na granicy trzydziestego roku życia?

Franz Beckenbauer był znów tyle odważny, co kontrowersyjny w swojej ocenie Bayernu. "Koniec końców, to będzie znów nie do oglądania, jak kiedyś Barcelona - mówił w pomeczowym studio Sky słynny "Cesarz". - Będą podawać do tyłu czy na boki nawet na linii bramkowej rywala". To również wyzwanie dla Guardioli, by uniknąć porównania bardziej z jego Barceloną niż dzisiejszym Bayernem.

Wenger miał częściowo rację - o ile tym razem nie udało się Bayernu pokonać, to Arsenal sprawił mu naprawdę sporo problemów. Tak w pierwszej połowie w Londynie, jak i od gola Podolskiego w Monachium, Kanonierzy wymusili niespodziewaną niechlujność Bawarczyków. W pierwszym meczu najwięcej pomogła im czerwona kartka Wojciecha Szczęsnego. Ma więc nad czym pracować Guardiola, jeszcze nieraz straci głos i cierpliwość na tłumaczeniu taktycznych niuansów w trakcie treningów - niech jego ciągłe spojrzenia na stadionowy zegar, pełne raczej niepokoju niż znudzenia, wskazują na to, że perfekcjonistę nie zaspokoi taki styl awansu do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów.

To właśnie na tej fazie rozpędził się buldożer Heynckesa, demolując Juventus, Barcelonę i ostatecznie po nieco bardziej wyrównanym spotkaniu wygrywając z Borussią Dortmund w finale. W obecnym sezonie i przy takiej różnorodności i dostępności wyborów taktycznych i personalnych Bayern musi być głównym faworytem. Nawet słowa Wengera czy Beckenbauera nie zmienią wrażenia, że największym rywalem Bawarczyków jest w zasadzie nie Real, Atletico czy PSG, ale europejska klątwa obrońców tytułu. Czy może już raz osiągnięta perfekcja tego Bayernu?

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.