Jesień w Lidze Mistrzów: Alfabet Okońskiego

Co zapamiętać z fazy grupowej rozgrywek? Dziewięć goli Ronaldo? Cztery bramki Zlatana w jednym meczu? Starcia Lewandowski - Szczęsny? Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny", zapamięta dużo więcej.

A jak arytmetyka. Manuel Pellegrini zdołał w ostatniej kolejce wygrać z Bayernem w Monachium 3:2. Gdyby goście strzelili jeszcze jedną bramkę, przeskoczyliby Monachijczyków w tabeli, kłopot w tym, że ich trener uważał, że potrzebuje co najmniej dwóch goli i... do końca meczu trzymał na ławce swojego najlepszego piłkarza Sergio Aguero. Co nie wyczerpuje bynajmniej tematu arytmetyki: MC z piętnastoma punktami zajął dopiero drugie miejsce w grupie, mimo iż zwycięzcy pięciu grup skończyli z mniejszym dorobkiem. Napoli ma punktów dwanaście i odpada, Zenit sześć (a do tego bilans bramkowy 5-9) i awansuje... W przypadku drużyny z Neapolu możemy chyba powiedzieć "futbol jest okrutny" bez nadmiernego naciągania.

B jak Bayern. Czyli najważniejsze pytanie: czy zespół, który nie ma obecnie równych w Europie, zdoła wygrać Ligę Mistrzów po raz drugi z rzędu? Przypadek meczu z MC wskazywałby wprawdzie, że Bawarczycy nie są nadludźmi, Dante i Boateng mylą się, jak - powiedzmy - Jędrzejczyk z Kamińskim, ale rozsądniej byłoby założyć, że podobnie jak wiosną z Arsenalem, porażka z City była jedynym wypadkiem przy pracy nienagannej poza tym maszyny. Debatowaliśmy nad udoskonalaniem doskonałego przez Pepa Guardiolę - ale już nie debatujemy: przekonuje nas i przesuwanie Lahma ("najinteligentniejszy piłkarz, z którym kiedykolwiek pracowałem"...) do środka pola, i eksperymenty z ustawieniem bez napastnika, i gra z wykorzystaniem długich podań od obrońców (z MC również się przydały...), i nade wszystko doskonałe wkomponowanie w maszynę grona wybitnych indywidualistów. W Lidze Mistrzów gole strzelają solidarnie: Ribery, Robben, Müller i Götze. Asekurują ich, i podają, Thiago, Kroos, Javi Martinez, Kroos... kto jeszcze pamięta Schweinsteigera?

C jak czerwone kartki. Posypało się ich, nie tylko w ostatniej kolejce (Montolivo za nadepnięcie Poulsena...) wyjątkowo dużo. Najsilniej zapamiętam oczywiście wyrzucenie na trybuny trenera: w meczu z Napoli, za nawrzeszczenie na sędziego Proencę, usunięto Jürgena Kloppa. Druga żółta kartka dla Payeta z Olympique Marsylia, za wyolbrzymianie upadku, zachwyciła mnie jako pomysł na ratowanie fair play. Coś podobnego należałoby się także Ashleyowi Youngowi, który bezczelnie nurkując, wymusił karnego w meczu Sociedad - MU. O błędach sędziów, wykonujących najtrudniejszy zawód świata, zmilczę, ale było ich - od pierwszej do ostatniej kolejki - co niemiara.

D jak dyrygent. Nie, nie Arsene Wenger, choć to o nim Jürgen Klopp użył muzycznej metafory, która zdominowała narrację po meczu Arsenal - Borussia; mam na myśli samego Kloppa, który zdziesiątkowaną kontuzjami drużynę zdołał ostatecznie wyprowadzić na pierwsze miejsce (patrz: F) grupy śmierci. On tylko udaje słuchającego heavy metalu troglodytę: sam jest przecież dyrygentem równie wyrafinowanym co Wenger i nieprzypadkowo niejedna angielska gazeta widziałaby go po najdłuższym panowaniu Francuza w roli kolejnego trenera Arsenalu. Wszystko, co robią piłkarze Kloppa, jest starannie skomponowane i perfekcyjnie zorkiestrowane. Pressing i czyhanie na kontratak w meczach z Arsenalem tak samo, jak - powiedzmy - ustawienie 3-3-1-3 w meczu z Napoli. Miguel Delaney z ESPN pisał niedawno na swoim blogu o doskonałym zrównoważeniu między "reaktywnym" stylem Jose Mourinho, a "proaktywnym" stylem hiszpańsko-katalońskim - i nawet jeśli triumf Arsenalu na Westfalenstadion osłabia nieco moc tej opinii, z pewnością byliśmy daleko od heavymetalowego hałasu.

E jak elegancja. Kibiców Anderlechtu w tym przypadku, którzy zgotowali Zlatanowi Ibrahimoviciowi owację na stojąco po fenomenalnym występie w Brukseli. Sam Ibrahimović mówił po meczu, że z takim zachowaniem fanów przeciwnika spotkał się po raz pierwszy w karierze, ale ilu z nich wcześniej widziało na własne oczy cztery gole (z czego jeden z ponad 30 metrów, w samo okienko) zdobyte przez jednego piłkarza w meczu tej rangi?

F jak grupa F. Grupa śmierci. Grupa, w której nie padł żaden remis i w której trzy drużyny skończyły z dwunastoma punktami. W której rozstrzygnięcie zapadło dzięki bramkom w meczach wcześniej już rozstrzygniętych (trafienie Aubameyanga w Dortmundzie na 3:1 albo samobój Zunigi w Neapolu na 2:1 spowodowały, że Borussia przeskoczyła Napoli) i w której surowe ocenianie Rafy Beniteza byłoby doprawdy niesprawiedliwością, zwłaszcza po odejściu Lavezziego i Cavaniego, kontuzji Hamsika i kapitalnym pierwszym meczu z Borussią.

G jak gwiazdy. Nie tylko ta największa (patrz: R), także (patrz: E) Ibrahimović, Messi, Bale, Neymar, Aguero, Negredo, Diego Costa, i kogo tam jeszcze najbardziej cenią na pracowicie kolekcjonowanych i wymienianych na szkolnych korytarzach kartach dzieciaki. Sponsorzy zacierają ręce: karty będą sprzedawały się nadal, bo wszyscy najwięksi zdołali coś pokazać - nawet trapiony kontuzjami Messi nie pozwala Ronaldo dogonić się w korespondencyjnym pojedynku najlepszych strzelców w historii Ligi Mistrzów.

H jak Helweci. Miny i wypowiedzi Jose Mourinho po dwóch porażkach jego klubu z FC Basel były wiele warte ("Kto zawalił gola? Wszyscy. Wszyscy. To był zdumiewający gol. Zdumiewający. Oni spali. Gdyby nie spali, jak inaczej taki gol mógł wpaść?" - wściekał się Wyjątkowy), ale jeszcze więcej warte będą transfery kilku zawodników szwajcarskiej drużyny do czołowych europejskich klubów. Mohammed Salah może trafić do Premier League już w styczniu. Szkoda, że w ostatniej kolejce dobił ich (patrz: C) błąd sędziego...

I jak ignorowani. Wszyscy mówią (patrz: G i R) "Ronaldo, Ronaldo", a czy wystarczających pochwał doczekał się taki di Maria, w fazie grupowej autor trzech goli i pięciu asyst? Albo Benzema, Isco, Modrić, również strzelający i asystujący w meczach Realu? Ile byśmy nie powiedzieli dobrego o Bayernie, zauważmy i to: tyleż efektowny, co efektywny zespół Carlo Ancelottiego jest jego głównym rywalem w drodze po triumf w Lidze Mistrzów.

J jak jesień. Dobry moment, żeby powiedzieć, że choć nie była tak oszałamiająca jak ubiegłoroczna (pamiętacie Malagę? Szachtar? Awans Celticu? Odpadnięcie Chelsea?), oglądało się ją kapitalnie. Zdanie o śmiertelnie nudnej fazie grupowej Champions League dopisujemy niniejszym do listy piłkarskich komunałów.

K jak kontratak. Najefektowniej grające drużyny Ligi Mistrzów: Borussia, Arsenal, Real, Atletico, ze szlachetnym wyjątkiem Bayernu (choć np. Borussię w Bundeslidze pokonywał również tą bronią), szukały swoich szans przede wszystkim w szybkim ataku. Tiki-taka (patrz: X) jest w odwrocie, już drugi sezon z rzędu.

L jak losowanie. Sprawa prosta jak drut: zwycięzcy grup (MU, Real, PSG, Bayern, Chelsea, Borussia, Atletico, Barcelona) w jednym koszyku, zespoły z drugich miejsc (Bayer, Galatasaray, Olympiakos, MC, Schalke, Arsenal, Zenit, Milan) w drugim. Nie mogą trafić na siebie zespoły, które grały ze sobą w grupach i drużyny z tego samego kraju. Ciężkie losowanie czeka zwłaszcza MC, Arsenal i Milan.

Ł jak Łukasz. Obowiązkowy polski akcent, znaczy się. Powrót po wielomiesięcznej kontuzji Piszczka, gol Błaszczykowskiego i cztery Lewandowskiego (ale też jego straszliwe pudło w meczu z Marsylią...), świetna postawa w bramce Arsenalu Szczęsnego (ale też jego okropne podanie w meczu z Napoli - prosto na głowę Higuaina...), asysta Szukały, Boenisch... Niemal wszystkich zobaczymy wiosną - pytanie tylko, jak często Piszczka, skoro grający ostatnio na prawej obronie Borussii Kevin Grosskreutz był jednym z najlepszych piłkarzy tej jesieni w Lidze Mistrzów - pomijając już bramkę na wagę awansu, zdobytą w Marsylii, przypomnijcie sobie jego mecz w Londynie i asystę przy golu Lewandowskiego, i w ogóle wszystkie te wyjścia do przodu, po których statystyki przebiegniętych przez Niemca kilometrów imponują nawet jak na standardy Borussii.

M jak Milan. A raczej cień Milanu. Wydaje się tak niedawno, kiedy grali tu Dida, Cafu, Nesta, Costacurta, Maldini, Seedorf, Gattuso, Pirlo, Szewczenko i Inzaghi. Dziś w brzydkiej katastrofie uczestniczą Kaka, Balotelli i stado kopaczy dość przeciętnych. Ale może nie ma co narzekać? Rossoneri grają dalej, a takiego Interu wszak w ogóle nie oglądaliśmy. O reszcie włoskich drużyn: patrz W.

N jak nóż. Trzech kibiców Ajaksu zostało rannych po ataku nożowników w Mediolanie: brzydka twarz pięknych rozgrywek, dająca o sobie znać także w Moskwie, gdzie rasistowskie incydenty położyły cień na meczu CSKA - MC.

O jak Olympiakos. Grecy awansowali po zwycięstwie nad Anderlechtem, który kończył mecz w ósemkę (patrz: C). Wszyscy mówią o drugiej młodości 35-letniego Drogby w Stambule, ja zachwycam się (patrz: P), Pirlo i Giggsem, ale przecież do listy weteranów rozgrywek wypada dodać Saviolę, który w swoje 32. urodziny dwoma bramkami zapewnił Grekom dalszą grę w turnieju.

Ö jak Özil. W Champions League błysnął z Marsylią, gdzie nie wykorzystał wprawdzie karnego, ale jego podanie do Wilshere'a, niemal nonszalanckie odegranie zewnętrzną częścią buta, zapamiętam jako jedno z ulubionych, ale przede wszystkim z Napoli, któremu strzelił gola i asystował przy bramce Giroud. Oczywiście Arsenal wyszedł z grupy czternasty raz z rzędu nie tylko dzięki Niemcowi, oczywiście świetnie w drużynie lidera Premier League grali także Ramsey, Giroud, Flamini i para stoperów Koscielny-Mertesacker, ale jak mówi ten ostatni, to transfer jego kolegi z reprezentacji dał im dodatkowego kopa i wiarę, że to może być ich rok. Sądząc po (patrz: L) liście czekających wiosną możliwych rywali (Arsenal może trafić na PSG, Atletico, Barcelonę, Real i Bayern) - pewnie bardziej w Premier League niż w Lidze Mistrzów, ale bądźmy szczerzy: kto przed sezonem wskazywał Kanonierów jako kandydatów do mistrzostwa kraju?

P jak Pirlo. Bo ja zawsze zapamiętuję Pirlo , choćby ze względu na genialne podanie, inicjujące akcję bramkową Juventusu w meczu z Realem. P także jak piernik: Pirlo ma 34 lata i ani myśli o emeryturze. Nawet patrząc na Ligę Mistrzów ma się na kim wzorować, bo w trakcie fazy grupowej stuknęła czterdziestka Ryanowi Giggsowi, podczas wyjazdowego meczu MU z Bayerem Leverkusen (patrz: U jak ulga) najlepszemu na boisku.

R jak rekord, i jak Ronaldo. Dziewięć goli w sześciu meczach fazy grupowej (właściwie w pięciu, bo przecież przeciwko Galatasarayowi na Bernabeu nie zagrał), to jeszcze jeden (rozstrzygający?) argument za Złotą Piłką dla Portugalczyka.

S jak statystyki. Najwięcej goli: Real, 20. Najwięcej podań: oczywiście Barcelona, średnio 653 na mecz. Najwięcej przechwytów: Galatasaray, 128. Najmniej strzałów: Milan, 52.

Ś jak śnieg. Uniemożliwił terminowe rozegranie meczu w Stambule, co samo w sobie brzmi nieźle. Blisko "Ś" jest "S", od którego zaczyna się nazwisko Sneijdera (gol grającego w Turcji Holendra zdegradował Juventus do Ligi Europejskiej, kiedy mecz - przerwany ze względu na śnieżycę - dokończono następnego dnia). Ale od śniegu niedaleko jesteśmy przede wszystkim innych utrudniających normalne granie okoliczności: w Moskwie, przed meczem CSKA z MC, żeby doprowadzić do jako takiej używalności fatalną murawę i uczynić ją przyjemniejszą przynajmniej dla widzów telewizyjnych transmisji, trawę... pomalowano.

T jak Thibaut. Wypożyczony z Chelsea bramkarz Atletico Madryt Thibaut Courtois był jednym z najlepiej broniących tej jesieni, ale w Petersburgu jego kiks dał piłkarzom Zenitu wyrównanie, w związku z czym Hiszpanie nie skończyli rozgrywek z kompletem punktów. Mniejsza z tym, i mniejsza z odejściem Falcao: Atletico i tak było objawieniem rozgrywek; wylansowało Diego Costę i Koke, wspieranych przez Adrę Turana czy Godina, było szybkie, bezwzględne, twarde i solidne, jak przed laty na boisku ich obecny trener Diego Simeone. Oglądajcie wiosną.

U jak ulga. Dla Davida Moyesa, któremu wróżono, że o ile w Premier League okaże się starym wyjadaczem, to brak doświadczenia w europejskich pucharach może być przyczyną dodatkowych kłopotów Manchesteru. Nic z tych rzeczy, a raczej wręcz odwrotnie: w lidze idzie fatalnie, w Lidze Mistrzów tymczasem MU hula aż miło. Do zapamiętania: fantastyczne zwycięstwo w Leverkusen, a także pierwszy mecz z Niemcami: gole i współpraca van Persiego i Rooneya, czyli tych, z których drugi miał być (jeśli wierzyć niefortunnej wypowiedzi menedżera z lata) wyłącznie zmiennikiem pierwszego.

V jak Viktoria. Zdobyli w tej edycji Ligi Mistrzów tylko trzy punkty, dzięki bramce w ostatniej minucie swojego ostatniego meczu (przeciwko broniącemu się wtedy w dziewiątkę CSKA), ale do zajęcia trzeciego miejsca wystarczyły. Sami swoi (kadrę stanowią wyłącznie Czesi i Słowacy), drużyna, jak pokazał swego czasu Rafał Stec [LINK: http://rafalstec.blox.pl/2013/08/Liga-Mistrzow-czyli-miliard-w-rozumie.html] biedniejsza niż Legia, przedłużyła europejską zabawę i jeśli wiosną w rozgrywkach Ligi Europejskiej natrafi na Tottenham, wybiorę się do Pilzna, zobaczyć, jak tam udaje się coś, co uparcie nie udaje się tu.

W jak Włosi. W odróżnieniu od drużyn z Premier League i Bundesligi, które awansowały w komplecie, Serie A na wiosnę będzie miała tylko jednego reprezentanta. Juventus i Napoli odpadły, a Milan do ostatnich sekund drżał o wynik w meczu z Ajaksem. Wiosną zabraknie Teveza, Vidala (gole strzelał z karnych, ale ileż się naharował: 24 wślizgi, najwięcej w całej Lidze Mistrzów) i Pirlo (patrz: P), oraz płaczącego po meczu z Arsenalem Higuaina, Pandewa i Hamsika. Miewała ta liga lepsze czasy.

X jak Xavi. Strzelił karnego w przegranym meczu Barcelony z Ajaksem, na pożegnanie jesieni po dawnemu dyrygował kolegami (w meczu ze Szkotami 129 celnych podań ze 138, 93 proc. skuteczności), ale ostatnio bywa raczej symbolem kłopotów swego klubu, szukającego, jak mówi trener Martino, nowej intensywności. "Jasne, że ideą nadal jest posiadanie piłki - mówił po porażce w Amsterdamie Puyol. - Ale kiedy grasz przeciwko drużynie, która też potrafi grać w piłkę, i kiedy jest dużo walki, tak to się właśnie kończy: jeśli nie wkładasz w grę wystarczająco dużo intensywności, rywale po prostu cię zabiegają". Słowo "intensywność" powtarzał Montoya po przegranym (tym razem w lidze) meczu z Athletikiem. "Jesteśmy zbyt przewidywalni" - dodawał Montoya. Strach powiedzieć głośno: o nowym obliczu Barcelony, zwłaszcza w meczach z rywalami silniejszymi niż Celtic, powinni zacząć stanowić inni piłkarze.

Y jak Yes-meni. W głośnym filmie dokumentalnym wyzwanie światu koncernów i korporacji rzuciło dwóch zwariowanych alterglobalistów. W Lidze Mistrzów próbuje Greenpeace, którego działacze zakłócili przedmeczową konferencję Realu Madryt w Kopenhadze z wielkim banerem "Pokażcie Gazpromowi czerwoną kartkę". Gazprom jest, jak wiadomo, jednym z najważniejszych sponsorów Ligi Mistrzów, nikt czerwonej kartki mu nie pokaże, przeciwnie: za dopuszczenie do podobnego protestu podczas meczu z Schalke FC FC Basel musiało zapłacić 30 tys. euro grzywny. Gazprom, oczywiście, będzie dalej wiercił w Arktyce.

Z jak zmęczenie. Niby znów wypada wspomnieć o zdziesiątkowanej kontuzjami Borussii, ale nie: doczołgali się jakoś, wywalczyli awans, i teraz odpoczną. Czego nie można powiedzieć o ich rywalach z Monachium, pakujących właśnie walizki na klubowe mistrzostwa świata. Jeśli coś może powstrzymać ich marsz po triumf w Lidze Mistrzów (patrz: B), to zbyt wiele spotkań na koniec sezonu. Co może mieć również znaczenie w analizowaniu mundialowych szans - kiedy ci najlepsi będą doczłapywać do finału mistrzostw świata, będą mieli w nogach po osiemdziesiąt meczów.

Więcej o: