Finał Ligi Mistrzów. Bayern, Bayern ponad wszystko

Real musi dzielić się trofeami z Barceloną, a Juventus z Milanem. Monachijczycy od dziesięcioleci pilnują, by żaden niemiecki klub nie mógł się z nimi równać. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl z finału Ligi Mistrzów, w którym Bayern zmierzy się z Borussią w sobotę od godz. 20.

- Jeśli zostaniemy ukarani, opuścimy Bundesligę i będziemy występowali w lidze włoskiej - groził dekadę temu Franz Beckenbauer, były piłkarz, trener, a dziś wpływowy działacz Bayernu.

Prasa ujawniła wówczas, że w 1999 r. Bawarczycy podpisali sekretny kontrakt sponsorski z imperium medialnym Leo Kircha wart 64 mln euro. Wybuchł skandal, bo w tym roku władze ligi niemieckiej negocjowały z Kirchem sprzedaż praw do transmisji telewizyjnych. Wcześniej kilka klubów - wśród nich oczywiście Bayern - długo uważało, że trzeba zrezygnować z handlowania prawami wspólnie. Każdy klub miał martwić się o siebie. Gdy doszło do głosowania, prezes monachijczyków poparł pomysł sprzedaży Kirchowi praw wspólnie i Niemcy huczały, że Bawarczyków przekonały 64 mln. Skończyło się tylko na pohukiwaniach, a dokładniej: po kilku miesiącach negocjacji z władzami ligi Bayern wpłacił 3 mln euro na cele charytatywne.

Tak, Bayernowi wolno wszystko, Bayern uważa się za hegemona przerastającego o kilka klas krajowych rywali.

Bayern plądrujący

Wyniki, sukcesy i trofea przeciwników nie mają dla Bawarczyków żadnego znaczenia. Choć w poprzednich dwóch latach oglądali triumfy Borussii w lidze i krajowym pucharze, w przededniu obecnego sezonu prezes Uli Hoeness obwieścił, że dortmundczycy muszą udowodnić, że wspięli się już na ten sam poziom co Bayern. - Nie mają ani jednego piłkarza klasy światowej, zapracują na moje uznanie dopiero wtedy, gdy będą jednocześnie odnosić sukcesy w kraju i Europie - mówił Hoeness.

Kilka tygodni temu monachijczycy zapłacili 37 mln euro za rozgrywającego Borussii Mario Götze, lada dzień rzuci podobne pieniądze za Roberta Lewandowskiego. Nieźle, biorąc pod uwagę, że niedawno żaden nie był piłkarzem klasy światowej.

Bundesliga już ten film widziała. Jeśli Bayern przegrywa, plądruje kadrę największego rywala, a w skrajnych przypadkach - nie pozwala mu się wzmocnić.

Dekadę temu Bayer Leverkusen dotarł do finału Ligi Mistrzów. Po finale do Monachium przeprowadzili się wyrastający na najlepszego niemieckiego piłkarza Michael Ballack i czołowy pomocnik Bundesligi Ze Roberto. W ostatnich latach monachijczycy odbierali gwiazdy Mönchengladbach (Dante) i Schalke (Manuel Neuer). Kilka lat temu wyciągnęli z Aachen powoływanego do reprezentacji i uważanego za bardzo utalentowanego napastnika Jana Schlaudraffa. Nie żeby go potrzebowali, za strzelanie goli odpowiadali wtedy Luca Toni, Miroslav Klose i Lukas Podolski, po prostu młodym napastnikiem interesował się także Werder Brema. Na Allianz Arena Schlaudraff bardzo rzadko odrywał się od ławki rezerwowych, dziś ma 30 lat, gra w Hannoverze, o występach w reprezentacji nawet nie marzy. - Czasami musimy pokazać, że nikt nie może się z nami równać - mówił Hoeness. Trener Ottmar Hitzfeld, który pracował i w Dortmundzie i w Monachium, uważa, że strategia Bayernu nie zmieniła się od lat. - Nie chodzi tylko o to, żeby się wzmocnić, ale także o to, by osłabić rywali - mówi Hitzfeld, dziś selekcjoner reprezentacji Szwajcarii.

Taka taktyka transferowa jest oczywiście bardzo kosztowna, ale pieniądze nigdy nie były w Monachium problemem. Na kontraktach marketingowych (wymienienie wszystkich płacących za to, że ich logo jest pokazywane obok herbu Bayernu wymienić nie sposób) monachijczycy zarabiają 190 mln euro rocznie. Żaden klub nie dostaje od sponsorów aż tyle.

Według rankingu Deloitte'a monachijczycy to czwarty najbogatszy klub na świecie, wyprzedzany tylko przez Manchester United, Barcelonę i Real. Według tego samego zestawienia Bayern miał w ubiegłym roku 368 mln euro przychodu. Borussia Dortmund - 189 mln, Schalke - 174 mln. Trudno się dziwić, że w dziesiątce największych transferów Bundesligi osiem miejsc zajmują piłkarze sprowadzeni na Allianz Arena (pozostałe to sprowadzeni do Borussii Marco Reus i Marcio Amoroso). Sześciu z nich może wystąpić dziś na Wembley.

Niemcy jak Szkocja

Hegemonię Bayernu widać też oczywiście w klubowym muzeum. Monachijczycy dziewięć razy grali w finale Pucharu Europy, cztery razy sięgnęli po trofeum. Inne niemieckie drużyny były tam tylko przejazdem, po dwa razy w decydującego meczu dotarły Hamburg i Borussia Dortmund. Bundesligę Bayern w ostatnich 30 latach wygrał 16 razy. Najbardziej utytułowane zespoły hiszpańskie (Barcelona) i angielskie (Manchester United) wzięły w tym czasie po 13 mistrzostw, a włoski (Juventus) - 9. W dodatku Niemcy nie doczekali się zespołu, który na stałe rywalizowałby z Bayernem. Piękne chwile przeżywali kibice Mönchengladbach, Hamburga i Stuttgart, ale na stałe nikt tempa Bawarczyków nie jest w stanie wytrzymać.

Hoeness opowiadał niedawno, że rywalem jego zespołu stał się Dortmund, jego zdaniem Bundesliga miałaby w najbliższych sezonach przypominać ligę hiszpańską. Tam jeszcze przed startem wiadomo, że tytuł może trafić tylko do Barcelony albo Madrytu.

- Hoeness się myli. Obawiam się, że za rok nasze rozgrywki mogą upodobnić się do ligi szkockiej, w której po bankructwie Glasgow Rangers tylko Celtic ma szansę na tytuł - odpowiedział trener Borussii Jürgen Klopp.

Copyright © Agora SA