Finał Ligi Mistrzów. Borussia już nie pod ochroną

Nieodwołalna utrata Mario Götzego, który nie wyleczy uda na sobotni finał Ligi Mistrzów, drastycznie zredukowała liczbę zapasowych opcji ofensywnych trenera Jürgena Kloppa. Drastycznie, czyli do zera.

Wartość obwołanego najzdolniejszym nastolatkiem niemieckiego futbolu Götzego precyzyjnie oszacował najbliższy przeciwnik dortmundczyków Bayern, który wykupił go za podane w kontrakcie 37 mln euro. Żaden rodzimy gracz jeszcze tyle nie kosztował.

Monachijczycy mieli powody, by zaszaleć, co widzieliśmy w poprzednich rundach Ligi Mistrzów. W klasyfikacji asyst wspólnie z Mesutem Özilem, Karimem Benzemą i Angelem Di Marią (wszyscy z Realu Madryt) ich przyszły gwiazdor - będzie nim bez wątpienia, to skarb marketingowców - zajmuje pozycję wicelidera, ustępuje tylko Zlatanowi Ibrahimoviciowi. Pięć razy wykonywał decydujące podanie.

Aż czterokrotnie kierował je do Roberta Lewandowskiego.

Nieobecność 20-latka może zatem odczuć polski napastnik, ale wspomnienia z meczów wiosennych uzmysławiają, że Götzemu zdarzało się również zachowywać nieodpowiedzialnie, egoistycznie, jakby chciał skraść show kolegom. Gdy okoliczności zapraszały do podania, nie rozstawał się z piłką, lecz kontynuował solowy popis, by kończyć go niecelnym strzałem. Czasem krzyczącym pudłem. Partaczył zwłaszcza pod bramką Malagi.

Ale Bayern miał powody, by rzucić za Götzego fortunę, "Kicker" miał powody, by wynieść młodzieńca na szczyt rankingu najlepszych piłkarzy Borussii minionego sezonu. A jego zmiennik Kevin Grosskreutz dał powody, by dziś prognozować, że o ile w finale dołoży od siebie mnóstwo defensywnego poświęcenia, o tyle nie ma co liczyć na jego technikę i kreatywność w rozbijaniu zasieków monachijskich. Brakowi iskry bożej nie zaradzisz.

Innym wariantem może być wypchnięcie Ilkaya Gündogana, rozgrywającego piłkę przed defensywą, w pobliże pola karnego. Ale tego w Champions League dortmundczycy jeszcze nie próbowali (choć próbowali m.in. w majowym meczu Bundesligi właśnie z Bayernem. Niestety, to była gierka bez znaczenia, odbębniona już po rozstrzygnięciu wyścigu o tytuł mistrzowski).

W każdym razie na jedną stratę w ofensywnym kwartecie trener Klopp może sobie od biedy pozwolić. Na jedną i żadnej następnej. To granica, poza którą są już tylko desperacja i wiara w cuda.

Borussia, klub jak na standardy finałowe skandalicznie ubogi kadrowo, w razie potrzeby nie zdoła znaleźć choćby ćwierćkompetentnego zmiennika ani dla Lewandowskiego, ani dla Marco Reusa, ani dla Kuby Błaszczykowskiego.

Za naszym snajperem błąka się tylko Julian Schieber - 24-latek bez żadnego dorobku, który dostaje szansę incydentalnie i nigdy jej nie wykorzystuje. Reusa lub Błaszczykowskiego dortmundczycy musieliby natomiast zastępować prawdopodobnie rezerwowym środkowym pomocnikiem, czyli piłkarzem o zupełnie innej charakterystyce. Zapasowym skrzydłowym Klopp nie dysponuje. Zapasowym graczem o ofensywnej żarłoczności Reusa tym bardziej.

Dotąd Borussia szczęśliwie unikała zbiorowych nieszczęść. Traciła co najwyżej jednostki, nie traciła bohaterów ataku. Jakby była specjalnie chroniona. Owszem, Götze uszkodził udo w meczu z Realem - jednak dopiero w madryckim rewanżu, gdzie Borussii wystarczało utrzymać olbrzymią przewagę uzyskaną u siebie. Pech dopadł ją dopiero przed finałem. Przed finałem z przeciwnikiem tak wspaniale wyposażonym, że trudno wyobrazić sobie liczbę kontuzji, która radykalnie by go osłabiła.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA