Na pierwszy, drugi, a nawet trzeci rzut oka trudno dostrzec szanse Realu i Barcelony. Borussia 0:3 nie przegrała od półtora roku (od meczu z Olympique Marsylia). Czterema golami (tyloma będzie musiał zwyciężyć Real, jeśli Niemcy zdobędą bramkę) nie uległa od 2009 r. (5:1 bił Bayern).
Zadanie Barcelony jest jeszcze trudniejsze. Bayern pięcioma bramkami w europejskich pucharach nie przegrał nigdy, 0:4 (taki wynik da dogrywkę) nie przeżył od czterech lat. Poległ wtedy na Camp Nou, ale był w gigantycznym kryzysie, szatnią zarządzał uważany za trenerskiego nieudacznika Jürgen Klinsmann, a Barca wyrastała na najlepszą drużynę w historii. Tej wiosny Bayern miażdży rywali w kraju i Europie, a Katalończycy zsuwają się w coraz głębszą zapaść. Z pięciu meczów LM wygrali tylko jeden.
Awans Hiszpanom może dać tylko wieczór magiczny, wyjęty z kibicowskich marzeń. Tam nie ma miejsca na analizę taktyczną, tam liczy się wiara w gwiazdy, poparta wspomnieniami historycznych triumfów.
Madryt zaczął ją tuż po zejściu z boiska w Dortmundzie. Piłkarze i trener José Mourinho przekonywali, że wierzą w odwet. To część DNA Realu. - Nie ma nic przyjemniejszego od odrobienia strat na Santiago Bernabéu - mawiał Emilio Butragueno, legendarny napastnik "Królewskich" z przełomu lat 80. i 90., lider zespołu, który wyspecjalizował się w dreszczowcach z happy endem. W drodze po Puchar UEFA w 1985 r. Real cztery razy przegrywał pierwsze mecze i odrabiał straty u siebie. Partner Butragueno Jorge Valdano triumfy tłumaczył gorącą atmosferą stadionu. Rywale mieli wychodzić na boisko sparaliżowani, niezdolni do pokazania umiejętności, które dały im zwycięstwo u siebie. Dzisiejsze gwiazdy Realu wystąpiły w filmiku - natychmiast zrobił furorę w internecie - mającym zmobilizować kibiców przed najważniejszym meczem sezonu. "Naszą siłą jesteś ty" - powtarzają m.in. Diego López, Fabio Coentrao, Xabi Alonso, Iker Casillas i Cristiano Ronaldo.
Jesienią Borussia nie przestraszyła się jednak madryckiego stadionu, grała lepiej, zwycięstwo straciła w przedostatniej minucie. Trudno uwierzyć, by światła Santiago Bernabéu oślepiły Roberta Lewandowskiego, nie ma powodu, by ktoś, kto strzelił cztery gole Realowi w półfinale Champions League, miał tremę przed wyjściem na jakąkolwiek scenę. Polak walczy o finał dla Borussii, ale bierze też udział w wyścigu indywidualnym. Od prowadzącego w klasyfikacji strzelców Ronaldo (12 goli) dzielą go dwa trafienia. "Marca" pisała na okładce, że za "dezaktywację" polskiego supersnajpera będzie odpowiadał Sergio Ramos. To też świadczy o klasie Lewandowskiego - Mourinho naśle na niego najlepszego obrońcę, pracującego na miano legendy klubu.
- Doskonale znamy historię Realu, nikt nie powiedział, że skończyliśmy robotę - mówi trener Borussii Jürgen Klopp. Jego największym zmartwieniem jest kontuzja Łukasza Piszczka. Polski prawy obrońca w niedzielę nie trenował na pełnych obrotach, ale poleciał do Hiszpanii. Gdyby nie zagrał, na jego miejscu stanie pewnie Kevin Grosskreutz.
Naprzeciw najbardziej wszechstronnego piłkarza Borussii - rzucanego od skrzydeł, przez środek pomocy, po boki obrony - stanie Ronaldo. Madryt przez kilka dni drżał o zdrowie Portugalczyka, który przez bolące udo opuścił sobotnie derby z Atletico. W niedzielę trenował już normalnie, we wtorek to on będzie pod największą presją. Bez wielkiego popisu supergwiazdy awans do finału będzie niemożliwy.
W Barcelonie nadzieja zaczęła się tlić w sobotę, gdy z ławki rezerwowych podniósł się Leo Messi i po fantastycznym rajdzie strzelił gola Bilbao, a potem dał asystę Alexisowi Sánchezowi. W Monachium był jednym z najsłabszych na boisku, wydawało się, że nie wyleczył kontuzji uda, przez którą opuścił trzy mecze w lidze. Przybici klęską piłkarze i trenerzy Barcelony mówili, że w rewanżu potrzebują cudu.
Im bliżej jednak meczu na Camp Nou, tym chętniej zapewniali, że wierzą w sukces, zupełnie jakby nie pamiętali, że w Monachium ich problemy nie kończyły się na złym występie Messiego. Zawieszony za kartki jest Jordi Alba, na lewej stronie obrony stanie więc wracający po dyskwalifikacji Adriano. Partnerem Gerarda Piqué na środku defensywy znów będzie nowicjusz Marc Bartra. Chyba że do gry zdolny będzie Javier Mascherano, który miesiąc temu uszkodził kolano. Tak szybki powrót Argentyńczyka byłby jednak cudem. Jednym z wielu wyczekiwanych przez hiszpańskich kibiców.