Liga Mistrzów. Jak przeżyć na Camp Nou

U siebie piłkarze Milanu zatrzymali Barcelonę, ale na jej stadion od lat wszyscy jeżdżą jak na skazanie. Transmisja rewanżowego ćwierćfinału Ligi Mistrzów dziś o 20.45 w nSport HD, relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl.

Nie będziesz mógł obejrzeć meczu? Relacja na żywo w m.sport.pl

Bezbramkowy remis sprzed tygodnia można uznać za wyczyn wręcz heroiczny, jeśli wziąć pod uwagę, że obrońcom tytułu mediolańczycy opierali się w składzie mocno podziurawionym. Grali bez Alexandre Pato, Antonio Cassano, Marka van Bommela, Gennaro Gattuso, Alberto Aquilaniego, Thiago Silvy i Ignazio Abate, a w ostatnim kwadransie także bez Alessandro Nesty i Robinho. Dość powiedzieć, że w końcówce w ataku biegał wciąż nastoletni Stephan El Shaarawy, który w dorosłym pierwszoligowym futbolu w tym sezonie debiutuje.

Poturbowany Milan obronił się przed Barceloną, która strzelała gole w 30 poprzednich meczach Ligi Mistrzów, dlatego do awansu wystarczy mu każdy bramkowy remis w rewanżu.

Ten wynik nie jest niezwykły. Katalończycy w rundach pucharowych często na wyjeździe uzyskiwali wyniki umiarkowanie dobre. Ostrą strzelaninę urządzali sobie dopiero na Camp Nou. Bayer Leverkusen rozbili niedawno 7:1, w zeszłym sezonie pobili 3:1 Arsenal i 5:1 Szachtar Donieck, wcześniej wygrywali m.in. z VfB Stuttgart 4:0 i Arsenalem 4:1. Do siatki po raz ostatni nie trafili wiosną 2009 roku, kiedy nie sforsowali defensywnych zasieków Chelsea.

W weekend trener Josep Guardiola dał odpocząć kilku kluczowym graczom, by na Milan wystawić - terminologia hiszpańskiej prasy - jedenastkę galową. Znajdzie się w niej nawet rozgrywający Xavi Hernández, który ma drobne kłopoty z mięśniami. Barcelona całą energię wkłada w Puchar Europy, by wreszcie go obronić i obalić jeden z ostatnich argumentów przeciwników obwoływania jej drużyną wszech czasów. W kraju tytułu raczej nie obroni, Real Madryt uciekł jej na sześć punktów.

- To będzie nasz najtrudniejszy, a zarazem najpiękniejszy mecz sezonu - mówi Guardiola. Najtrudniejszy, bo z włoskimi klubami ciężko się gra nawet Leo Messiemu. Ten bezlitosny snajper strzelił im w karierze tylko jednego gola, a tydzień temu na San Siro nie miał chwili swobody, poruszał się wyłącznie w tłoku. Współczesny Milan nigdy przez Barcelonę wychłostany nie został - jesienią przegrał 2:3 i zremisował 2:2, a w półfinale w 2006 roku przegrał 0:1 i zremisował 0:0.

Tyle że mecze jesienne nie ważyły wiele więcej niż towarzyskie (w grupie potentaci rywalizowali ze słabymi Viktorią Pilzno i BATE Borysów), a tamten półfinał to inna epoka - epoka Milanu arcymocnego i broniącego trofeum, a także Barcelony już znakomitej, lecz czekającej dopiero na przyjście Guardioli, który jej system gry wzniósł na jeszcze wyższy, bliski perfekcji poziom.

Jeśli pominąć spotkanie na San Siro, Katalończycy wygrali ostatnio dziesięć razy z rzędu, strzelając średnio 3,3 gola na mecz. Borykają się z minimalnymi kłopotami kadrowymi, brakuje im tylko czekającego na przeszczep wątroby Erica Abidala i leczącego się od miesięcy Davida Villi.

W szatni Milanu szaleje zaraza. Na rewanż nie wróci van Bommel, przed tygodniem pauzujący po żółtych kartkach, bo boli go kręgosłup. W podstawowym składzie zmieni się tyle, że Daniele Bonerę zastąpi na prawej obronie Abate. Piłkarze odczuwają zmęczenie. Ich zwierzchnicy tłumaczą, że w marcu rozegrali aż osiem spotkań, w tym wydłużone do 120 minut (w Pucharze Włoch) z Juventusem Turyn.

Mocni są za to mentalnie. Wynik pierwszego meczu uważają za cenny, chcą walczyć w rewanżu do ostatniej kropli potu. Zdają sobie sprawę, że sukces byłby szokującą sensacją i najwspanialszym międzynarodowym osiągnięciem włoskiego klubu od zdobycia trofeum przez Inter w 2010 roku. W bieżącym sezonie są ostatnimi reprezentantami Serie A w europejskich pucharach, tymczasem Hiszpanie atakują frontalnie. Marzą o El Clásico w finale LM, a także trzech klubach - szansę mają Athletic Bilbao, Valencia, Atletico Madryt - w półfinale Ligi Europejskiej. I jeśli im się powiedzie, żaden fachowiec nie uzna tego za niespodziankę.

Niespodzianką byłby za to wielki wieczór Zlatana Ibrahimovicia, który nadal nie umie uciec od reputacji wirtuoza blednącego od blasku jupiterów w międzynarodowych szlagierach, a sezon spędzony w Barcelonie był jego najbardziej gorzkim doświadczeniem w karierze. Odszedł z Interu, a Inter wygrał LM; na Camp Nou został odtrącony; po jego powrocie do Włoch Katalończycy odzyskali panowanie na kontynencie. Sądząc po jego wypowiedziach o Guardioli, od żądzy sportowej zemsty aż go rozsadza.

Inaczej reaguje na wielkie wyzwania Pato, który jesienią ugodził Barcelonę golem strzelonym po pokonaniu sprintem połowy boiska. Jego szybkości mediolańczycy bardzo potrzebują, dlatego został włączony do kadry i prawdopodobnie usiądzie w rezerwie. Ale jego forma to absolutna niewiadoma. Właśnie wrócił z USA, gdzie lekarze analizowali przyczyny jego notorycznych urazów. W piłkę nie grał ponad miesiąc.

Barcelona faworytem meczu? Podyskutuj na forum Sport.pl ?

Zobacz koszulki reperezentacji narodowych na Euro 2012 [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.