Ekstraklasa po 23. kolejce: Jagiellonia coraz bliżej Wisły, Legia znów w dół

W piłkarskiej ekstraklasie są już wyraźnie wydzielone grupy walczących o tytuł i o utrzymanie. Reszta stawki, w której szarzyźnie pogrążyła się Legia, wciąż jest płaska jak liść.

23., rozłożona niemal na cały Wielki Tydzień, kolejka nie przyniosła sensacyjnych rozstrzygnięć, nie licząc porażki (pierwszej od 11 meczów) liderującej Wisły Kraków we Wrocławiu ze Śląskiem. Ale właśnie po niej pierwszy raz w tym sezonie można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że o mistrzostwo Polski powalczą już tylko Wisła z Jagiellonią Białystok, a dwóch spadkowiczów należy szukać wśród tercetu: Polonia Bytom, Arka Gdynia i Cracovia.

Po fatalnym początku wiosny wraca do gry Jagiellonia. Wygrała trzeci raz z rzędu i - jak przyznał zdobywca 143 goli w polskiej lidze Tomasz Frankowski - w Białymstoku znów myśli się o tytule. W tym samym czasie, w którym zespół trenera Michała Probierza powiększył konto o 9 pkt, krakowianie uciułali raptem 4 pkt. W tabeli wyprzedzają dziś Jagiellonię o 3 pkt, ale ponieważ mają korzystny bilans bezpośredni - dystans jest jednak tak naprawdę jeszcze o punkt większy.

Szkoleniowiec Wisły Robert Maaskant już dwa tygodnie temu, po wypuszczonym z rąk w ostatnich sekundach zwycięstwie w Kielcach, przestrzegał, że duża przewaga nad rywalami źle wpływa na psychikę. Obawy Holendra całkowicie się potwierdziły na boisku Śląska, ale z drugiej strony teraz Wisła znów nie może już czuć się za bezpiecznie, bo Jagiellonia depcze jej po piętach.

Także w dole tabeli przesądzone jest już chyba, że w przyszłym sezonie w pierwszej lidze zmuszone będą grać dwa kluby z trójki: Polonia B., Arka, Cracovia. Na razie różnice między nimi są minimalne, każda kolejka może jeszcze zmieniać kolejność i szanse. Wydaje się, że najgorszy rozkład meczów mają krakowianie, z tym że przecież to oni grają w tej rundzie najlepiej spośród zagrożonych - zdobyli 12 pkt, a obaj konkurenci w niedoli po 6.

Na miejscach od 3. do 13. trwa nieustanne falowanie. Seria składająca się z więcej niż jednej wygranej pozwala ekspresowo wywindować się w tabeli i odwrotnie - nałogowe remisowanie (nie mówiąc o przegranych) natychmiast zrzuca w dół, czego znakomitym przykładem jest GKS Bełchatów, zdobywca punktu w czterech spotkaniach. Różnica między granicami tej strefy to dziś głupie 6 pkt, a jeśli wziąć pod uwagę, że awans do europejskich pucharów może dać nawet lokata nr 4 (jeśli zdobywca Pucharu Polski będzie trzeci na mecie, finał Lech Poznań - Legia Warszawa 3 maja) - jeszcze mniej, zaledwie 4 pkt!

Na niespotykanej od wprowadzenia przed piętnastu laty punktacji 3-1-0 płaskości środka klasyfikacji korzysta ostatnio zwłaszcza Polonia Warszawa. Z górą 60-letni właściciel stołecznego klubu Józef Wojciechowski musiał w czasach PRL zetknąć się z hasłem "kwiecień miesiącem oszczędzania". Wtedy zresztą pewnie to nawet robił, bo dziś jest finansowym krezusem - ale dziś jego Polonia rywali nie oszczędza. W kwietniu, pod dowództwem Jacka Zielińskiego, wyłącznie wygrywa (cztery kolejne mecze) i samego dna strefy wypełnionej przeciętniakami wspięła się już prawie na jej szczyt.

Drużyną, która konsekwentnie "gra swoje" jest Legia Warszawa. Właśnie przegrała 11 mecz w tych rozgrywkach i uparcie dąży do tego, by stać się najgorszą wynikowo Legią w swojej 74-letniej historii występów w ekstraklasie. Brakuje jej jeszcze dwóch porażek. Ale jeszcze bardziej zgubne może się stać dla Legii zdobycie PP i dojście do wniosku przez władze klubu, że mimo słabszej postawy w lidze sezon nie okazał się stracony, bo przecież jest trofeum.

Wszystkie gole na Ekstraklasa.tv ?

Mistrzem Polski będzie...
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.