Członek rady nadzorczej Odry: To już koniec klubu

- Nie widzę możliwości dalszego funkcjonowania Odry. To naprawdę koniec! - zapewnia Andrzej Surma, członek RN spółki Odra Wodzisław S.A.

Tak kategoryczny pogląd działacza Odry, reprezentującego w klubie stronę czeską wynika z odmowy zajęcia stanowiska w sprawie sprzedaży 48 proc. akcji czeskiemu akcjonariuszowi. Udziałowiec Andrzej Rojek, którego głos jest kluczowy w tej kwestii, we wtorek zapewniał Czechów, że zrzeknie się prawa pierwszeństwa do zakupu pakietu, po czym przesłał do klubu pismo, że wypowie się w sprawie dopiero po zwolnieniu akcji przez komornika.

To może potrwać kilka tygodni, a dla klubu taka zwłoka jest zabójcza. - Nie ma w ogóle finansowania, długi rosną z dnia na dzień, w szatni wrze, bo chłopcy czekają na pieniądze. Nie wiem, czy będzie za co pojechać na piątkowy mecz do Bielska-Białej - twierdzi Surma, który największe pretensje ma do zarządu stowarzyszenia MKS Odra, właściciela 58 proc. akcji, który rzekomo jest władny do podjęcia decyzji bez Rojka, ale działa opieszale.

- Oprócz tych akcji nie mają nic. Dziesięciu wspaniałych, pozbawionych kasy i pomysłów, którzy bawią się klubem - mówi o członkach zarządu Surma.

Marian Oślizło, szef stowarzyszenia, który był przychylny sprzedaży akcji Czechom, w środę złożył rezygnację. Czy podobnie postąpi również prezes spółki Dariusz Kozielski? - Obiecałem, że jak do środy sprawy się nie wyjaśnią, to nie będę miał innego wyjścia, żeby nie zarzucono mi niekonsekwencji. Ja pieniędzy na działalność klubu nie wyłożę - przyznaje Kozielski, który wniosek o upadłość spółki przygotował już 20 lipca. Teraz wystarczy go przesłać do sądu. - Czyżby akcjonariusze woleli odbudowywać Odrę na zgliszczach? - zastanawia się prezes.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.