Ekstraklasa. Piłkarze Odry z własnej inicjatywy zrzekają się premii

Jeśli w trzech ostatnich w tym roku ligowych meczach piłkarzom z Wodzisławia uda się wywalczyć punkty na boisku, zrezygnują z regulaminowych premii meczowych. Sami tak zdecydowali!

Ekstraklasa.tv: Fatalny występ Odry we Wrocławiu ?

- Chcemy w ten sposób pokazać, że nie jesteśmy materialistami i zwykłymi najemnikami, którzy myślą tylko o tym, czy na naszych kontach zgadzają się pieniądze. Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja, w jakiej znalazł się klub, to duży problem i w tej chwili zależy nam tylko na wywalczeniu punktów - wyjaśnia jeden z piłkarzy, który woli pozostać anonimowy.

Zespół Odry z dziewięcioma punktami zajmuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli i jest poważnie zagrożony spadkiem. W tym roku zagra jeszcze mecze z Wisłą, Jagiellonią oraz Polonią Bytom.

By dać odpór krytyce ze strony kibiców, którzy zarzucają piłkarzom brak ambicji, starszyzna drużyny zdecydowała się wyjść z niecodzienną ofertą do Dariusza Kozielskiego, członka zarządu, odpowiadającego w tej chwili w klubie za sprawy sportowe. - Byłbym zdziwiony, gdyby nasi fani piali z zachwytu nad tym, co obecnie prezentujemy na boisku. Ich reakcja jest jak najbardziej zrozumiała. Musimy sobie udowodnić, że mamy ambicje, by to zmienić, bo zwyczajnie jest nam wstyd. Tym bardziej że nam nie idzie w sytuacji, kiedy klub płaci nam wszystko na czas - dodaje zawodnik Odry.

- Fajnie, że nasi gracze zdecydowali się na taki krok. Gdzie się coś takiego zdarza? Widać, że nie zawsze to klub musi nakładać kary na piłkarzy, chcąc wyegzekwować większe zaangażowanie. Uważam, że to zdrowa inicjatywa, która ma sens - przytakuje pomysłowi zawodników Kozielski.

Z premiami czy bez, zbuduj zespół i Wygraj Ligę ?

Sam również ma dla piłkarzy propozycję nie do odrzucenia, którą już zdążył im przedstawić. - Zaoferowałem im następujący układ: w rundzie wiosennej gracie za połowę kontraktów oraz premii. Jeśli się nie utrzymacie w lidze, pieniądze zostają w klubie. Jeżeli uratujecie ekstraklasę dla Wodzisławia, po sezonie wypłacimy wam wszystko i jeszcze drugie tyle - mówi Kozielski. - Skoro wierzą we własne siły i rzeczywiście zależy im na dobru klubu, to powinni podjąć rękawicę i postawić na szalę część swoich uposażeń. Jeśli się utrzymamy, dla zarządu wypłacenie graczom podwójnej stawki nie będzie żadną stratą. Więcej, dla wszystkich będzie to sama korzyść! Kto nie będzie chciał zgodzić się na moje warunki, może w zimie rozwiązać kontrakt - zaznacza przedstawiciel zarządu klubu.

Ta koncepcja nie budzi już wśród zawodników tak wielkiego entuzjazmu jak ich własna premiowa inicjatywa.

- Umówiliśmy się, że ten temat dokładnie omówimy sobie dopiero w grudniu, po zakończeniu rozgrywek. Prezesowi Kozielskiemu wydaje się to proste. Ja osobiście mógłbym podjąć takie ryzyko, ale jest jeszcze dwudziestu kilku innych ludzi, którzy mogą mieć inne spojrzenie na tę sprawę. Nie wiem, czy człowieka, który pół roku temu podpisał kontrakt na trzy lata, będzie stać na równie śmiały krok - zastanawia się nasz anonimowy rozmówca.

Co budzi największy opór zawodników? - Przede wszystkim to, że nie my będziemy decydować o zimowych transferach. Oddajemy połowę poborów i nie mamy żadnego wpływu na to, co będzie dalej. Gdyby ktoś mi zagwarantował, że w najbliższym oknie transferowym trafią do nas Cantoro czy Sobolewski, to wtedy można by się zgodzić w ciemno. Ale to nie jest gra na giełdzie, gdzie sami wybieramy spółkę, w którą chcemy zainwestować - zauważa piłkarz Odry.

Jego zdaniem problemem mogą być też menedżerowie piłkarzy. - Nie ulega wątpliwości, że prezes Kozielski ma swoją wizję pracy i ciekawe pomysły, ale on dotąd pracował głównie z piłkarzami z niższych klas rozgrywkowych oraz młodzieżą. Teraz staje do rozmów z zawodnikami, którzy mają rozegranych "X" meczów w ekstraklasie i których agenci czerpią profity z ich kontraktu, więc mogą uznać "ofertę" prezesa za nie do przyjęcia - twierdzi ligowiec, chociaż sam ma świadomość tego, że w przypadku degradacji Odry znalezienie nowego, przyzwoitego pracodawcy będzie graniczyło z cudem.

- Ten klub przez 14 lat dawał zatrudnienie piłkarzom, którzy nie mieli miejsca w innych zespołach. Gdybyśmy spadli, to nikt już nie da wiary w to, że możemy być przydatni gdzie indziej. Pomyślą: "Skoro nie poradzili sobie nawet w tej słabej Odrze, to u nas tym bardziej nie mają czego szukać" - przyznaje piłkarz.

Jakie więc widzi rozwiązanie z całej sytuacji? - Zaapelowaliśmy do pana Kozielskiego o czas na zastanowienie i niewywieranie presji w tej kwestii. W Cracovii nie było żadnych rozrób, kiedy jej nie szło, a teraz chłopaki potrafiły wygrać z Wisłą. Kluczowe jest to, by wreszcie zapunktować i odmienić nasze samopoczucie. Nie ma miejsca na lamenty, liczy się wyłącznie boisko. Musimy dać sobie jakąkolwiek szansę przed rundą wiosenną. Bo jeśli teraz punktów nie przybędzie, to chyba lepiej rozwiązać wszystkie kontrakty i zacząć oszczędzać na I ligę - kończy piłkarz Odry.

"Mogę dać klapsa" - przestrzega Tarasiewicz ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.