• Link został skopiowany

Wymiana ciosów w polskiej ekstraklasie. "Granica została przekroczona"

- Zatrudnienie Niedźwiedzia było kompletną pomyłką - stwierdził Jacek Klimek, prezes Stali Mielec. Teraz Janusz Niedźwiedź odniósł się do tych słów i ujawnił, że doszło do szantażu ze strony byłego pracodawcy. - Ktoś, kto rzeczywiście chce negocjować, nie zaczyna w ten sposób - tłumaczy trener w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet".
DLOKA
Fot. Dominik Gajda / Agencja Wyborcza.pl

Stal Mielec spadła z Ekstraklasy. Sezon 24/25 w klubie z Podkarpacia zaczynał Kamil Kiereś, ale stracił pracę po siedmiu kolejkach, gdy miał jedno zwycięstwo, remis i pięć porażek. Potem w jego miejsce zatrudniono Janusza Niedźwiedzia, a rozgrywki właśnie kończy Ivan Djurdjević. - Zatrudnienie trenera Niedźwiedzia było kompletną pomyłką w wielu aspektach i tu stawiam kropkę. Piłka nożna jest zero-jedynkowa, tu nie ma szarości - mówił Jacek Klimek, prezes Stali w rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet".

Zobacz wideo Jakub Kosecki był na trybunie kibiców Polonii?! "W Warszawie tylko Legia!"

"Granica została przekroczona". Ależ słowa byłego trenera Stali w kierunku prezesa

Niedźwiedź odpowiedział na te słowa prezesa Stali w oddzielnym wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet". Trener twierdzi, że doszło do przekroczenia granicy.

- Prezes Klimek po rozstaniu zapowiedział mojemu agentowi Piotrowi Tyszkiewiczowi, że będzie nas niszczył publicznie w świecie sportu. I to niestety realizuje. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Obie strony ustaliły, zapisały, zaakceptowały punkt na wypadek przedwczesnego rozstania. Wystarczyło podać sobie ręce i życzyć powodzenia - powiedział.

Niedźwiedź uważa, że doszło do szantażu ze strony Klimka. - Doszło do obniżenia o połowę należnego mi odszkodowania. Były naciski w stylu, że jeśli nie zgodzę się na warunki prezesa, to, cytuję: "Będę latał po sądach jak Ojrzyński i dostawał pieniądze w ratach". Że "może mi nie płacić przez trzy miesiące, a później mogę iść do sądu". Ktoś, kto rzeczywiście chce negocjować, nie zaczyna w ten sposób. Miałem być niszczony. Zresztą nie tylko ja, ale też mój agent. Straszenie, szantaż, a na końcu wplątanie w to mojego siedmioletniego syna. Granica została przekroczona - dodał szkoleniowiec.

- Rozstania nigdy nie są łatwe, natomiast trzeba to zrobić z klasą, honorem i wywiązać się z tego, na co umówiły się strony. Załatwianie tego przez szantaż jest niedopuszczalne. Dziś dotyka to mnie, jutro dotknie następnych trenerów. Dlatego reaguję - tłumaczy były trener Widzewa Łódź.

Zobacz też: Hiszpanie wszczęli alarm ws. Lewandowskiego. "Ostatnia szansa"

- Istnieją granice przyzwoitości, które przekroczono. Byłem gotowy usiąść do negocjacji, pomimo tego, że sprawa była jasna i klarowna. Naprawdę byłem skłonny do obniżenia odszkodowania, ale prezes Klimek nie dał mi wyboru - mówi Niedźwiedź. Ostatecznie Stal rozliczyła się z trenerem zgodnie z zapisem w umowie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: