Bez Pucharu Polski, a czy z brązowym medalem za ligę? To pytanie zadają sobie obecnie fani Pogoni Szczecin. Zespół z Pomorza Zachodniego przegrał drugi finał PP z rzędu i ponownie musi szukać pocieszenia w tabeli Ekstraklasy. W niej z kolei nadal może powalczyć o trzecie miejsce i bilet do gry w europejskich pucharach. Cel? Odrobić trzy punkty do Jagiellonii Białystok, jakie przed tą kolejką do niej tracili. Mając też jeden mecz rozegrany mniej, bo Pogoń oraz Legia miały w poprzedniej serii gier przeniesione mecze z uwagi na grę w finale pucharu.
Pierwszym zadaniem "Portowców" było ogranie na wyjeździe Radomiaka. Radomiaka, który w tym sezonie o nic szczególnego już nie walczy, bo utrzymanie już mają. Natomiast jest to zespół z talentem do psucia krwi faworytom. Tylko w tym roku wygrali 3:1 z Legią Warszawa oraz zremisowali 2:2 z Lechem (w obu przypadkach w Radomiu). Zatem Pogoń wcale nie stała przed łatwym zadaniem.
Przekonali się o tym ekspresowo. Już w 2. minucie nie upilnowali w polu karnym Marco Burcha i szwajcarski stoper głową zaskoczył Valentina Cojocaru. Kompletny falstart, który zmienił warunki tego meczu już od samego początku. Pogoń musiała gonić, ale kreowanie sobie dobrych okazji szło im w pierwszej połowie jak krew z nosa. Najbliżej był w 12. minucie Joao Gamboa, którego strzał zza szesnastki fenomenalnie wybronił Maciej Kikolski.
Bramkarz Radomiaka był bohaterem pierwszego meczu tych drużyn w tym sezonie, gdy radomianie sensacyjnie wygrali w Szczecinie 1:0, głównie dzięki cudom wyczynianym przez golkipera. Kikolski świetnie spisał się także w 28. minucie przy strzale Fredrika Ulvestada z ostrego kąta. Gospodarze po szybkim zdobytym golu nieco się przyczaili i nie atakowali ze zbyt wielką pasją. Jednak co dla nich najważniejsze, ich trafienie było jedynym w pierwszej połowie.
Krótko po przerwie mieli genialną okazję na drugiego gola, gdy kilka metrów przed bramką z piłką znalazł się Roberto Alves. Jednak tym razem to bramkarz Pogoni dokonał czegoś na pograniczu cudu i odbił strzał. Pogoń biła, ale przez długi czas głową w mur. Udało jej się go rozbić w 75. minucie, gdy Kamil Grosicki wykorzystał podanie od Efthymisa Koulourisa (rzadka zamiana ról). Jednak VAR wychwycił, że w dużo wcześniejszej fazie akcji Grek pomógł sobie ręką i gola anulowano.
Końcówka była oblężeniem pola karnego Radomiaka. Pogoń posyłała w nie sporo piłek, głównie dośrodkowań. To jednak nie robiło wrażenia na defensorach gospodarzy. Dobrą okazję miał Koulouris, ale tym razem lider strzelców Ekstraklasy zawiódł. W przeciwieństwie do Pedro Perottiego, który już w doliczonym czasie gry otrzymał idealne dośrodkowanie w polu karnym i głową okazji nie zmarnował. Radomiak podwyższył na 2:0 i wygrał to spotkanie!
Porażka ta jeszcze nie przekreśla szans Pogoni na podium, głównie dzięki zaległemu spotkaniu, ale komplikuje sytuację. Mogli mieć tyle samo rozegranych meczów i tyle samo punktów co Jagiellonia. Mają zaś trzy cenne "oczka" mniej. Białostoczanie jeszcze w sobotę 10 maja zagrają w Częstochowie z Rakowem. Pogoń zaległości odrobi w środę 14 maja u siebie z Motorem Lublin.