Po emocjonującym meczu Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa (3:2) kibice Ekstraklasy szybciutko przenieśli swoją uwagę na jeszcze większy hit 25. kolejki do Białegostoku, gdzie mistrz Polski Jagiellonia mierzył się z aktualnym liderem Lechem Poznań.
Mimo gry w stolicy Podlasia faworytem tej konfrontacji wydawał się "Kolejorz". Wszystko dlatego, że podczas gdy zespół Nielsa Frederiksena mógł przez osiem dni przygotowywać się do tego spotkania, Jagiellonia przystępowali do niego bezpośrednio po podróży do Belgii, gdzie piłkarze Adriana Siemieńca wywalczyli historyczny awans do 1/8 finału Ligi Konferencji po dwumeczu z Cercle Brugge, a do tego był to dla nich już piąty kolejny tydzień z dwoma meczami w tygodniu. Trudno było więc o lepszy moment dla lidera Ekstraklasy na wizytę na terenie mistrza Polski.
Pierwsze minuty wydawały się to potwierdzać, a Lech zagrażał bramce Jagi przede wszystkim po stałych fragmentach gry. Już w trzeciej minucie wspaniałą instynktowną interwencją popisał się Sławomir Abramowicz, odbijając piłkę jedną ręką po uderzeniu z kilkunastu metrów Radosława Murawskiego. Sześć minut później było już jednak 0:1, gdy po dobrze rozegranym rzucie wolnym piłkę przed bramkę wstrzelił mocno Bartosz Salamon, a akcję strzałem do pustej bramki wykończył Ali Gholizadeh.
Lech nie poszedł jednak za ciosem, a po 20 minutach do głosu zaczęła dochodzić Jagiellonia. W pierwszej groźniejszej akcji zza pola karnego pomylił się Taras Romanczuk, ale jak tylko skończyło się pierwsze pół godziny meczu, gospodarzom udało się doprowadzić do wyrównania po bardzo ładnym ataku zespołowym. Joao Moutinho uruchomił na lewym skrzydle Leona Flacha, po centrze Amerykanina z powietrza niezbyt dobrze z powietrza strzelał Kristoffer Hansen, ale piłkę do bramki zdołał skierować Jesus Imaz.
Co więcej, cztery minuty później mogło być też 2:1. Ponownie na lewej flance pojawił się Flach, a po jego wrzutce efektownie z powietrza huknął Afimico Pululu, jednak trafił tylko w słupek. O ile tu Lech miał jeszcze szczęście, tak zdecydowanie nie miał go w ostatnim kwadransie przed przerwą w sprawach kadrowych. Z urazami musieli bowiem zejść Antonio Milić i Afonso Sousa, których zastępowali kolejno Michał Gurgul i Filip Jagiełło. Ten drugi miał jeszcze w pierwszej części gry szansę na gola głową po dośrodkowaniu Rasmusa Carstensena, ale nie trafił bramkę i do przerwy w Białymstoku był remis 1:1.
W drugiej części gry pierwsza zaatakowała Jagiellonia. Afimico Pululu wygrał pojedynek z Bartoszem Salamonem, a spore zamieszanie w polu karnym zakończyło się wyraźnie niecelnym strzałem Jesusa Imaza. Białostoczanie, tak jak Lech przed przerwą, zaczęli mieć też problemy z kontuzjami. W krótkim odstępie czasu z powodu kłopotów mięśniowych boisko opuścili Norbert Wojtuszek i Leon Flach, zmienieni przez Cezarego Polaka oraz Jarosława Kubickiego. Na prawą obronę Jagiellonii z konieczności przejść musiał Joao Moutinho, który był już szóstym prawym obrońcą Jagiellonii w tym sezonie (po Sacku, Stojinoviciu, Kovaciku, Silvie oraz Wojtuszku).
Ale Lech wciąż był bezbarwny, a Jaga w 59. minucie po rzucie wolnym dla "Kolejorza" wyprowadziła zabójczą kontrę. Kilkadziesiąt metrów z piłką pokonał Darko Czurlinow i zagrał na prawą część pola karnego, skąd uderzał rezerwowy Edi Semedo, a futbolówkę do własnej siatki wpakował Radosław Murawski i zrobiło się 2:1 dla gospodarzy.
"Kolejorz" dalej nie wyglądał dobrze i nie zmieniały tego strzały głową Bartosza Salamon czy Filipa Jagiełly. Jagiellonia mogła "zabić" ten mecz w 87. minucie, gdy po akcji indywidualnej oko w oko z Bartoszem Mrozkiem stanął Oskar Pietuszewski, jednak nie zdołał skierować piłki do bramki "Kolejorza".
Więcej w tym spotkaniu już się nie wydarzyło. Jagiellonia Białystok pokonała Lecha Poznań 2:1, dzięki czemu wyprzedziła go w tabeli Ekstraklasy. Niemniej jednak urzędujący mistrz Polski z 52 punktami jest drugi, bo nowym liderem został Raków Częstochowa, który ma o jedno "oczko" więcej. Lech spadł po tej kolejce na trzecią pozycję z 51 punktami.