Górnik Zabrze i Cracovia to dwa zespoły, które od początku roku mają problem ze złapaniem wysokiej oraz stabilnej formy. Zespół Jana Urbana ma chociaż jakieś zwycięstwo (3:2 z Radomiakiem Radom). Nie potrafili tego jednak przekuć w żadną serię, bo w ostatnim meczu napotkali defensywę Rakowa Częstochowa, która w tym sezonie nierzadko jest dementor z serii książek o Harrym Potterze. Wysysa z ofensywy rywala wszystko, co miłe i kreatywne. Tak też było w przypadku Górnika, który nie pokazał nic ciekawego i przegrał w Częstochowie 0:1.
Dość smętna jest też w tym roku ofensywa Cracovii. "Pasy" jesienią nieraz zachwycały polotem i fantazją, tymczasem taką twarz tego zespołu widzieliśmy wiosną tylko raz, gdy przegrywali 0:2 z Jagiellonią Białystok w poprzedniej kolejce. Wtedy faktycznie obudzili w sobie ten pazur i odrobili straty. Nadal są bez zwycięstwa w tym roku, ale była to w rzeczy samej jakaś nadzieja na przyszłość.
Niestety dla krakowskich fanów, pierwsza połowa w Zabrzu nie miała z tamtą kreatywną połową z Jagiellonią nic wspólnego. Jeśli ktoś tworzył w niej coś ciekawego, to był to Górnik. Był jednak nieskuteczny. Dobre szanse marnował choćby Yosuke Furukawa, zablokowany w ostatniej chwili w 17. minucie.
Zawodnicy Cracovii ogólnie blokowali mnóstwo strzałów, jak np. Benjamin Kallman w 25. minucie, który przyjął na ciało lecącą ewidentnie w światło bramki próbę Patrika Hellebranda. Sami jednak nijak nie potrafili zagrozić Górnikowi i w efekcie do przerwy nie zobaczyliśmy ani jednego gola. Ani nawet jakiejś naprawdę dobrej okazji bramkowej.
Na szczęście w drugiej połowie wyglądało to lepiej. Mecz był chaotyczny, ale przynajmniej coś się zaczęło dziać. W 57. minucie w słupek trafił Luka Zahović po świetnym zagraniu Dominika Sarapaty. Czego Górnik zrobić nie potrafił, minutę później wykonała Cracovia. Benjamin Kallman dostał podanie w polu karnym od Hasicia i sam próbował jeszcze podawać, ale jego zagranie tak pechowo zblokował Rafał Janicki, że pokonał własnego bramkarza.
Z biegiem czasu Górnik coraz częściej starał się odgryźć, ale zawsze brakowało. Albo ostatniego podania, albo opanowania w polu karnym. Z kolei, gdy już udawało się oddać strzał, a czynili to Lukas Podolski i Ousmane Sow, na wysokości zadania stawał Sebastian Madejski. Zabrzanie do samego końca na multum sposobów starali się przebić przez obronę Cracovii, ale byli zbyt nieporadni w polu karnym. Goście wynik dowieźli i zgarnęli bardzo cenne trzy punkty, wygrywając po raz pierwszy w 2025 roku.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!