Oto kulisy skandalu w Ekstraklasie! Nagła zmiana wersji wydarzeń. Nie do wiary

Piłkarska Polska żyje w ostatnim czasie wieloma kontrowersjami związanymi z sędziowaniem meczów oraz systemem VAR. Najgłośniej było prawdopodobnie po kontrowersyjnym rzucie karnym, który w meczu Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa (2:2) otrzymali goście. Faulowany Michael Ameyaw ewidentnie symulował, a VAR... nie działał. A przynajmniej jeśli chodzi o ekran znajdujący się przy boisku. Portal Meczyki.pl opublikował nowe wieści w tej sprawie.

Cała sprawa dotyczy meczu sprzed listopadowej przerwy na kadrę. W niedzielę 10 listopada Jagiellonia grała u siebie z Rakowem i już w 4. minucie piłkarska Polska zawrzała. Goście otrzymali rzut karny po faulu, którego ofiarą padł Michael Ameyaw. Problem w tym, że powtórki pokazały jasno, że reprezentant Polski wykonał wyjątkowo perfidne "padolino". W rozmowie w programie "Foottruck" sam przyznawał, że "przyaktorzył".

Zobacz wideo Asseco Resovia Rzeszów przegrała z Suwałkami. Jakub Bucki: Nie dowieźliśmy

Normalnie coś takiego sędzia główny mógłby zweryfikować na monitorze VAR. Przy czym ten przez pierwszy kwadrans meczu... nie działał. Dodatkowo sędziowie odpowiadający za system nie mieli z arbitrem głównym żadnej łączności. Mogli używać jedynie krótkofalówek do rozmowy z sędzią technicznym, a ten przekazywał ich komunikaty głównemu. Tomasz Kwiatkowski, czyli arbiter VAR z tamtego meczu, tłumaczył po wszystkim w rozmowie z Canal+ Sport, że oni po prostu nie mogli zawołać w sytuacji z Ameyawem prowadzącego mecz Jarosława Przybyła, by sam ocenił zdarzenie. 

Tomasz Kwiatkowski pominął niewygodny fakt? VAR popełnił wielki błąd

Kwiatkowski twierdził też wówczas, że nie chcieli sami zmieniać decyzji sędziego głównego. - Gdyby to była sytuacja 100 do 0, może można by spróbować zrobić z tego interwencję bez pokazywania głównemu. Natomiast to jednak była sprawa interpretacyjna i taką interpretację musi podjąć sędzia na boisku - powiedział arbiter. 

Jednak ta część tłumaczeń stoi w sprzeczności z najnowszymi doniesieniami w sprawie. Przekazał je portal Meczyki.pl. W tekście znalazł się komunikat ze strony biura prasowego PZPN.  - Sędziowie VAR w wozie mieli dostępne wszystkie narzędzia do weryfikacji. Według ich oceny karny podyktowany przez sędziego Przybyła był prawidłowy, co potwierdzili w komunikacji za pomocą krótkofalówki z sędzią technicznym - czytamy.

Okazuje się więc, że sędziowie VAR przeanalizowali sytuację i wbrew temu co mówił Tomasz Kwiatkowski, przekazali ją Jarosławowi Przybyłowi poprzez arbitra technicznego. Wychodzi zatem na to, iż sędzia Kwiatkowski, intencjonalnie lub nie, pominął istotny fakt w rozmowie z Canal+ Sport i VAR popełnił przy analizie "faulu" duży błąd. Co gdyby uznali wówczas, że Ameyaw symulował i taką informację przekazali Przybyłowi? Czy ten wyłącznie na bazie ich analizy cofnąłby pierwotną decyzję? To już na zawsze pozostanie zagadką. 

Sędziowanie w Ekstraklasie coraz bardziej absurdalne. Ekspert grzmi 

Sytuacja z Białegostoku, brak czerwonej kartki za brutalny faul i niesportowe zachowanie dla Lukasa Podolskiego w meczu Górnik Zabrze - Piast Gliwice (gdzie przez pierwszy kwadrans nie działał monitor VAR obok boiska), brak rzutu karnego dla Cracovii w meczu z Legią Warszawa (2:3) po ewidentnym zagraniu ręką Pawła Wszołka. Do tego mecz Puszczy Niepołomice z Widzewem Łódź (2:0), gdzie na sędziowskie absurdy reagował nawet były prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Absolutnie koszmarny czas dla polskiego sędziowania oraz VAR-u. Były arbiter, a obecnie ekspert w Canal+ Sport Adam Lyczmański w rozmowie ze Sport.pl ocenił, że sędziowie są zdecydowanie przepracowani i jest ich za mało. Stąd właśnie taka masa błędów. Sam przyznał jednak, iż to, co stało się w Białymstoku, było wyjątkowo absurdalne. - W przypadku meczu Jagiellonia - Raków i rzutu karnego wszyscy rozwodzili się nad niedziałającym VAR-em, ale do jasnej anielki! To jest tak prosta sytuacja, że sędzia nie potrzebuje VAR-u, aby uznać, że to jest wymuszenie - powiedział Lyczmański. 

Więcej o: