Rafał Gikiewicz w lutym 2024 roku wrócił do Polski i został zawodnikiem Widzewa Łódź. Od tamtej pory jest niekwestionowanym numerem jeden w bramce zespołu Daniela Myśliwca i jednocześnie jednym z najlepszych bramkarzy całej ligi. W rozmowie na kanale Meczyki przyznał jednak, że musiał przestawić się do pewnych obyczajów.
Przed transferem do Widzewa Gikiewicz grał przez nieco ponad pół roku dla tureckiego Ankaragucu, a wcześniej spędził dziewięć lat w Niemczech. Za zachodnią granicą grał dla Eintrachtu Brunszwik, Freiburga, Unionu Berlin i Augsburga. Standardy w tamtejszych klubach sprawiły, że w Polsce doznał szoku.
- Pierwsze moje pytanie w Widzewie dotyczyło tego, czy ja naprawdę muszę nosić swoje rzeczy i torbę. To jest niespotykane w Niemczech na każdym poziomie. Tam masz od tego kitmanów, swoje rzeczy wkładasz do skrzyni, a resztę masz w kosmetyczce. Tutaj musiałem się przestawić. Może za parę lat w Polsce to się zmieni - przyznał wprost Gikiewicz.
Ponadto bramkarz przyznał, że w polskich klubach pracuje zbyt wiele osób, które właściwie nie są potrzebne, a wynika to z braku ustalonej struktury. - Muszą to zrozumieć osoby decyzyjne - stwierdził. Później dodał jeszcze, kogo tak naprawdę brakuje w polskich zespołach.
- W Niemczech poproszę, żeby wkręcono mi większe kołki do butów, bo od tego są tam takie osoby. Gdyby coś takiego wydarzyło się w Polsce, to mówiono by, że piłkarzyki zwariowały. Ale tak wygląda futbol na świecie, że są od takich spraw inne osoby. Na przykład od zbierania piłek - dodał 36-latek.
Zdaniem bramkarza "czasy się zmieniają", a więc "zawodnik musi być skupiony na piłce" i ktoś powinien wykonywać za niego takie czynności. W Polsce piłki zazwyczaj zbierają najmłodsi zawodnicy, a swoimi korkami muszą zajmować się sami piłkarze.