- Pozbieraliśmy się po nieudanym pierwszym meczu domowym w tym sezonie i sporym rozczarowaniu. Prawie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że oczekiwania wobec nas są inne. Nie jesteśmy jednak na odpowiednim poziomie jedności i świadomości, jeśli o to chodzi - mówił Marek Papszun przed meczem z GKS Katowice.
- Każdego dnia musimy ciężko pracować. Robimy to od sześciu tygodni i jeśli będziemy pracować tak dalej, to dojdziemy do momentu, że będziemy skuteczni. Jestem przekonany, że dojdzie do tego dość szybko - dodał.
Papszun i jego drużyna byli rozczarowani po poniedziałkowej porażce z Cracovią (0:1) w drugiej kolejce ekstraklasy. GKS zaś do meczu z częstochowianami podszedł zbudowany po zeszłotygodniowym zwycięstwie nad Stalą Mielec (1:0).
I tę różnicę w nastrojach widać było od pierwszej minuty sobotniego meczu w Katowicach. To GKS w pierwszych minutach stwarzał większe zagrożenie, to on był zdecydowanie bliższy strzelenia gola. Drużynie Rafała Góraka w kluczowych momentach brakowało jednak albo jakości, albo spokoju.
Przewaga katowiczan rosła z minuty na minutę. Dobra gra gospodarzy w połączeniu z bardzo niepewną postawą defensywy Rakowa sprawiały wrażenie, że gol dla GKS był kwestią czasu. Stało się jednak zupełnie inaczej.
W 29. minucie z prawej strony w pole karne katowiczan dośrodkował Fran Tudor, a gola głową strzelił Jean Carlos Silva. Brazylijczyk wyskoczył zza pleców Adriana Błąda i precyzyjnym uderzeniem nie dał szans Dawidowi Kudle.
- No, zawaliłem. Nie popisałem się w tej sytuacji. Ale pierwsza połowa pokazała, że możemy wywalczyć co najmniej punkt - mówił w przerwie Błąd w rozmowie z Canal+Sport. - Musimy się obudzić. Trochę nas zaskoczyli, grali bardzo agresywnie - dodawał Tudor, ostrzegając kolegów przed drugą połową meczu.
I jeden, i drugi zawodnik mieli rację. Dość powiedzieć, że przed przerwą GKS miał większe posiadanie piłki (53 proc.), więcej strzałów (sześć) i strzałów celnych (trzy). Dość powiedzieć, że uderzenie Carlosa było jedynym celnym strzałem Rakowa przed przerwą.
Obraz gry nie zmienił się w drugiej połowie. Co więcej, GKS miał jeszcze większą przewagę. Piłkarze Góraka zdominowali Raków i długimi momentami nie wypuszczali go z własnej połowy. Brakowało jednak konkretów i zagrożenia pod bramką Kacpra Trelowskiego.
Chociaż GKS dominował, to najlepszą okazję do zdobycia bramki w drugiej połowie mieli goście. Po szybkim kontrataku w sytuacji sam na sam z Kudłą znalazł się Erick Otieno, jednak jego sprytna, techniczna podcinka przeleciała nie tylko nad bramkarzem, ale i obok bramki.
Niewykorzystana sytuacja nie zemściła się na Rakowie, który odniósł drugie zwycięstwo w tym sezonie. I to drugie nad beniaminkiem ekstraklasy. Przed dwoma tygodniami częstochowianie pokonali Motor Lublin. GKS doznał zaś drugiej porażki i drugiej na własnym stadionie. W pierwszej kolejce katowiczanie przegrali 1:2 z Radomiakiem Radom.
Raków mógł odetchnąć z ulgą, bo w Katowicach na pewno nie był drużyną lepszą. W całym meczu GKS oddał 18 strzałów przy zaledwie 8 Rakowa. Gospodarze mieli też więcej strzałów celnych (4-2). Posiadanie piłki? 59 proc. na korzyść GKS. Rzuty rożne? Aż 11-1 dla GKS. O wszystkim zdecydował jednak moment gapiostwa gospodarzy i nieuwaga Błąda.
"Byliście lepsi, GKS, byliście lepsi" - śpiewali po spotkaniu kibice gospodarzy i nie sposób nie przyznać im racji. Za wrażenia artystyczne w futbolu punktów jednak nie przyznają. Już w piątek Raków podejmie Lecha Poznań w czwartej kolejce sezonu. W poniedziałek GKS zagra na wyjeździe z Piastem Gliwice.