Lech jeszcze przed przerwą dał radę strzelić bramkę kontaktową. W 79. minucie wydawało się, że ma szansę odwrócić losy tego meczu. To właśnie wtedy Dino Hotić oddał piękny strzał głową i zdobył gola na 2:2. Problem w tym, że po analizie VAR bramka została anulowana. Do końca meczu Lech już nie dał rady wyrównać i przegrał z Widzewem 1:2.
Tylko że analiza VAR, po której Szymon Marciniak podjął decyzję o anulowaniu gola, wywołuje ogromne kontrowersje. Na powtórkach wygląda na to, że arbitrzy wyrysowali linię spalonego od ręki Mikaela Ishaka. A jeśli tak zrobili, to popełnili błąd, bo nie można strzelić gola ręką. Linia spalonego powinna zostać wyrysowana od tej części ciała, którą można zdobyć bramkę, i która była najbardziej wysunięta.
Doszło do tego, że w niedzielę PZPN postanowił odnieść się do całej sprawy w mediach społecznościowych. - Po zakończonych zawodach dokonaliśmy sprawdzenia sposobu analizy VAR oraz jeszcze raz narysowaliśmy te linie. Jednoznacznie stwierdzam, że VAR postąpił zgodnie z wytycznymi, a wykonane przez nas linie dały taki sam rezultat, jak analiza podczas meczu. Dlatego podkreślam, że ostateczna decyzja odnośnie anulowania bramki była prawidłowa i nie ma tutaj żadnych wątpliwości - federacja zacytowała słowa Pawła Gila, koordynatora ds. Szkolenia Sędziów VAR w PZPN, który wypowiedział się dla Kanału Sportowego.
Dziennikarz Canal+ Krzysztof Marciniak zapowiedział, że telewizja sprawdzi tę sytuację własnymi środkami. "Tak wygląda rysowanie linii spalonego przez sędziów VAR. Są linie prostopadłe, można zrobić zbliżenie. Technologia daje możliwości. Dlaczego w Łodzi pokazano TEN obrazek? On ma rozwiewać wątpliwości, a nie je potęgować. Sprawdzimy sytuację na naszym Houston" - napisał na Twitterze.
W najbliższej kolejce Lech zagra u siebie z Lechią Gdańsk. Poznaniacy będą zdecydowanymi faworytami tego spotkania. Gdańszczanie w pierwszych dwóch meczach nie zagrali najlepiej. W trwającej kolejce przegrali u siebie 0:2 z Motorem Lublin.