Od wygranej z Radomiakiem 10 lutego Cracovia zagrała sześć kolejnych spotkań, w których nie odniosła zwycięstwa. W tym czasie zawodnikom z Krakowa udało się zdobyć zaledwie cztery punkty w meczach z Zagłębiem Lubin (1:1), Piastem Gliwice (0:0), Koroną Kielce (1:1) i Widzewem Łódź (2:2). Przegrali z Wartą Poznań (0:1) i z Pogonią Szczecin (1:3). Kibice mogli żałować przede wszystkim remisów z Wartą, Koroną i Widzewem, czyli drużynami, które walczą o utrzymanie w ekstraklasie.
Takie, a nie inne wyniki spowodowały, że fani Cracovii sami coraz częściej musieli spoglądać z niepokojem w dolną część tabeli. Przed meczem z ŁKS-em podopieczni Jacka Zielińskiego mieli 28 punktów, czyli tylko cztery więcej niż zajmująca 16. miejsce Korona Kielce. Domowa porażka z najgorszą drużyną ligi w takim kontekście byłaby wręcz niewybaczalna.
Gospodarze od samego początku spotkania prosili się o kłopoty. ŁKS lepiej grał w piłkę, ale jak się już wielokrotnie przekonywaliśmy w tym sezonie, w przypadku tego zespołu nie ma to większego znaczenia. Cracovia w 19. minucie stworzyła pierwszą konkretną sytuację i od razu zdobyła z niej bramkę. Gospodarze zagrali szybki kontratak, piłkę w polu karnym otrzymał Patryk Makuch, który dość nieudolnie złożył się do strzału - ogółem w całym meczu grał dość kiepsko - ale tym samym udało mu się zanotować przypadkowe podanie do Benjamina Kallmana. Fin oddał mocny strzał w lewy dolny róg bramki i wyprowadził Cracovię na prowadzenie.
Po przerwie ŁKS dalej miał przewagę, ale długo nic z tego nie wynikało. Cracovia za to się cofnęła i czekała, co zrobi rywal. I w końcu się doczekała. W 70. minucie sędzia został wezwany przez VAR i podyktował rzut karny za faul na Piotrze Janczukowiczu, choć ta sytuacja na pewno będzie wzbudzać kontrowersje - nawet arbiter nie wydawał się w pełni pewien swojej decyzji, gdy odgwizdał jedenastkę. Gola z rzutu karnego zdobył Dani Ramirez i był remis 1:1.
Już chwilę zdobyciu gola ŁKS mógł stracić bramkę, gdy w polu karnym doszło do ogromnego zamieszania. Po wybiciu piłki VAR analizował przez chwilę, czy nie doszło tam do niczego, za co mogłaby zostać podyktowana kolejna jedenastka. Ostatecznie ta sytuacja była ostrzeżeniem dla gości, że Cracovia nie odda tak łatwo punktów.
I długo nie trzeba było czekać, żeby gospodarze cieszyli się z wyjścia na kolejne w tym meczu prowadzenie. ŁKS nieudolnie wyprowadził piłkę - trafiła ona do atakowanego przez dwóch piłkarzy Cracovii Daniego Ramireza. Jemu futbolówkę odebrał Otar Kakabadze, który podbiegł z nią kilka metrów i strzelił ładnego gola z dystansu.
Mogło się wydawać, że takiego wyniku w starciu z najgorszą drużyną ligi piłkarze Cracovii już nie wypuszczą. Nic bardziej mylnego. Niecałe 10 minut później piłka trafiła w pole karne pod nogę niekrytego Stipe Juricia, który strzelił gola na 2:2.
Do końca meczu już nic się nie wydarzyło, choć obie drużyny walczyły jeszcze o zwycięskiego gola. ŁKS dalej zajmuje ostatnie miejsce w lidze i jest głównym kandydatem do spadku. Cracovia tym remisem prosi się tylko o większe kłopoty. Przedłużyła serię meczów bez wygranej do siedmiu, a jej przewaga nad strefą spadkową wynosi zaledwie pięć punktów. Terminarz też nie rozpieszcza podopiecznych Jacka Zielińskiego. Za tydzień jadą do zmierzającej po mistrzostwo Jagiellonii Białystok, potem grają z również walczącą o utrzymanie Puszczą Niepołomice, a następnie czekają ich mecze z Lechem Poznań, Górnikiem Zabrze, Śląskiem Wrocław i Ruchem Chorzów. Spotkania z Puszczą i Ruchem będą kluczowe, bo trudno sobie wyobrazić, żeby Cracovia w obecnej formie zdobyła wiele punktów w pozostałych starciach.