W pierwszym meczu rundy wiosennej forma poszczególnych drużyn ekstraklasy zawsze jest niewiadomą. W niedzielne popołudnie do Łodzi przyjechał sensacyjny wicelider - Jagiellonia Białystok. Piłkarze Adriana Siemieńca chcieli szybko potwierdzić, że ich dobra forma jesienią wcale nie była przypadkowa, z kolei Widzew po pełnym przeciętności roku 2023 wierzył w nowe otwarcie, które pozwoliłoby jak najszybciej uciec na bezpieczny dystans od strefy spadkowej.
W zespole Jagiellonii Białystok brakowało w niedzielę pauzującego za kartki kapitana Tarasa Romanczuka. Ciekawostką jest jednak fakt, że żywa legenda Jagi była nieobecna jedynie na boisku, a wraz z byłym piłkarzem Jagi Grzegorzem Sandomierskim udała się na wyjazd z kibicami i z sektora gości próbowała wspierać swoich kolegów z boiska.
Już w pierwszych minutach kibice obu drużyn zaprezentowali dwie efektowne oprawy. Ale i piłkarze wcale nie zamierzali czekać z odpaleniem fajerwerków. Przed tym spotkaniem młodzi trenerzy obu zespołów Adrian Siemieniec i Daniel Myśliwiec najprawdopodobniej podręczniki z zasadami gry defensywnej odłożyli w kąt, bo zarówno Jagiellonia Białystok, jak i Widzew Łódź przystąpili od pierwszego gwizdka z chęcią grania otwartego futbolu.
Najpierw swoje nieprzeciętne umiejętności pokazali obaj bramkarze. W trzeciej minucie młody Jan Krzywański świetnie wyciągnął się, by odbić piłkę po płaskim strzałem Jesusa Imaza, a trzy minuty później w okolice okienka bramki Jagiellonii uderzył z 16 metrów Fran Alvarez, ale Zlatan Alomerović fantastycznie pofrunął, by strącić futbolówkę na rzut rożny.
Po chwili w polu karnym Jagi doszło do sporej kontrowersji, gdy po poślizgnięciu się Bartłomiej Wdowik wywrócił Jordiego Sancheza. Było blisko karnego, aczkolwiek sędzia uznał, że Sanchez nie miał szans dojść do piłki, po tym jak kilka metrów wcześniej wybił ją skutecznie jego rodak - Adrian Dieguez.
Mimo tego na gole w tym spotkaniu wcale nie trzeba było długo czekać. W dziewiątej minucie po dobrej akcji Jagiellonii piłka ugrzęzła kilka metrów przed bramką Krzywańskiego i dopadł do niej Afimico Pululu. Strzelił tak, że nie pozostawił cienia wątpliwości, czy piłka wpadnie do siatki.
Jagiellonia strzeliła pierwsza, jednak Widzew błyskawicznie wyrównał. Szarża lewym skrzydłem i dośrodkowanie Andrejsa Ciganiksa i wbiegający w pole karne Bartłomiej Pawłowski efektownie zawisł w powietrzu, po czym ślicznym trafieniem głową doprowadził do wyrównania. Obaj zawodnicy w ten sposób uczcili przedłużenie kontraktów z Widzewem, z którym związali się do końca czerwca 2026 roku.
Choć tuż po straconym golu goście z Białegostoku zaatakowali i oddali celne uderzenie autorstwa Jarosława Kubickiego, to w kolejnych minutach dominował Widzew. Łodzianie zdobywali sobie sporo stałych fragmentów, jednak brakowało w tym wszystkim konkretów. Taki konkret odnalazła za to w 33. minucie Jagiellonia, gdy po ładnej wymianie piłki na lewej stronie boiska Nene dośrodkował na dalszy słupek, a piłkę do siatki skierował Dominik Marczuk.
Błąd w tej sytuacji popełnił Ciganiks, który za łatwo dał się przepchnąć swojemu rywalowi, ale czy Marczuk nie skierował piłki do siatki łokciem? Cóż, tu znów kłaniają się regulacje IFAB, gdzie kończy się bark, a zaczyna ręka. Regulacje te miały wiele wyjaśnić, a tak naprawdę tylko zagmatwały ocenę sędziom, kibicom i obserwatorom.
Jagiellonia do przerwy prowadziła, bo była skuteczniejsza. W drugiej połowie z kolei piłkarze Adriana Siemieńca rozpoczęli od dużej dominacji na stadionie przy ulicy Piłsudskiego w Łodzi. To z kolei bardzo szybko przyniosło skutek w postaci trzeciego gola - w 50. minucie nie po raz pierwszy swojemu byłemu klubowi dał się we znaki Kristoffer Normann Hansen, który zakręcił na lewym skrzydle Pawłem Zielińskim i dośrodkował idealnie na głowę Jesusa Imaza, który tym razem pokonał Jana Krzywańskiego i podwyższył wynik 3:1.
Białostoczanie długimi momentami nie pozwalali Widzewowi na wiele. W 54. minucie sędzia Piotr Lasyk wskazał na wapno po starciu Mateusza Żyry z Nene w polu karnym Widzewa. Już samo odgwizdanie faulu był decyzją kontrowersyjną, ale kontrowersji nie było za to przy zagraniu ręką jednego z zawodników gości we wcześniejszej części akcji. VAR interweniował, sędzia Lasyk karnego słusznie anulował i na tablicy świetlnej utrzymywało się 1:3.
Poprawa gry wicelidera ekstraklasy w defensywie sprawiała, że nawet gdy w ostatnim kwadransie Widzew miał przewagę optyczną, to nie udawało mu się stworzyć sytuacji bramkowych pod bramką Zlatana Alomerovicia. Gorąco za to zrobiło się na trybunach, gdzie fani Widzewa rozpoczęli festiwal bluzgów na drugą stronę, a kibice Jagiellonii wcale nie zamierzali być gorsi. Dodatkowo grupka chuliganów z Białegostoku poszarpała się z płotem, po czym stwierdziła, że ten jest zbyt dobrze zbudowany i odpuściła.
Na boisku z kolei dopiero w ostatnich minutach przypadkowy strzał po stałym fragmencie gry oddał Mateusz Żyro, jednak prosto w bramkarza Jagiellonii. Po chwili po drugiej stronie boiska płaskie uderzenie Nene obronił Jan Krzywański, a całe spotkanie zakończyło fatalne pudło Imada Rondicia, który nie wykorzystał fatalnej interwencji na przedpolu Alomerovicia i nie trafił do bramki, gdzie był tylko jeden z obrońców.
Jagiellonia Białystok zasłużenie pokonała na wyjeździe Widzew Łódź 3:1 i potwierdziła, że wcale nie straciła swojej świetnej formy z rundy jesiennej. Białostoczanie przynajmniej na dwie godziny (do meczu Śląska Wrocław z Pogonią Szczecin) zostali nowym liderem ekstraklasy, a już za tydzień czeka ją szlagierowe starcie z Lechem Poznań. A Widzew? Piłkarze Daniela Myśliwca spadli już na czternaste miejsce w tabeli, ale szczególnie dobra pierwsza połowa w wykonaniu łodzian pokazała, że dobry wynik w tej rundzie wcale nie jest niemożliwy.