Kończyli mecz w dziewiątkę, wytrzymali do 87. minuty. Działo się w meczu ekstraklasy

Jakub Seweryn
To był pierwszy mecz przyjaźni Widzewa Łódź z Ruchem Chorzów w ekstraklasie od prawie dziesięciu lat, więc emocje mogłyby się udzielić każdemu. Ale Ruchowi w drugiej połowie udzieliły się one aż za bardzo i mimo wybitnego występu ich bramkarza Krzysztofa Kamińskiego praktycznie podarował on wygraną gospodarzom. "Niebiescy" już od 65. minuty musieli grać w "dziewiątkę", a Widzew to wykorzystał, zwyciężając 2:1 po decydującym golu Jordiego Sancheza w 87. minucie.

Gdy Widzew i Ruch cztery tygodnie temu miały zmierzyć się w ekstraklasie po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat, kibice i telewidzowie obserwowali jedynie raporty ze stanu boiska stadionu przy ulicy Piłsudskiego w Łodzi. Duże ulewy w tej części Polski wraz z kiepskim drenażem murawy na obiekcie Widzewa storpedowały wówczas plany organizatorów i zmusiły sędziego Tomasza Kwiatkowskiego do odwołania zawodów. 

Zobacz wideo Reprezentacja Polski brutalnie podsumowana. "Nie wyobrażam sobie"

Widzew dodatkowo osłabiony, ale zagrał. "To też ukłon dla kibiców"

Oba kluby, które na początku nie do końca chciały się pogodzić z decyzją arbitra, ustaliły jednak wspólnie z ekstraklasą bardzo zaskakujący termin rozegrania tego meczu. Mecze ligowe w trakcie przerwy reprezentacyjnej należą w najwyższych klasach rozgrywkowych do rzadkości i nie inaczej przez lata było w Polsce. Widzew i Ruch chciały jednak terminu jak najbardziej odpowiadającego kibicom i pod tym względem miały rację, gdyż stadion w Łodzi po raz kolejny zapełnił się niemalże w całości, a kibice Ruchu, oprócz wypełnienia w stu procentach sektora gości, w niebieskich koszulkach na wielu sektorach mieszali się z fanami gospodarzy. 

Pod względem sportowym obaj trenerzy musieli sobie radzić bez reprezentantów. W Ruchu młodzieżowy kadrowicz Tomasz Wójtowicz jednak i tak by nie zagrał, gdyż doznał kontuzji barku, wykluczającej go z gry aż na trzy miesiące. -  Widzę więcej plusów grania w przerwie na kadrę. Sam sugerowałem ten termin. Mogliśmy rozegrać 5 meczów w 2 tygodnie. Wiedząc, że rozegramy wcześniej ten mecz, możemy liczyć na lepszą murawę. To też ukłon dla kibiców. To mecz przyjaźni i była większa szansa, że będzie komplet na trybunach niż w środku tygodnia - mówił w Canal+ Sport szkoleniowiec gospodarzy Daniel Myśliwiec. 

Ale to właśnie trener Widzewa został pozbawiony słowackiego bramkarza Henricha Ravasa i łotewskiego wahadłowego Andrejs Ciganiksa, co w połączeniu z ogromnymi problemami kadrowymi łodzian było dla Myśliwca dodatkowym problemem. Z powodu kontuzji nie mogli bowiem zagrać Juan Ibiza, Serafin Szota, Sebastian Kerk oraz Julian Shehu (ten ostatni zerwał więzadła krzyżowy i nie zagra przez ponad pół roku), a za kartki musiał pauzować Mato Milos. Do kadry meczowej Widzewa po kilku tygodniach wrócił Bartłomiej Pawłowski, obok którego na ławce rezerwowych większość stanowili młodzieżowcy. 

Koszmar Widzewa z meczu z Wartą powrócił. Ruch "nie uszanował" zgodowej oprawy

Od początku spotkania Widzew starał się dominować na boisku, zgodnie z filozofią swojego trenera. W pierwszych minutach do dwóch niezłych sytuacji doszedł Antoni Klimek, ale przy strzale z powietrza został zablokowany, a jego uderzenie głową pewnie złapał Krzysztof Kamiński.

Tymczasem niedługo później Widzew nawiedziły demony z poprzedniego meczu w Łodzi, przegranego z Wartą Poznań 0:1. Wszystko dlatego, że w 16. minucie pierwsza groźniejsza sytuacja Ruchu zakończyła się golem. Debiutujący w bramce Widzewa Jan Krzywański popełnił prosty błąd techniczny, po którym piłka wyleciała na rzut rożny. Z narożnika boiska w pole bramkowe zacentrował piłkę Miłosz Kozak, ta spadła na plecy Jordiego Sancheza, odbiła się od poprzeczki, a następnie z bliska do bramki skierował ją Mateusz Bartolewski.

To było pierwsze trafienie "Niebieskich" pod wodzą nowego trenera Jana Wosia, jako że jego debiut na ławce trenerskiej Ruchu przyniósł bezbramkowy remis z Radomiakiem Radom w poniedziałek. Mówiąc pół-żartem, pół serio piłkarze Ruchu nie uszanowali zgody z Widzewem, bo ich zdobyta bramka przypadła dokładnie na koniec rozwijania oprawy zgodowej w wykonaniu kibiców.

Kilka minut później Jordi Sanchez z dobrej strony pokazał się pod bramką przeciwnika. Hiszpan popisał się świetnym przyjęciem długiego podania i efektownym strzałem z powietrza, który wylądował w bramce "Niebieskich". Jego radość szybko przerwał jednak gwizdek sędziego - napastnik Widzewa był na wyraźnym spalonym. 

W końcówce pierwszej części gry wynik się nie zmienił, choć obie drużyny miały do tego po jednej dobrej szansie. Najpierw jednak płaski strzał Kacpra Skwierczyńskiego nieznacznie minął bramkę Widzewa, a następnie, tuż przed przerwą, uderzenie głową Luisa da Silvy wybił sprzed linii bramkowej Mateusz Bartolewski, stając się bezwzględnym bohaterem pierwszych 45 minut. 

Co przyjaźń, to przyjaźń, ale Ruch z tą przyjaźnią po prostu przesadził. Dwie czerwone kartki

Druga część spotkania nie mogła się jednak rozpocząć lepiej dla gospodarzy. Już w 47. minucie gry przepięknym technicznym uderzeniem z narożnika pola karnego popisał się Fabio Nunes i bramkarz Ruchu Krzysztof Kamiński mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem do siatki.

Koszmar Ruchu na początku drugiej połowy na tym się nie skończył, bo zaledwie trzy minuty później po złym podaniu Konrada Kasolika jeszcze gorszym przyjęciem piłki, a następnie faulem na wychodzącym na czystą pozycję Fabio Nunesu ratował się Szymon Szymański. Sędzia Tomasz Kwiatkowski nie miał litości dla zawodnika "Niebieskich" i wyrzucił się z boiska. Jeszcze w 46. minucie Ruch prowadził w Łodzi 1:0, a ledwie pięć minut później było już 1:1 i beniaminek musiał do końca spotkania radzić sobie w osłabieniu.

Podczas gdy na trybunach kibice obu drużyn bawili się wspólnie doskonale, na boisku Widzew rozpoczął coraz bardziej intensywne natarcie na bramkę Kamińskiego. Dwa strzały oddał Fran Alvarez - pierwszy z wolnego poszybował nad bramką, a drugi z kilkunastu metrów został dobrze obroniony przez bramkarza Ruchu, który poradził sobie także z centrostrzałem Dominika Kuna. Po strzale z dystansu Pawła Zielińskiego z kolei tor lotu piłki zmienił jeszcze Mateusz Żyro, jednak futbolówka poszybowała tuż nad poprzeczką. 

Ruch był w drugiej połowie bardzo przyjaźnie nastawiony do Widzewa. Gdy "Niebiescy" zobaczyli, że ich zgoda nie jest w stanie wykorzystać przewagi jednego zawodnika, w 65. minucie postanowili jeszcze ułatwić gospodarzom zadanie. Konrad Kasolik, który przyczynił się do pierwszej czerwonej kartki Szymona Szymańskiego, tym razem sam pociągnął za ramię wychodzącego sam na sam z bramkarzem Antoniego Klimka i również on musiał obejrzeć czerwoną kartkę. 

Sanchez zepsuł show Kamińskiego, bezcenne zwycięstwo Widzewa. "Chorzów grać, k***a mać!"

Drużyna Jana Wosia musiała więc bronić się przez ponad 25 minut w dziewiątkę. Ale Widzew sobie przypomniał, że to w końcu mecz przyjaźni, więc odtrącał pomocną dłoń sobotniego przeciwnika. A tak poważnie, to prawdziwy popis w bramce Ruchu dawał Krzysztof Kamiński. Golkiper gości najpierw zatrzymał w sytuacji sam na sam Jordigo Sancheza, a następnie niczym w transie bronił kolejne uderzenia Mateusza Żyry, Dominika Kuna czy Luisa da Silvy.

Ale i on w 87. minucie musiał w końcu skapitulować, gdy na kąśliwą próbę zza pola karnego zdecydował się Marek Hanousek i uderzył tak, że tor lotu piłki zmienił jeszcze Jordi Sanchez i ta wpadła przy słupku bezradnego bramkarza. W ten sposób Widzew dopiął swego i objął prowadzenie 2:1. 

Ruch nie miał już sił, by poszukać wyrównania, za to kolejne interwencje zaliczał Kamiński, chroniąc "Niebieskich" przed znacznie wyższą porażką. I choć nawet pokonał go jeszcze w doliczonym czasie gry Imad Rondić, to wynik już się nie zmienił, bo piłkarz Widzewa był na spalonym.

Widzew Łódź w heroiczny sposób pokonał Ruch Chorzów 2:1 i po kilku minutach od końcowego gwizdka kibice obu zespołów na chwilę zapomnieli o wzajemnej przyjaźni, skupiając się na swoich zespołach. "Tak się bawi i wygrywa Widzew Łódź!" - świętowali wraz z tańczącymi w kole środkowym piłkarzami kibice gospodarzy. "Chorzów grać, k***a mać!" - huknęli fani z Chorzowa do swojej drużyny, która po raz jedyny w tym sezonie wygrała jeszcze w 2. kolejce, gdy pokonała w Gliwicach ŁKS.

Dzięki zwycięstwu Widzew z 19 punktami awansował na dziewiąte miejsce w tabeli ekstraklasy. Ruch z dziewięcioma punktami pozostaje na przedostatniej pozycji.

Więcej o: