Po jedenastu rozegranych meczach Lech Poznań i Jagiellonia Białystok zajmowały kolejno trzecie oraz drugie miejsce w tabeli ekstraklasy, a przecież rozegrały jedno spotkanie mniej od liderującego Śląska Wrocław. Zaległe starcie z czwartej kolejki rozgrywane we wtorek przy poznańskiej publiczności miało więc status hitu z prawdziwego zdarzenia.
Mimo że wyżej w tabeli przed tym spotkaniem znajdowała się Jagiellonia - o dwa punkty - to faworytem tego starcia był Lech, który ze swojego stadionu przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu zrobił prawdziwą twierdzę w tym sezonie. W ośmiu domowych spotkaniach we wszystkich rozgrywkach wygrał siedmiokrotnie, notując przy tym tylko jeden remis.
I tę pewność od początku było widać, gdyż podopieczni Johna van den Broma w swoim stylu zaatakowali rywala wysokim pressingiem. Jagiellonia w sposobie gry preferowanym przez jej szkoleniowca Adriana Siemienca stosuje rozegranie od tyłu, ale tym razem ten ambitny pomysł okazał się przekleństwem. Goście już w 2. minucie stracili piłkę pod własnym polem karnym, z czego skutecznie skorzystał Lech. Mikael Ishak zagrał górne podanie do Adriela Ba Loui, który strzałem z pierwszej piłki pokonał Zlatana Alomerovicia. Iworyjczyk notuje najlepszy okres od momentu transferu do Lecha. W ostatnich czterech meczach przed starciem z Jagą strzelił dwa gole oraz zanotował asystę.
W dalszym etapie pierwszej połowy to Jagiellonia nadawała ton i tempo gry, dłużej utrzymując się przy piłce, lecz brakowało jej konkretów pod bramką Bartosza Mrozka. Nie oddała nawet celnego strzału. Natomiast "Kolejorz" szukał odbioru piłki w średnim pressingu, aby wyprowadzić szybki atak. Aktywny w szczególności był Kristoffer Velde, jednakże jego poczynania były dość chaotyczne.
Podopieczni Johna van den Broma efektownie zaczęli pierwszą połową i podobnie skończyli. W 43. minucie najpierw świetne zachował się Joel Pereira, który przeczekał pierwszy moment na dośrodkowanie, przekładając piłkę na lewą nogę. Zagrał na dalszy słupek, a tam idealnym strzałem z woleja popisał się Mikael Ishak! Kontakt z piłką miały jeszcze dłonie golkipera Jagiellonii, lecz nie zdołał sparować jej poza słupek. To kolejny mecz z trafieniem kapitana "Kolejorza". Aż czterokrotnie pokonywał bramkarzy rywali w ostatnich trzech meczach. Dorzucił także asystę. Chyba na dobre wrócił do dobrej dyspozycji.
W 51. minucie Lech po raz kolejny wykorzystał stratę w środku pola graczy Jagiellonii. Niecelne podanie przechwycił Adriel Ba Loua, który ruszył sam od połowy boiska. Próbował gonić go Skrzypczak, ale Iworyjczyk wykończył akcję strzałem prawą nogą. Alomerovicia zmylił jeszcze rykoszet od nóg defensora gości.
Gdy wydawało się, że podopieczni Adriana Siemieńca są już na kolanach i to Lech będzie zdobywał kolejne bramki, goście z Białegostoku odpowiedzieli trafieniem Kristoffera Hansena, co było ich pierwszym celnym strzałem w tym spotkaniu. Były gracz Widzewa ograł Antonio Milicia, schodząc do środka i oddał precyzyjne uderzenie z 16 metrów przy bliższym słupku. Bartosz Mrozek po raz kolejny nie zachował czystego konta. "Kolejorz" jedynie dwa mecze w tym sezonie skończył bez straty gola.
Po godzinie gry było jeszcze ciekawiej, gdyż z rzutu wolnego z boku boiska w pole karne piłkę mocno wbił Bartłomiej Wdowik. W niemałym zamieszaniu w szesnastce gospodarzy najczujniejszy był Mateusz Skrzypczak, znajdujący się na piątym metrze. To już drugi mecz, w którym środkowy obrońca strzela gola przeciwko drużynie, w której się wychował.
Spotkanie ponownie rozgrzało się do czerwoności, bo obie drużyny dzielił już tylko jeden gol. Mieliśmy tego negatywne objawy na boisku, gdzie sędzie dość często przerywał grę gwizdkiem - niekoniecznie słusznie. Ofiarami takiego widowiska byli Andersson oraz Pululu. Napastnik Jagiellonii bezpośrednio udał się do szatni, kulejąc. To z całą pewnością obrazek, który zaniepokoił fanów zespołu z Białegostoku.
W ostatnim kwadransie tempo gry wyraźnie spadło. W poczynaniach obu drużyn dominowała nerwowość. Gdy wydawało się, że podopieczni Johna van den Broma ostatecznie zdołają utrzymać korzystny wynik, mimo rozpaczliwej obrony w doliczonym czasie gry, w polu karnym padł Dominik Marczuk. Młodzieżowiec gości był trzymany przez Alana Czerwińskiego, co dostrzegli sędziowie na wozie VAR. Damian Sylwestrzak podyktował rzut karny, który został wykorzystany przez Bartłomieja Wdowika! Jagiellonia w niesamowitym stylu wróciła z 3:0 i zdołała wywieźć z Poznania bezcenny punkt.