Chociaż Śląsk Wrocław na boisku radzi sobie doskonale w tym sezonie ekstraklasy, tak nieco mniej kolorowo jest poza boiskiem. W połowie września środowiskiem klubu zatrzęsła afera, w której dziennikarzowi Marcinowi Torzowi zaoferowana miała zostać posada wiceprezesa Śląska w zamian za milczenie. Oferta miała wyjść ze strony wrocławskiego magistratu i zawierać m.in. zarobki na poziomie 34 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Pojawiały się jednak głosy, że była to celowa prowokacja z jego strony, żeby ponownie przedstawić władze miasta w złym świetle oraz żeby się odegrać za to, że ostatecznie go nie zatrudniono.
- Nie chcę robić z siebie osoby, która wszystko przewidziała i rozgrywała sytuację z chłodną głową, bo ja naprawdę z ręką na sercu: nie wiem, co bym zrobił, gdybym dostał do podpisania dokument. 1,5 miliona złotych… Nie wiem. Nie powiem, że na pewno bym odmówił. Jestem tylko zwykłym człowiekiem. Nie będę robił z siebie robocopa, u którego takie sumy nie wywołują żadnych emocji. Jestem pewny tylko tego, że druga strona nie miała czystych intencji - mówił dziennikarz na początku października w rozmowie z portalem Weszło.
Od tamtego czasu nie pojawiły się nowe informacje w tej sprawie, ale pojawiło się za to starcie słowne między Torzem a zawodnikiem Śląska Wrocław Mateuszem Żukowskim. Dziennikarz wstawił na Twittera zdjęcie samochodu piłkarza, które stało na miejscu dla osób niepełnosprawnych.
"Przygłup lub wieśniak. A może jedno i drugie? Wstyd zajmować miejsce niepełnosprawnym. Tego się nie da obronić. Zwłaszcza gdy się jest w pełni zdrowym, młodym facetem. Rozumiem, że liczb i formy na razie nie ma, ale do niepełnosprawności jeszcze daleko. Mam nadzieję, że przeprosi i więcej tak się nie zachowa. Ogarnij się, chłopaku..." - apelował Torz, publikując zdjęcie. Na odpowiedź zawodnika nie trzeba było długo czekać.
"Osoba, która zrobiła to zdjęcie, mogłaby się pokwapić i zrobić zdjęcie od przodu i zobaczyłaby na pewno plakietkę z pozwoleniem stania w tym miejsc. Moja Mama jest osobą niepełnosprawną Panie Marcinie" - odpisał Żukowski.
"Osoba, która zrobiła zdjęcie nie widziała tam Twojej mamy. Mogła oczywiście się pomylić. To da się sprawdzić. Jeśli masz rację i samochód prowadziła Twoja Mama (bez Ciebie), to oczywiście przeproszę i wpłacę 5000 zł na wskazany przez Ciebie cel charytatywny. Jeśli jednak samochodem nie podjechała tylko Twoja Mama, to co zaproponujesz?" - odpowiedział na Torz.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
W odpowiedziach od razu pojawiły się komentarze, że samochodem wcale nie musiała kierować mama Mateusza Żukowskiego, a mogła być tylko pasażerką. Sam zawodnik Śląska jasno podkreślił, że dziennikarz mógł z tym zdjęciem najpierw udać się do niego, a nie od razu wrzucać w mediach społecznościowych. "Panie Marcinie, ciężko jest przyznać się do błędu widzę? Gdyby był Pan tak mądry, napisałby Pan już dawno do mnie w wiadomości prywatnej, a nie roztrząsał to dalej na Twitter, żeby zasięgi się zgadzały" - podkreślił.
Na koniec dodał, że faktycznie z dziewczyną udali się do centrum handlowego, ale była z nimi jego mama. "Nie mam zamiaru tutaj wplątywać w dyskusje Twitterową mojej mamy, ale dla twojego spokoju Moja Mama była z nami. Ps. Wy nawet nie wiecie, jak wygląda moja Mama i proszę, żebyś już po prostu nie błaźnił się dalej, bo potem moja Mama to czyta i nie rozumie tego. Nie pozdrawiam" - zakończył.
Mateusz Żukowski w tym sezonie wystąpił w 11 meczach Śląska Wrocław. Nie strzelił dotychczas gola oraz nie zaliczył asysty. Obecnie przygotowuje się do sobotniego hitu ekstraklasy przeciwko Legii Warszawa.