Sport.pl pod koniec września jako pierwszy informował, że przerwano trwający ponad rok impas w rozmowach między Canal+ a TVP. Kodowana stacja już w wakacje ubiegłego roku zabezpieczyła sobie kompletne prawa do pokazywania najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. W przetargu nie miała konkurenta, a i tak wydała rekordowe 300 mln złotych za sezon. Część z tych pieniędzy, a dokładnie co najmniej około 70 mln złotych chciała odzyskać, udzielając sublicencji TVP na pokazywanie jednego meczu na otwartej antenie. Do udzielenia sublicencji ogólnodostępnemu nadawcy zobowiązywała ją zresztą umowa z Ekstraklasą. Sprawa się jednak skomplikowała.
Po tym jak w TVP na jesieni 2022 roku zmieniły się władze, ustne porozumienie wypracowane wówczas przez Canal+ z TVP okazało się wspomnieniem. Nowy zarząd nie chciał wydawać na polską ligę co najmniej 70 mln złotych. Zaproponował niemal 10 razy mniej, co spotkało się z irytacją. Dołożone na przestrzeni kolejnych miesięcy drobne kilka milionów też nie załatwiało sprawy.
We wrześniu informowaliśmy, że strony ponownie siadły do rozmów, bo TVP chciała zwiększyć ofertę, a Canal+ zrozumiał, że zakładanych wpływów i tak nie osiągnie. W TVP Sport w te wakacje też zmieniło się kierownictwo. Dyrektorem sportowej stacji został Krzysztof Zieliński, a wicedyrektorem i redaktorem naczelnym Sebastian Staszewski. Negocjacje odbywały się oczywiście na poziomie samych prezesów dwóch stacji, a pomogło w nich zwiększenie oferty publicznego nadawcy, również dzięki wykorzystaniu sprytnego zabiegu.
O tym, że Canal+ i TVP Sport miały spotkać się gdzieś w okolicach połowy oczekiwanych przez siebie w dawnej fazie rozmów oczekiwań (70 mln i 15 mln), już informowaliśmy. Jak usłyszeliśmy ostatecznie kwota wydana na same prawa przez publicznego nadawcę, miała wynosić między 30 - 35 mln złotych, ale nie byłaby ostateczna. Władze TVP nie chciały przeznaczać na licencję kwot znacznie przewyższających wartość produktu, a tak oceniana była ekstraklasa, która w TVP ma szansę spłacić się z reklam i sponsorów na poziomie góra kilkunastu milionów złotych i to przy sprzyjających warunkach. Wydanie na prawa sumy 50 czy 70 mln złotych ocierałyby się zatem o niegospodarność i trudno byłoby bronić takiej decyzji, nawet przypominając hasła o misji publicznego nadawcy i promocji sportu.
Tak czy inaczej, 30-35 mln raczej nie starczyłoby na dogadanie się z Canal+. To dlatego po dodatkowe pieniądze sięgnięto z telewizyjnego marketingu. TVP w ramach umowy na pokazywanie Ekstraklasy miała mieć też zagwarantowaną ekspozycję na strojach piłkarskich czy innych miejscach widocznych dla kibiców. Jak słyszeliśmy, ten kontrakt mógł wynieść kilkanaście milionów złotych. To oznaczałoby, że cała umowa mogła być warta nieco powyżej 50 mln złotych, jakie TVP płaciła w ramach poprzedniego kontraktu.
Co ciekawe pieniądze z puli marketingowej miały trafić bezpośrednio do ekstraklasy, a ta dokonałaby stosownych rozliczeń z Canal+, pomniejszając wartość obowiązującego na 300 mln złotych kontraktu z kodowanym nadawcą.
Przypomnijmy, o czym już informowaliśmy, że umowa miała być podpisana na 4 sezony, na 34 mecze w każdym z nich. Ponieważ w tym sezonie za nami jest już 11 kolejek, to TVP miała nadrobić stracone spotkania i w wybranych kolejkach prezentować po dwa mecze.
Jak usłyszeliśmy, wstępne założenia były takie, by nową umowę na pokazywanie ekstraklasy podpisać i pochwalić się jeszcze przed wyborami tj. przed 15 października, a transmisję z meczów zacząć w drugiej połowie tego miesiąca. Umowy jednak nie podpisano, a terminy konferencji prasowych, które roboczo wyznaczano, by ogłosić nowy sukces, ciągle się przesuwały. Ponoć do kontaktu pewne zastrzeżenia miała rada nadzorcza TVP. To było jeszcze przed wyborami. Teraz w rzeczywistości, kiedy PiS za moment straci większość w sejmie, a w TVP może rozpocząć się proces zmian personalnych i programowych, z czteroletnią umową na prezentowanie Ekstraklasy zrobił się kłopot. Jak usłyszeliśmy, najnowszy plan ratowania sytuacji zakłada skrócenie czasu umowy na sublicencję do... najbliższych 7 miesięcy, czyli obecnego sezonu. Trudno jednak przypuszczać, że na taki obrót sprawy zgodzi się Canal+, który nagle znów znalazł się w nowej rzeczywistości negocjacyjnej.
Czy kibice w najbliższym czasie obejrzą Ekstraklasę w otwartej telewizji? Teraz na to pytanie trudno odpowiedzieć z taką pewnością jak na początku października. O nowych krokach w tej sprawie będziemy jednak informować na bieżąco.