Legia Warszawa była na szczytach finansowych raportów długo, triumfowała w nich 11 razy z rzędu. To zasługa nie tylko tytułów zdobywanych w Polsce, ale również regularnej gry w europejskich pucharach. W poprzednim sezonie, gdy Legii w piłkarskiej Europie zabrakło, klubowi pod kątem finansowym trudno było konkurować z Lechem, który doszedł do ćwierćfinału LKE.
Na początek to, co najważniejsze. W sezonie 2022/23 największe przychody w ekstraklasie zanotował Lech. Wynosiły one 183 mln zł. Zaznaczmy od razu, że są to przychody, a nie klubowe zarobki, bo z tym nie jest tak różowo. Na drugim miejscu zestawienia jest Legia. W Warszawie do kasy wpłynęło 145 mln zł. Jak zaznaczał dyrektor finansowy Legii Karol Zając, taki przychód bez dodatkowych pieniędzy za udział w europejskich pucharach to i tak znakomity wynik. - Świadczy o wielkiej sile marketingowej klubu - dodał.
Różnica między pierwszą dwójką a czołówką zestawienia jest spora. Mistrz Polski, Raków Częstochowa, znalazł się na trzecim miejscu rankingu, z kwotą 63 mln zł. Na czwartym miejscu jest Pogoń Szczecin (57,5 mln), na piątym - Zagłębie Lubin (55 mln).
Warto odnotować, że miniony sezon przyniósł wzrosty wpływów aż 14 klubom ekstraklasy. Lech Poznań zgarnął 90 mln więcej niż rok wcześniej, dobrze pod względem zwiększania wpływów radziły sobie również Zagłębie Lubin (20 mln), Widzew (15 mln) i Raków (13 mln). Największy spadek w zestawieniu należy do Legii (minus 35 mln), a wszystko przez brak gry w europejskich pucharach.
Ranking przychodów bez uwzględniania transferów jest podobny jak ten ogólny. Jednak Lech w tym zestawieniu pokonał Legię już tylko o niecałe dwa miliony złotych. Wpływy Rakowa były na zbliżonym poziomie. Na transferach Lech Poznań zarobił 48 mln zł, najwięcej w stawce, co było m.in. zasługą oddania Jakuba Kamińskiego. Na drugim miejscu transferowego zestawienia jest Górnik Zabrze (12 mln), a trzecia pozycja (11 mln) należy do Legii. To, za ile klub sprzedaje, determinuje to, za ile kupuje, ale zdarzają się też wyjątki. Na drugim biegunie transferowych zarobków jest Cracovia, która, mimo że na sprzedaży piłkarzy nie zarobiła, to zainwestowała w nowych graczy (3,5 mln złotych)
Łączne wpływy z transferów były mniejsze niż w każdym z dwóch minionych lat, ale to kwota wynoszące i tak 131 mln zł (przy odpowiednio 206, i 146). Ten spadający wskaźnik jednak może cieszyć. To dlatego, że kluby nie muszą sprzedawać swych gwiazd, że potrafiły zatrzymać tych piłkarzy, którzy są kluczowi, choć interesują się nimi silniejsze ligi (jak Ivi Lopez z Rakowa, czy Josue z Legii). Oni też umacniają i podnoszą poziom całej ekstraklasy.
92 procent transferowych wpływów naszych klubów stanowiły wpływy z transferów zagranicznych. Przychody transferowe na krajowym podwórku delikatnie, ale rosną (o jeden procent rok do roku). Średnia wieku sprzedawanego piłkarza w poprzednim sezonie to 23,6.
Ciekawie wygląda też sprawa klubowych wynagrodzeń, na które kilka klubów - jak zaznaczył przygotowujący raport Marcin Diakonowicz, partner w Departamencie Audytu w Grant Thornton - wydaje niepokojąco dużo. Alarmująca sytuacja jest w Śląsku Wrocław, gdzie na wynagrodzenia przeznacza się 97 proc. przychodów. W Piaście było to 96 proc. w Wiśle Płock 95 proc., a w Miedzi Legnica 94 proc. Tych dwóch ostatnich klubów w ekstraklasie już nie ma.
Dodajmy, że niebawem UEFA ma wprowadzić limit płacowy. Na wynagrodzenia będzie można przeznaczyć do ok. 70 proc. przychodów klubu. Według omawianego raportu, w poprzednim sezonie taki warunek spełniło 10 klubów ekstraklasy.
Przychody całej najwyżej klasy rozgrywkowej w poprzednim sezonie wyniosły 921 mln złotych (bez transferów - 791 mln). To o siedem procent więcej niż w poprzednim sezonie i o połowę więcej niż pięć lat temu. Przyczynił się do tego m.in. koniec pandemii. W sezonie 2020/21 i przy pustych trybunach z dni meczowych do klubów wpłynęło raptem 24 mln złotych. W ostatnim sezonie było to już 137 mln złotych. A jak powiedział Marcin Animucki, prezes PKO Ekstraklasy S.A., kolejne wzrosty w tym segmencie są niemal pewne, bo ten sezon rozpoczął się fenomenalnie jeśli chodzi o frekwencję na ekstraklasowych trybunach.
- Te 10 kolejek tego sezonu to wzrost o kolejne 20 procent przy zestawieniu z sezonem ubiegłym - przypomniał Animucki. W tym sezonie średnia na trybunach wynosi 11,5 tysiąca osób na każdym meczu.
Z ciekawostek dotyczących tego, jaki wpływ na punkty miały pieniądze, to w takim zestawieniu najkorzystniej wypadł mistrz Polski. Jeden punkt zdobyty przez Raków Częstochowa stanowił koszt 550 tys. złotych. W Legii czy Lechu było to około dwa razy więcej.