Była dwunasta minuta doliczonego czasu gry do pierwszej połowy, gdy czerwoną kartkę za drugą żółtą obejrzał Engjell Hoti. Zawodnik ŁKSu za wysoko uniósł nogę i nawet zbytnio nie protestował, gdyż już kwadrans wcześniej arbiter główny Daniel Stefański oszczędził go po jednym z fauli taktycznych. To wydarzenie było jednak kluczowe dla późniejszych losów oraz temperatury spotkania.
Publika zgromadzona na trybunach stadionu w Łodzi zaczęła jeszcze dobitniej wyrażać swoje niezadowolenie wobec pracy sędziego, a początek takiego stanu miał miejsce kilka minut wcześniej. Podobnie czynił Kazimierz Moskal, szkoleniowiec gospodarzy, który przed samą przerwą zobaczył czerwoną kartkę. Gracze beniaminka całą drugą połowę musieli grać w podwójnym osłabieniu - boiskowym oraz z uwagi na brak trenera na ławce rezerwowych. Ponadto w doliczonym czasie gry, który był spowodowany odpalonymi racami, stracili swojego obrońcę Nacho Monsalva. Hiszpan opuścił boisko na noszach z powodu kontuzji głowy.
Wynik w tamtym momencie również nie był zadowalający dla gospodarzy. Mecz zaczął się od lepszej gry Jagiellonii, która dominowała na boisku rywala, ale to ŁKS wykorzystał błąd graczy z Podlasia - konkretnie Miłosza Matysika. Obrońca w 23. minucie nie trafił w piłkę, więc mógł ją przejąć Kay Tejan. Holenderski napastnik beniaminka ruszył z indywidualną akcją, którą zakończył mocnym strzałem lewą nogą, zaskakując Zlatana Alomerovicia.
Podopieczni Kazimierza Moskala objęli prowadzenie, z którego cieszyli się kwadrans. W okolicach 38. minuty trwała bardzo długa analiza VAR. Sędzia Daniel Stefański został przywołany do monitora, aby obejrzeć sytuację, w której bohater gospodarzy Tejan dotknął piłkę ręką. Arbiter uznał, że za to przewinienie należy się rzut karny, czym pierwszy raz rozwścieczył miejscową publiczność. Dalszy ciąg zdarzeń został opisany we wstępie. Z jedenastu metrów pewnie wyrównał Afimico Pululu.
Jagiellonia, mająca dużą przewagę w drugiej połowie, która wynikała naturalnie z przewagi liczebnej, długo nie mogła wykreować sobie dogodnej sytuacji, aby móc wyjść na prowadzenie. Nastąpiło to dopiero w 77. minucie, a w roli głównej ponownie objawił się Pululu. Napastnik gości otrzymał podanie od Jesusa Imaza, a następnie ograł w polu karnym Piotra Głowackiego i strzałem między nogami pokonał 19-letniego bramkarza ŁKSu. Dla 24-letniego zawodnika z Angoli był to już piąty gol w tym sezonie ekstraklasy. Kilka chwil później opuścił boisko.
ŁKS ruszył jeszcze do ataku, aby uniknąć siódmej porażki w pierwszych dziewięciu meczach ekstraklasy i został nagrodzony, choć największa w tym zasługa przeciwników z Podlasia, którzy w 90. minucie podarowali rzut karny. W zupełnie niegroźnej sytuacji Adrian Dieguez kopnął rywala we własnym polu karnym. Po chwili do remisu doprowadził Dani Ramirez pewnym strzałem z jedenastu metrów.
To jednak był dopiero początek największych emocji! W doliczonym czasie gry znów przenieśliśmy się pod bramkę gospodarzy, a arbiter Daniel Stefański odgwizdał kolejny rzut karny! Uznał, że faulowany był gracz Jagiellonii, jednakże po kolejnej długiej wideoweryfikacji decyzja została odwołana ku radości miejscowej publiczności.
W 101. minucie fenomenalną interwencją twarzą(!) popisał się Aleksander Bobek, który obronił strzał głową Jesusa Imaza. To była piłka meczowa, gdyż chwilę po tym sędzia zakończył to bardzo emocjonujące spotkanie zakończone wynikiem 2:2. Koledzy od razu popędzili do 19-letniego golkipera ŁKSu, dziękując mu za uratowanie punktu. Jego nazwisko skandowali również kibice.