Sceny w meczu Ekstraklasy! Awantura, cztery gole i kontrowersje [WIDEO]

Ponad godzinę trwała pierwsza połowa spotkania ŁKS - Jagiellonia. Mimo wcześniej odpalonych rac temperaturę meczu najbardziej podniósł sędzia Daniel Stefański, pokazując wówczas dwie czerwone kartki. Obejrzeli je Engjell Hoti oraz Kazimierz Moskal - piłkarz i trener zespołu z Łodzi. Wielkie emocje przyniosła również końcówka drugiej połowy, w której beniaminek rzutem na taśmę uratował punkt. Głównym aktorem ponownie był arbiter.

Była dwunasta minuta doliczonego czasu gry do pierwszej połowy, gdy czerwoną kartkę za drugą żółtą obejrzał Engjell Hoti. Zawodnik ŁKSu za wysoko uniósł nogę i nawet zbytnio nie protestował, gdyż już kwadrans wcześniej arbiter główny Daniel Stefański oszczędził go po jednym z fauli taktycznych. To wydarzenie było jednak kluczowe dla późniejszych losów oraz temperatury spotkania.

Zobacz wideo Michał Probierz podczas prezentacji: Nie lubię chamstwa

Publika zgromadzona na trybunach stadionu w Łodzi zaczęła jeszcze dobitniej wyrażać swoje niezadowolenie wobec pracy sędziego, a początek takiego stanu miał miejsce kilka minut wcześniej. Podobnie czynił Kazimierz Moskal, szkoleniowiec gospodarzy, który przed samą przerwą zobaczył czerwoną kartkę. Gracze beniaminka całą drugą połowę musieli grać w podwójnym osłabieniu - boiskowym oraz z uwagi na brak trenera na ławce rezerwowych. Ponadto w doliczonym czasie gry, który był spowodowany odpalonymi racami, stracili swojego obrońcę Nacho Monsalva. Hiszpan opuścił boisko na noszach z powodu kontuzji głowy.

Bohater szybko stał się antybohaterem. Olbrzymia awantura na koniec pierwszej połowy

Wynik w tamtym momencie również nie był zadowalający dla gospodarzy. Mecz zaczął się od lepszej gry Jagiellonii, która dominowała na boisku rywala, ale to ŁKS wykorzystał błąd graczy z Podlasia - konkretnie Miłosza Matysika. Obrońca w 23. minucie nie trafił w piłkę, więc mógł ją przejąć Kay Tejan. Holenderski napastnik beniaminka ruszył z indywidualną akcją, którą zakończył mocnym strzałem lewą nogą, zaskakując Zlatana Alomerovicia. 

Podopieczni Kazimierza Moskala objęli prowadzenie, z którego cieszyli się kwadrans. W okolicach 38. minuty trwała bardzo długa analiza VAR. Sędzia Daniel Stefański został przywołany do monitora, aby obejrzeć sytuację, w której bohater gospodarzy Tejan dotknął piłkę ręką. Arbiter uznał, że za to przewinienie należy się rzut karny, czym pierwszy raz rozwścieczył miejscową publiczność. Dalszy ciąg zdarzeń został opisany we wstępie. Z jedenastu metrów pewnie wyrównał Afimico Pululu.

Emocje dopiero się zaczynały. Co za końcówka! 

Jagiellonia, mająca dużą przewagę w drugiej połowie, która wynikała naturalnie z przewagi liczebnej, długo nie mogła wykreować sobie dogodnej sytuacji, aby móc wyjść na prowadzenie. Nastąpiło to dopiero w 77. minucie, a w roli głównej ponownie objawił się Pululu. Napastnik gości otrzymał podanie od Jesusa Imaza, a następnie ograł w polu karnym Piotra Głowackiego i strzałem między nogami pokonał 19-letniego bramkarza ŁKSu. Dla 24-letniego zawodnika z Angoli był to już piąty gol w tym sezonie ekstraklasy. Kilka chwil później opuścił boisko.

ŁKS ruszył jeszcze do ataku, aby uniknąć siódmej porażki w pierwszych dziewięciu meczach ekstraklasy i został nagrodzony, choć największa w tym zasługa przeciwników z Podlasia, którzy w 90. minucie podarowali rzut karny. W zupełnie niegroźnej sytuacji Adrian Dieguez kopnął rywala we własnym polu karnym. Po chwili do remisu doprowadził Dani Ramirez pewnym strzałem z jedenastu metrów.

To jednak był dopiero początek największych emocji! W doliczonym czasie gry znów przenieśliśmy się pod bramkę gospodarzy, a arbiter Daniel Stefański odgwizdał kolejny rzut karny! Uznał, że faulowany był gracz Jagiellonii, jednakże po kolejnej długiej wideoweryfikacji decyzja została odwołana ku radości miejscowej publiczności.

W 101. minucie fenomenalną interwencją twarzą(!) popisał się Aleksander Bobek, który obronił strzał głową Jesusa Imaza. To była piłka meczowa, gdyż chwilę po tym sędzia zakończył to bardzo emocjonujące spotkanie zakończone wynikiem 2:2. Koledzy od razu popędzili do 19-letniego golkipera ŁKSu, dziękując mu za uratowanie punktu. Jego nazwisko skandowali również kibice. 

Więcej o: