Mecze w niedzielę o 12:30, takie do rosołu z rodziną, przez długi czas kojarzyły się z mało emocjonującymi starciami słabych drużyn, komentowanymi najczęściej przez największego konesera ekstraklasy spośród komentatorów - Wojciecha Jagodę. I choć Jagiellonia Białystok i Radomiak Radom kandydują co najwyżej do roli mocnego średniaka ligi, w bezpośrednim starciu w Białymstoku postanowiły zafundować kibicom prawdziwe piłkarskie show.
Nie zazdrościmy tym kibicom, którzy albo się na mecz spóźnili, albo nie zdążyli w odpowiednim tempie zakupić sobie przekąsek i napojów na stadionie, by przed pierwszym gwizdkiem zasiąść już na krzesełku stadionu przy ulicy Słonecznej. Bowiem już równo z upływem dwóch minut gry goście otworzyli wynik spotkania za sprawą rzutu rożnego - dośrodkowanie Franka Castanedy zamienił na bardzo ładną bramkę głową Pedro Henrique.
Brazylijski napastnik Radomiaka był tego dnia w formie wręcz znakomitej. Tak jak kilka tygodni temu w meczu z Cracovią potrafił trzykrotnie trafić w poprzeczkę bramki rywala, tak w niedzielę trzy razy skierował piłkę do bramki gospodarzy. Po raz drugi o klasie Pedro Henrique Jagiellonia przekonała się w 13. minucie, wyjątkowo dla siebie pechowej. Bardzo prosty błąd w środku pola popełnił Michal Sacek, a Pedro Henrique nie kalkulował, uderzył z pierwszej piłki praktycznie z połowy boiska i uczynił to perfekcyjnie. Piłka przelobowała Zlatana Alomerovicia, wpadła do siatki i Radomiak szybciutko prowadził już 2:0.
- Chcę, by ta Jagiellonia była "jakaś". By miała swoją osobowość, swój styl. By wywoływała emocje - mówi o swoim pomyśle na zespół młody trener Jagi, Adrian Siemieniec. W niedzielne popołudnie otrzymał od swojej drużyny odpowiedź. Bo białostoczanie mimo szybkiej utraty dwóch goli nie zamierzali się poddawać. Atakowali, zepchnęli swojego przeciwnika do głębokiej defensywy i dążyli za wszelką cenę do wyrównania strat, a następnie też do odwrócenia wyniku tego spotkania.
Pierwsze efekty zaczęło to przynosić już w 27. minucie, gdy po podaniu Dominika Marczuka Jesus Imaz z łatwością minął w polu karnym Luizao i strzałem z kilkunastu metrów nie dał żadnych szans Albertowi Posiadale.
Jaga szła za ciosem, Radomiak rzadko wychylał nosa na połowę gospodarzy. Granie na utrzymanie wyniku od 13. minuty nie mogło się dobrze skończyć dla zespołu Constantina Galki. Tym bardziej, że rywal co jakiś czas dochodził do groźnej okazji bramkowej. Już trzy minuty po golu kontaktowym Jesus Imaz mógł wyrównać, jednak jego uderzenie głową zatrzymało się na poprzeczce bramki Radomiaka.
Co nie udało się największej gwieździe Jagi, udało się w ostatniej akcji pierwszej połowy jednemu z jego rodaków. Sędzia Piotr Lasyk doliczył do niej aż osiem minut ze względu na kontuzję Raphaela Rossiego (zastąpił go Mateusz Cichocki), a właśnie w ósmej minucie doliczonego czasu gry rozgrywający świetny mecz Dominik Marczuk zaliczył drugą asystę, dośrodkował "na nos" Jose Naranjo i ten nie miał większych problemów ze skierowaniem piłki do siatki.
Co więcej, Jagiellonia strzeliła gola nie tylko w ostatniej akcji pierwszej połowy, ale też w pierwszej akcji drugiej części spotkania. Jak już pisaliśmy, w tym meczu nie wypadało się spóźniać, bo bramka na 3:2 dla gospodarzy padła już w 17. sekundzie po przerwie. Swój "hattrick asyst" skompletował 20-letni Dominik Marczuk, który tym razem dość przypadkowo, w kontakcie z rywalem, dograł piłkę w pole karne do Afimico Pululu, a Francuz z angolskimi korzeniami sytuacyjnym uderzeniem dał swojej drużynie prowadzenie.
Po chwili mogło być już 4:2, jednak Jose Naranjo spudłował z trzech metrów po zagraniu Jesusa Imaza i błędzie Mateusza Cichockiego. Zespół Adriana Siemieńca wraz z upływem około godziny gry jednak zaczął oddawać inicjatywę swojemu przeciwnikowi. I Radomiak tuż przed 60. minutą pokonał Zlatana Alomerovicia po raz trzeci, znów za sprawą Pedro Henrique. Po uderzeniu z dystansu Luisa Machado piłka trafiła w rękę Lisandro Semedo i dopadł do niej Pedro Henrique, trafiając głową do siatki. Brazylijczyk z hattricka cieszył się jednak tylko chwilę, bo po interwencji VAR sędzia Piotr Lasyk gola anulował.
Jagiellonia się broniła, Radomiak atakował, jednak czynił to dość nieśmiało. Najgroźniej było tak naprawdę, gdy piłkarze z Radomia przewracali się w polu karnym gospodarzy, ale tak jak przy starciu z udziałem Damiana Jakubika wcześniej był spalony, tak później po zamieszaniu po rzucie wolnym Piotr Lasyk, ani VAR nie dopatrzyli się przewinienia Bartłomieja Wdowika na Dawidzie Abramowiczu. Zlatan Alomerović nie musiał się specjalnie wysilać przy nielicznych celnych strzałach swoich rywali, a jego zespół dowiózł bezcenne zwycięstwo do ostatniego gwizdka sędziego.
Jagiellonia Białystok pokonała Radomiaka Radom 3:2 i z 15 punktami po tej kolejce awansowała na pozycję wicelidera ekstraklasy. Drużyna Adriana Siemieńca buduje "twierdzę" w Białymstoku - w tym sezonie wygrała tam wszystkie cztery mecze, strzelając w nich średnio po trzy gole. Łączny bilans Siemieńca przed własną publicznością to sześć wygranych i dwa remisy w ośmiu spotkaniach. Gra u siebie stała się prawdziwą siłą Jagi. A Radomiak? Zespół Constantina Galki zmarnował kolejną okazję do tego, by dołączyć do ligowej czołówki i póki co jest siódmy z dorobkiem 10 punktów.