Jagiellonia Białystok ma już na koncie drugie zwycięstwo w tym sezonie ekstraklasy. Piłkarze Adriana Siemieńca pokonali na własnym stadionie ekipę Widzewa Łódź 2:1, choć początkowo niewiele na to wskazywało. Losy meczu odwrócili w samej końcówce.
Od początku meczu klarownych sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Dopiero w 36. minucie piłkarzy obu drużyn rozbudziła potężna bomba Ernesta Terpiłowskiego. Pomocnik Widzewa otrzymał podanie po ziemi ze skrzydła od Bartłomieja Pawłowskiego i tuż zza linii szesnastki huknął z woleja w samo okienko. Zlatan Alomerović nie zdążył z interwencją i tylko odprowadził piłkę wzrokiem.
Jagiellonia po przerwie ruszyła do odrabiania strat, ale początkowo niewiele jej wychodziło. Dopiero w 60. minucie okazję do wyrównania miał Jesus Imaz. Oddał strzał zza pola karnego, ale minimalnie chybił. Na tym jednak nie poprzestała. 12 minut przed końcem gospodarze mieli rzut wolny z dogodnej pozycji. Do strzału podszedł Jose Naranjo, a piłkę trafiła w łokieć stojącego w murze Marka Hanouska. Sędzia odgwizdał rzut karny, a na jego wykonanie zdecydował się nowy nabytek ekipy z Podlasia Angolczyk Afimico Pululu. Były gracz niemieckiego Greuther Fuerth się nie pomylił i mieliśmy remis 1:1.
Gospodarze poszli za ciosem, ale Imaz wciąż był nieskuteczny. Decydujący ponownie okazał się stały fragment. Cztery minuty przed końcem podstawowego czasu gry rzut wolny z okolic 20. metra wykonał Bartłomiej Wdowik i zrobił to perfekcyjnie. Przymierzył w samo okienko i mocnym strzałem na dalszy słupek zaskoczył Henricha Ravasa.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
W końcówce Widzew próbował za wszelką cenę wyrównać, ale rozpaczliwe ataki na niewiele się zdały. Jagiellonia utrzymała wynik 2:1 i ma już na sześć punktów w tabeli (przed tygodniem ograła Puszczę Niepołomice 4:1). Łodzianie muszą zadowolić się trzema, bo podobnie jak w zeszłym tygodniu wypuścili z rąk prowadzenie 1:0 i przegrali 1:2. Wówczas pokonała ich drużyna Pogoni Szczecin.