Jagiellonia Białystok i Puszcza Niepołomice to drużyny, które w inauguracyjnej kolejce ekstraklasy musiały obejść się smakiem. Podczas gdy Jagiellonię zlał mistrz Polski Raków Częstochowa (3:0), Puszcza swój pierwszy w historii mecz w ekstraklasie przegrała w Łodzi, mierząc się z Widzewem (2:3).
Jeśli sobotnie spotkanie miało coś potwierdzić, to potwierdziło przede wszystkim to, że ani jeden, ani drugi zespół do ligowych potentatów nie należy. Oba zespoły grały intensywnie i z maksymalnym zaangażowaniem bez piłki, to fakt. Ale z drugiej strony w pierwszej połowie piłka była też największym wrogiem jednych i drugich, bo liczba niedokładnych zagrań i prostych błędów pod tym względem nie przystawała do profesjonalnej piłki nożnej.
Ale najważniejsze dla Jagiellonii i Puszczy było to, by wygrać pierwszy mecz w tym sezonie ligowym, a konkretniejsi w tych dążeniach byli zdecydowanie gospodarze. Choć pierwotnie dwoma interwencjami musiał popisać się ich bramkarz Zlatan Alomerović, to później, gdy białostoczanom udawało się rozegrać piłkę bez popełnienia prostego błędu, potrafili oni groźnie zaatakować bramkę Kewina Komara.
Najpierw w 19. minucie po kontrataku nieznacznie pomylił się z kilkunastu metrów Wojciech Łaski. Kilka minut później doskonałej sytuacji nie wykorzystał Jesus Imaz, który po akcji Dominika Marczuka z kilku metrów uderzył wysoko nad bramką Puszczy.
I choć to był bardzo słaby występ, jak na możliwości Imaza, tak w 45. minucie i tak zaliczył asystę. To właśnie Hiszpan napędził kontratak Jagi, wypuszczając na prawym skrzydle rozpędzonego Wojciech Łaskiego. Ten z lewego skrzydła skutecznie ściął do środka i uderzył zaskakująco z kilkunastu metrów. Zaskakująco przede wszystkim dla bramkarza gości Kewina Komara, bo choć z tym strzałem w krótki róg dobry bramkarz powinien sobie poradzić, tak tym razem piłka po rękach 20-latka wpadła do siatki.
Do przerwy było 1:0 dla gospodarzy, ale emocje tak naprawdę rozpoczęły się po przerwie. Jagiellonia nie grała wielkiej piłki, ale była lepsza i wyraźnie skuteczniejsza. Ale zaczęło się od sporego pudła Dominika Marczuka - młodzieżowiec Jagi w 48. minucie próbował dwukrotnie pokonać z kilku metrów Kewina Komara, ale dwukrotnie też trafił w bramkarza gości.
Zanim upłynęła godzina gry, Jagiellonia ogólnie psuła świetne szanse do podwyższenia prowadzenia. A to Jesus Imaz wychodząc sam na sam z bramkarzem prawie się przewrócił o piłkę, a to po strzale głową Miłosza Matysika gości uratowała poprzeczka, a z dwóch-trzech metrów skutecznie dobić nie potrafił Wojciech Łaski.
Starania piłkarzy Adriana Siemieńca w końcu przyniosły skutek. W 66. minucie kolejnego efektownego gola w ekstraklasie strzelił Portugalczyk Nene, który po dobrze rozegranym rzucie z autu huknął pod poprzeczkę bramki Komara. Był to jednak pierwszy gol pomocnika Jagi strzelony z pola karnego - wypychany przez gości Nene nie zdążył z tej szesnastki wyjść, a i tak zaskoczył bramkarza przeciwnika.
Prowadzenie Jagiellonii wydawało się komfortowe, ale tylko przez dziesięć minut, gdy jedna z nielicznych akcji gości zakończyła się ładnym strzałem z powietrza Łukasza Sołowieja, który choć uderzał z pierwszej piłki, słabszą lewą noga, to trafił zaskakująco czysto i pokonał Alomerovicia.
Jagiellonia zareagowała na utratę gola koncertowo. W 80. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Bartłomieja Wdowika jeden z obrońców Puszczy zgrał piłkę na tyle niefortunnie, że trafiła ona na głowę rezerwowego Afimico Pululu, a ten uderzył pod rozpaczliwie interweniującym Komarem i podwyższył na 3:1.
I to też nie był koniec popisów ofensywnych Jagiellonii, bo osiem minut później Pululu do gola dołożył asystę i świetną kontrę gospodarzy wykończył wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Jakub Lewicki, ustalając wynik meczu.
Jagiellonia Białystok wysoko pokonała u siebie Puszczę Niepołomice 4:1 i to ona sięgnęła w sobotę po pierwsze punkty w tym sezonie. Puszcza musi na to poczekać przynajmniej kolejne dziewięć dni - w poniedziałek 7 sierpnia podejmie na stadionie Cracovii Stal Mielec.