W poprzednim sezonie Ilkay Durmus był jednym z kluczowych zawodników Lechii. Skrzydłowy zagrał w 25. meczach ekstraklasy, w których strzelił jednego gola i miał trzy asysty. To niewiele, ale cztery wypracowane bramki oznaczają, że był trzeci w klasyfikacji kanadyjskiej gdańskiego klubu - ex aequo z Maciejem Gajosem i Jarosławem Kubickim.
Lechia do tej pory dokonała jedynie dwóch transferów przychodzących. Do zespołu trafili jedynie obrońca Miłosz Kałahur oraz Luis Fernandez, który w poprzednim sezonie w barwach Wisły Kraków strzelił aż 20 goli. Jego transfer był zaskoczeniem nie tylko z powodów sportowych, ale również z powodu ogromnej pensji, którą Lechia będzie musiała mu płacić. Fernandez w Wiśle miał zarabiać ponad 100 tysięcy złotych. W mediach z kolei pojawiały się informacje o kolejnych piłkarzach, którymi zainteresowana miała być Lechia. Na razie jednak nic z tego nie doszło do skutku.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W świetle tych informacji może dziwić, że Ilkay Durmus, który w Lechii kontrakt ma do czerwca 2026 roku, zdecydował się go rozwiązać z winy klubu z powodu zaległości finansowych - jak poinformowała Interia. To oznacza, że Lechia do końca umowy będzie musiała płacić mu pensję, ale nie będzie mogła z niego korzystać na boisku. W przeszłości z tego rozwiązania korzystali w sporze z Lechią m.in. Rafał Wolski czy Sławomir Peszko. Zapytany przez jednego z kibiców o tę sytuację były prezes klubu, a obecnie członek zarządu Zbigniew Ziemowit Deptuła stwierdził jedynie, że prowadzone są rozmowy. Być może okaże się, że Durmus jednak pozostanie w zespole.
To by się bardzo Lechii przydało, bo na kilka dni przed zaplanowanym 22 lipca meczem pierwszej ligi z Chrobrym Głogów drużyna wciąż nie jest skompletowana. Na stronie klubu w zakładce "I Drużyna" znajduje się jedynie 17 zawodników. Wśród nich jest jednak skreślony Dusan Kuciak, nieznany nikomu Louis Poznański, a także Conrado i de Kamps, którzy raczej nie zagrają w pierwszym meczu i właśnie Ilkay Durmus.