Sprawa utarczek na linii Jagiellonia Białystok – spółka Stadion Miejski (operator obiektu w Białymstoku) nie jest niczym nowym. Nigdy jednak rozbieżności między tymi podmiotami nie przeradzały się w otwarty konflikt. Jagiellonia jeszcze za rządów poprzednich prezesów - Cezarego Kuleszy czy Agnieszki Syczewskiej - wielokrotnie ścierała się na różnych polach ze spółką, którą od lat rządzi Adam Popławski, bliski współpracownik prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. Nie chodziło tylko o umowę na wynajem obiektu, ale też rzeczy znacznie mniejszej wagi – możliwość treningu przed niektórymi meczami, działania marketingowe czy problemy z cateringiem, który od lat na Stadionie Miejskim stoi na bardzo niskim poziomie. Współpraca na linii klub – spółka stadionowa nigdy nie była dobra.
Klub z Białegostoku koniec końców zawsze dogadywał się z operatorem, najczęściej na warunkach stadionowej spółki. Wszak w promieniu 150 kilometrów próżno szukać innego stadionu nadającego się do rozgrywania meczów ekstraklasy. Ponadto motywacja do ugody przychodziła z Urzędu Miasta – Jagiellonia przez lata dostawała od miasta około 3,5-4 mln złotych rocznie.
W ostatnich latach, szczególnie po pandemii COVID-19, to się zmieniło. W ostatnim sezonie Jagiellonia otrzymała od miasta Białegostoku ledwie 800 tys. złotych. Tymczasem za wynajmowanie stadionu przy ulicy Słonecznej musiała płacić prawie 2 mln, nie mając dostępu do zysków ze skyboksów, ani stadionowego cateringu, które przypadały spółce Stadion Miejski. A że sytuacja finansowa Jagiellonii stała się zła, w klubie powiedziano "Basta!".
W poniedziałek pojawiła się informacja, że Jagiellonia nie zamierza składać spółce Stadion Miejski oferty na wynajem obiektu na jej warunkach. To sprawia, że obie strony aktualnie zostały na lodzie i czekają na kolejny przetarg. Najbliższe dni w Białymstoku będą bardzo burzliwe.
Jak wygląda aktualna sytuacja? "Bezdomna" Jagiellonia najbliższe stadiony spełniające wymogi ekstraklasy ma w Warszawie, Lublinie albo Płocku. Jest w kontakcie z PZPN i Ekstraklasą, bo zakłada, że może nie rozpocząć sezonu w stolicy Podlasia. Stadion Miejski z kolei zostaje bez jedynego "klienta", który potrafił regularnie ściągać na obiekt tysiące osób.
Ale tym razem Jagiellonia może też liczyć na ogromne wsparcie ze strony kibiców, którzy jednoznacznie opowiedzieli się po stronie klubu. Nie brakuje mocnych słów, a miasto, właściciel obiektu, nie może pozostać obojętne wobec protestu swoich obywateli.
"Mamy dość już spotkań, tłumaczeń, mydlenia oczu, wyjaśniania. (...) Jagiellonia Białystok, wynajmując Stadion Miejski w Białymstoku na dzień meczowy, powinna mieć dostęp do całego obiektu. To od Jagiellonii powinno zależeć, kogo zaprosi albo komu sprzeda miejsca w skyboksach. To jest impreza organizowana przez klub i to klub powinien mieć możliwość zarabiania na tym. To samo tyczy się cateringu. Na imprezie organizowanej przez klub Jagiellonia Białystok to organizator powinien decydować, co jest sprzedawane jej uczestnikom, w jakiej cenie, jaka jest obsługa oraz czerpać z tego korzyści finansowe" – pisze w swoim apelu stowarzyszenie kibiców Jagiellonii "Dzieci Białegostoku", które aktualną politykę stadionowej spółki nazywa wprost i wzywa wszystkich kibiców do mobilizacji w tej sprawie. "To jest okradanie Jagiellonii!" - podkreślili fani.
Kibice skontaktowali się też z prezesem spółki Stadion Miejski, ale odbili się od ściany, podobnie zresztą jak prezes Pertkiewicz. Przesłanie, które usłyszeli, można zamknąć w słowach: "Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Wszystko jest dobrze, bo zawsze tak było". Operator ani myśli zmieniać warunków potencjalnej współpracy.
To prawda, zawsze tak było. Teraz jednak Jagiellonia odpowiada, że zawsze było źle i ze względu na monopol stadionowej spółki nigdy relacje klubu z operatorem stadionu obok partnerskich nawet nie stały. Od otwarcia obiektu w 2014 roku Jagiellonia jest głównym i jedynym dużym źródłem zarobku dla spółki Stadion Miejski. Stadionowa spółka już przez dziewięć lat nie jest w stanie znaleźć sponsora tytularnego, a ostatnio straciła nawet coroczny festiwal muzyki elektronicznej "Up to Date", przez co na obiekcie przy Słonecznej obecnie próżno szukać większych cyklicznych wydarzeń.
Pojedyncze stand-upy, kabarety, targi, czasem nieduży koncert - to jest w stanie zorganizować na swoim obiekcie spółka Stadion Miejski. Czasem poprzez znajomości w PZPN uda się ściągnąć do Białegostoku reprezentację Polski do lat 21, choć eliminacyjny mecz z Niemcami musiał zostać przeniesiony po interwencji UEFA i zbyt dużą odległość od lotniska.
Tymczasem skyboksy stadionowa spółka sprzedaje firmom na cały rok – pod pretekstem uczestnictwa we wszystkich wydarzeniach, co pozwala jej omijać w zyskach Jagiellonię. Jak bardzo bezwzględne jest to działanie, niech świadczy fakt, że największy w ostatnim czasie koncert na Stadionie Miejskim – koncert rapera Maty – odbył się de facto na placu przed stadionem. A gdy na obiekcie zorganizowano standupowe wydarzenie "Please, Stand Up", ze skyboksów można było zobaczyć tylko czarną płachtę - tył sceny, na której występowali artyści (na poniższym zdjęciu loże skybox są tam, gdzie znak "Jagiellonia").
W praktyce firmy wykupują więc roczny abonament na oglądanie meczów Jagiellonii, za który płacą niemałe pieniądze wyłącznie spółce Stadion Miejski. Co więcej, nie zawsze są tego świadome. Niedawno do Jagiellonii zgłosiła się jedna z firm wykupujących lożę, która prosiła klub o działania promocyjne. "W końcu jesteśmy chyba waszym sponsorem" – argumentowała firma, mówiąc oczywiście o wykupionej loży, a nie zdając sobie sprawy, że niekoniecznie ma w tym wszystkim rację.
Nie mniej bezwzględne jest działanie miejskiej spółki w przypadku stadionowego cateringu. Spółka Stadion Miejski podpisuje z catererami wieloletnie umowy, które pozwalają im na wyłączność świadczyć usługi podczas wszystkich wydarzeń. Obecnie jest to firma "Dwór Czarneckiego", z którą podpisano siedmioletnią umowę. Stadion otrzymuje pieniądze nie tylko za samą umowę, ale też procent od utargu firmy cateringowej.
To doprowadza do absurdalnych sytuacji – aby na ostatnim wydarzeniu charytatywnym "Naszpikowani" dzieci mogły zjeść pizzę, opcje były dwie: albo mogły to zrobić poza terenem stadionu, albo organizator imprezy musiał wypłacić stadionowi i catererowi "podatek" za zamówienie jedzenia z zewnątrz. I tak będzie musiał to zrobić – za kiełbasy z grilla dla dzieci oraz grochówkę dla wojska, które pojawiły się na tym wydarzeniu.
Ten absurd dotyczy też kwestii meczów Jagiellonii, bo caterer nie zawsze jest w stanie odpowiednio zaopatrzyć to wydarzenie. – Z catererem byśmy pewnie mogli się czasem dogadać, ale spółka stadionowa nawet w takich sytuacjach żąda od niego "procentu" za to, co przez inne zamówienia nie zostałoby sprzedane – słyszymy w klubie.
A catering stadionowy w Białymstoku od lat stoi na bardzo marnym poziomie – kilka lat temu, jeszcze za poprzedniej firmy, został nawet zmiażdżony w programie "Stadionowe Rewolucje" na kanale Weszło TV. Ale do dziś zimny hot dog nie jest dla kibica Jagiellonii większym szokiem.
Problemy pojawiają się również w skyboksach, gdzie spółka stadionowa nie pozwala na żadne inne zamówienia niż te z firmy cateringowej, nawet jeśli ten catering gościom zupełnie nie pasuje albo jest zbyt niskiej jakości. Choć niektórzy wynajmujący loże i tak potrafią tu postawić na swoim.
Prezes Jagiellonii Wojciech Pertkiewicz, który stoi na czele frontu mającego doprowadzić do zmian w umowie na linii klub – stadion, stara się unikać stanowczych słów, ale odpuszczać w tej sprawie nie zamierza. Kibice z kolei nie gryzą się w język i mówią wprost: "To już jest wojna". I rzeczywiście – jeszcze nigdy nie było tak dużej mobilizacji w środowisku Jagiellonii, by zmienić niekorzystne dla klubu warunki wynajmu stadionu.
Co ważne, nikomu nie zależy na tym, by wywieźć Jagiellonię z Białegostoku, ale klub w swojej delikatnej sytuacji finansowej nie zamierza pozwalać na takie postawienie sprawy, z jakim się spotyka ze strony spółki Stadion Miejski. Zapowiada się, że to dopiero początek wielkiego zamieszania w tej sprawie.
Dużą rolę w tym zamieszaniu może odegrać polityka. Podczas gdy prezes spółki Stadion Miejski Adam Popławski twardo obstaje przy swoim, duży bałagan w przestrzeni publicznej wcale nie musi pasować jego zwierzchnikowi – prezydentowi Białegostoku Tadeuszowi Truskolaskiemu. Tym bardziej, że zbliżają się wybory parlamentarne.
Złośliwi twierdzą, że Truskolaskiemu - choć on sam startować nie będzie - ostatnio bardziej zależy na korzystnym wyniku tych wyborów i odsunięciu obecnej partii rządzącej od władzy, niż na mieście, którym zarządza już od 17 lat.
A choćby jeden domowy mecz ligowy Jagiellonii poza Stadionem Miejskim byłby spektakularną kompromitacją nie tyle prezesa Popławskiego, co przede wszystkim miasta i jego zarządcy, czyli właśnie Truskolaskiego.