29 punktów i podium ekstraklasy jesienią. 12 punktów i szesnasty wynik ligi wiosną. Kibic Widzewa Łódź pewnie do dziś nie umie sobie wytłumaczyć, jak można rozegrać dwie tak zupełnie różne rundy w trakcie jednego sezonu. A przecież Widzew nie stracił w tym czasie ani jednego ważnego zawodnika. Na całe szczęście dla beniaminka, drużyna Janusza Niedźwiedzia bez większych nerwów potrafiła utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej, na 12. pozycji.
- Nie da się ukryć, że w pewnym momencie coś się popsuło. Sezon ogólnie jest o tyle pozytywny, że zrealizowaliśmy cel w postaci utrzymania, ale na pewno mieliśmy wyjątkową huśtawkę nastrojów - przyznaje w rozmowie ze Sport.pl Tomasz Wichniarek, dyrektor sportowy Widzewa. - Runda jesienna była nadspodziewanie dobra, za to wiosną wydarzyło się coś, co z perspektywy jesieni wydawało się wręcz niemożliwe. Pierwsze mecze rundy wiosennej – z Pogonią, Śląskiem czy Legią - były jeszcze całkiem dobre, ale od przegranego starcia z Lechem coś się zacięło. Przestaliśmy zdobywać punkty - nie ukrywa.
Za pionem sportowym Widzewa Łódź solidna analiza dotycząca zakończonego sezonu. Co więc spowodowało takie załamanie formy łódzkiej drużyny? Tu przyczyn jest kilka.
- Model, który został wprowadzony do zespołu, jest bardzo wymagający pod względem fizycznym i mentalnym. W momencie, kiedy mimo dobrej gry nie wygrywaliśmy meczów, jak to było z Pogonią (3:3) czy Legią (2:2), mówiło się, że ze słabszymi przeciwnikami zaraz zaczniemy zwyciężać. W jednym czy drugim meczu to się nie udało i w drużynę wdarło się trochę strachu. Model założony przez trenera przez to przestał być wykonywany perfekcyjnie, brakowało odwagi i pewności siebie oraz swoich umiejętności, a wówczas narastały błędy - analizuje Wichniarek.
- Paradoksem jest fakt, że wiosną stwarzaliśmy sobie więcej sytuacji niż jesienią, więc brakowało też trochę szczęścia, bo często obijaliśmy słupki i poprzeczki, a piłka nie chciała wpaść do bramki. W pierwszej rundzie było wręcz przeciwnie. Dlatego też myślę, że w minionym sezonie nie byliśmy tak dobrzy jak jesienią, ale też nie byliśmy tak słabi jak wiosną - dodaje dyrektor sportowy klubu z Al. Piłsudskiego i żałuje: - Taki jest sport, moim zdaniem główną rolę odegrały tu kwestie mentalne. Dlatego szkoda, że po zapewnieniu sobie utrzymania, gdy już to ciśnienie mogło z nas zejść, nie potrafiliśmy tego przełożyć na dobrą grę i zwycięstwa w ostatnich meczach.
Zimą Widzew dokonał tylko jednego transferu, sprowadzając Łotysza Andrejsa Ciganiksa. Czy po dobrej rundzie jesiennej w klubie beniaminka nie została uśpiona pewna czujność?
- Z perspektywy czasu uważam, że powinniśmy byli dokonać jednego czy dwóch transferów więcej w zimowym oknie transferowym - uczciwie zaznacza Tomasz Wichniarek. - To, że tego zabrakło, wynikało także z faktu, że chcieliśmy pozyskać naprawdę jakościowych zawodników, co nam się nie powiodło. Stwierdziliśmy, że może być problem, by zimą tych wartościowych wzmocnień dokonać, dlatego podjęliśmy decyzję, że ten zespół może dobrze funkcjonować bez transferów, które by nas nie do końca przekonywały. Oczywiście, nie mamy tez pewności, że ten jeden czy tych dwóch zawodników by diametralnie zmieniło oblicze naszej drużyny wiosną, ale patrząc na to teraz, zgadzam się, że należało dodać zespołowi więcej świeżej krwi.
Dyrektor Widzewa zwraca jednak uwagę, że zespołu nie opuścił żaden z kluczowych piłkarzy. - Nie sądzę jednak, że był to główny powód naszych problemów, bo dotąd funkcjonowaliśmy naprawdę dobrze, a przecież nie pozbyliśmy się żadnego z naszych ważnych zawodników. Dlatego też, choć nie oczekiwałem, że ten zespół dalej będzie się spisywał tak dobrze, jak w pierwszej rundzie, to uważam, że nie powinien prezentować się tak słabo, jak to miało miejsce w rundzie rewanżowej. Zespół nie został osłabiony, dłużej pracował z trenerem, był bardziej zgrany, więc nie było przesłanek do tego, że wiosną może to wyglądać tak źle. Realistycznie nie zakładaliśmy, że będziemy walczyć o podium czy puchary, ale też nie spodziewaliśmy się, że spadniemy poniżej ósmego miejsca - mówi Wichniarek.
Sezon 2022/23, mimo fatalnej wiosny, nie zakończył się dla Widzewa dramatem. Niemniej jednak, nawet w końcówce rundy nie udało się łodzianom przerwać złej passy. Co należy zrobić, by w nowych rozgrywkach Widzew od początku prezentował się na dobrym poziomie?
- Mamy swoje przemyślenia, teraz trzeba wyciągnąć wnioski. Zespół zostanie trochę przebudowany, dojdą nowi piłkarze - opowiada o planach Widzewa Tomasz Wichniarek. - Czynimy starania, aby to się stało jak najszybciej, by do obozu trener miał kadrę przynajmniej w 90 proc. zamkniętą, jaką sobie wspólnie planujemy od pół roku. Trenerzy mają też swoje przemyślenia co do zmian w proponowanym przez nich modelu gry.
Jedno jest pewne - w Łodzi nikt nie myśli o zmianie trenera. - Trener Janusz Niedźwiedź dalej ma realizować zadania, które sobie wspólnie założyliśmy. Pokazał, że ma pomysł na ten zespół, który w swoim czasie funkcjonował bardzo dobrze. Nie rozważamy tutaj żadnych zmian. Zamiast tego wolimy doskonalić nasz model i wspólnie pracować, by Widzew był lepszy w przyszłym sezonie - zaznacza Wichniarek, który widzi jedną rzecz w grze Widzewa, która musi się zmienić za wszelką cenę.
- Myślę, że musimy zwrócić większą uwagę na stałe fragmenty gry, bo podczas gdy wiele klubów zdobywało w ten sposób wiele bramek, i co za tym idzie, także punktów, u nas wiosną nam się to zupełnie nie udawało - mówi dyrektor sportowy łódzkiego klubu. - Analizujemy każdy mecz po meczu, analizujemy też co osiem meczów taki trochę dłuższy okres. Niezależnie od tego, czy gramy dobrze, czy źle. Paradoksem jest to, że po rundzie jesiennej potrafiliśmy wykazać i poprawić słabsze obszary naszej gry, a wiosną i tak nie przekładało się to na wyniki. Ale pracujemy dalej i zobaczymy, jakie będą efekty tego w przyszłym sezonie.
Kibiców Widzewa z pewnością najbardziej interesuje to, jak drużyna zostanie latem wzmocniona. Ale i tu dyrektor Wichniarek i pion sportowy mają bardzo konkretnie określony plan.
- Do każdej formacji chcemy dołączyć zawodnika, który będzie jej rzeczywistym wzmocnieniem. Musimy tez pracować nad młodzieżowcami, bo wprawdzie mamy w akademii kilku fajnych młodych chłopaków, to nie są oni jeszcze gotowi na to, by regularnie grać w ekstraklasie. Potrzebujemy przynajmniej dwóch młodzieżowców z poziomu centralnego, którzy grają na nim od jakiegoś czasu i od razu zagwarantują jakość - nie ma wątpliwości Tomasz Wichniarek.
W ogólnym założeniu Widzew zamierza przy ruchach transferowych trzymać się ściśle określonego budżetu. Jest tu jednak pewne "ale", które powinno zadowolić kibica łódzkiego klubu.
- Mamy ustalony budżet, nie jest on największy, ale chcemy się go trzymać. Nie zamierzamy zadłużać klubu, by potem był on niewypłacalny lub nie płacił w terminie, jak to się w wielu miejscach dzieje. Widzew aktualnie jest klubem, który wszystkie zobowiązania uiszcza w terminach - mówi Wichniarek. - Ale mam informację, że jeśli będzie taka potrzeba w przypadku bardzo dobrego zawodnika, to możemy porozmawiać z właścicielem o zwiększeniu tego budżetu. Niemniej, nie ma mowy o jakichś diametralnych zmianach w tym względzie, jednak i tak jesteśmy klubem stabilnym, który oferuje bardzo przyzwoite warunki i ciekawy projekt.
Dwuletni kontrakt z Widzewem z opcją przedłużenia podpisał już młodzieżowy reprezentant Polski z Górnika Łęczna - 18-letni Dawid Tkacz. Na testach medycznych przebywają z kolei inny młodzieżowiec Antoni Klimek (Odra Opole), a także 24-letni portugalski stoper Luis Silva (EN Paralimniou, Cypr), którzy w razie ich pozytywnych wyników zostaną zawodnikami łódzkiego klubu.
- Luis jest zawodnikiem przymierzanym do gry na pozycji półlewego stopera. To zawodnik lewonożny, ale dobrze grający także nogą prawą. Mógłby nawet zagrać jako wahadłowy czy boczny obrońca, zależnie od ustawienia – opowiada Wichniarek. - Spodobał nam się ze względu na dynamikę i intensywność w grze defensywnej i ofensywnej, czego nam trochę brakowało. W dodatku to piłkarz inteligentny, rozumiejący grę, co jest z kolei niezwykle ważne dla trenera przy jego modelu gry.
- W dodatku on sam bardzo chciał do Widzewa przyjść. Sporo wiedział, dopytywał, jest podekscytowany tym, że może być zawodnikiem Widzewa. Dla nas też jest ważne, by Widzew był dla zawodnika jednym z pierwszych wyborów. Nie przebił się w dużym klubie, ale dlatego zszedł niżej i prezentował na Cyprze naprawdę dobrze przez dwa sezony. Jest głodny sukcesu, tak jak Widzew, i dlatego chcemy dać mu szansę – tłumaczy dyrektor sportowy Widzewa.
Pozostali dwaj piłkarze, z których jeden już podpisał umowę z Widzewem, to młodzieżowcy, którzy mają rozwiązać problem łódzkiego klubu w tym zakresie. – Dawida Tkacza obserwowaliśmy od dłuższego czasu, akurat tak się nieszczęśliwie złożyło, że w końcówce sezonu doznał kontuzji. Udało mu się zorganizować zabieg u prof. Domżalskiego, w klinice „Sporto", z którą współpracujemy – zaznacza Tomasz Wichniarek. - Mamy pełną dokumentację i wiemy, że to właściwie zabieg, który nie powinien mieć żadnego wpływu na jego dalszą karierę, a za kilka tygodni powinien być do pełnej dyspozycji trenera Niedźwiedzia, więc nie było się czego bać. To bardzo młody, utalentowany zawodnik, który może jeszcze mocno się rozwinąć.
Większym zaskoczeniem będzie transfer do Łodzi Antoniego Klimka, wahadłowego Odry Opole, który nie grał zbyt wiele w zeszłym sezonie I ligi. - Obserwujemy go od dwóch lat. Miał bardzo dobry sezon 2021/22, po którym też chcieliśmy go pozyskać, ale wiemy, że Odra oczekiwała za niego zbyt duże pieniądze. Teraz grał mniej, ale on jest też tego świadomy, mocno wykorzystał ten czas na prace mentalną i z trenerem przygotowania taktycznego, by poprawić swoją grę oraz zachowania w tym względzie. Jest zawodnikiem obunożny, może grać na obu wahadłach. W pamięci zostaje także jego bramka strzelona na Widzewie, ale to na pewno nie był główny powód do jego pozyskania. To chłopak z potencjałem i odpowiednią świadomością, by ciągle dążyć do samorozwoju.
- Chcemy rozwijać i promować tych młodych piłkarzy. Element naszej strategii, nie efekt przepisu – podsumowuje Wichniarek. Ale jak poinformował na Twitterze rzecznik Widzewa Marcin Tarociński, w przypadku Klimka na razie trzeba czekać na dodatkowe badania medyczne, które niespełna 21-letni piłkarz ma przejść w przyszłym tygodniu.
Nie można też wykluczyć, że któryś z podstawowych piłkarzy Widzewa zostanie sprzedany. Inne kluby interesują się takimi zawodnikami, jak Henrich Ravas, Ernest Terpiłowski czy Serafin Szota. - Pojawia się jakieś wstępne zainteresowanie kilkoma naszymi zawodnikami, ale żadnych konkretnych ofert nie ma - uspokaja dyrektor sportowy klubu z Łodzi. - Rynek transferowy dopiero się jednak otwiera, kluby w różny sposób na nim działają, więc jeszcze wiele może się wydarzyć. Niemniej jednak, my też działamy tak, że jeśli któryś z piłkarzy miałby odejść, to chcemy być przygotowani na sprowadzenie potencjalnego zastępcy.
Sam Wichniarek nie ukrywa, że nie ma prostego zadania w szukaniu wzmocnień do drużyny Janusza Niedźwiedzia. Wskazuje tu też na niezbyt eleganckie zachowanie niektórych rywali. - Rynek piłkarski jest coraz droższy, coraz trudniejszy. Ale jak teraz Arabowie płacą po kilkaset milionów euro za sezon, to i wszędzie te stawki w swojej skali rosną. Zawodnicy chcą zarabiać coraz więcej, a kluby muszą sobie z tym radzić. Trochę mam problem z tym, że kluby oferują pieniądze, których nie mają, a my z nimi musimy konkurować.
Utrudnienia dotyczą m.in. delikatnego w Widzewie tematu młodzieżowców, których łódzki klub póki co musi brać z zewnątrz. - Przepis o młodzieżowcu z jednej strony jest okej, bo rzeczywiście ci chłopcy dostają więcej szans, gdy w wielu klubach nie mogliby na to liczyć. My bez względu na przepis chcemy wprowadzać i rozwijać młodych chłopaków, by móc też ich później promować i sprzedawać, bo to jest jedna z dróg do zdobywania pieniędzy dla klubu i powiększania jego budżetu. Przepis jednak też powoduje to, że ci chłopcy poprzez swoich agentów domagają się coraz większych pieniędzy, nieadekwatnych do prezentowanego poziomu. To trochę psuje rynek, więc być może powinien zostać wprowadzony jakiś limit wynagrodzeń dla tych zawodników - kończy Tomasz Wichniarek.