Tak było na kilkanaście minut przed meczem - na "Żylecie", a więc trybunie, gdzie zasiadają najbardziej zagorzali kibice Legii. "Panie Jacku, przepraszamy, dziś ze Śląskiem wygrywamy" - krzyknęli wtedy kibice. To była kulturalna przyśpiewka w kierunku byłego trenera i piłkarza Legii Jacka Magiery. Ale były też zdecydowanie mniej kulturalne, już nie bezpośrednio w kierunku Magiery, ale w kierunku drużyny Śląska: "Ej, k...y śmiecie, dziś z ekstraklasy spadniecie" czy "wypier... z ekstraklasy".
Śląsk w sobotę - w ostatniej kolejce ekstraklasy - wcale nie musiał pokonać Legii przy Łazienkowskiej. Ale wtedy musiał liczyć na to, że swojego spotkania na wyjeździe z Cracovią nie wygra Wisła Płock. - Warianty są różne, ale ja na to nawet nie patrzę, bo prawda jest taka, że zwycięstwo na 100 procent daje nam utrzymanie - powiedział Magiera przed meczem z Legią.
Śląsk przy Łazienkowskiej ostatni raz wygrał 10 lat temu. - Prawda jest taka, że w ostatnich miesiącach niewiele drużyn tutaj wygrywało, ale to jest piłka nożna, gdzie najważniejsza jest odwaga, pewność siebie, pokonanie własnych słabości. Wszystkich barier, które ma się w głowie. Poza tym nie ma lepszego zakończenia sezonu niż wyjść i zagrać przy 30 tysiącach ludzi. Stadion będzie tętnił i dudnił, będziemy mieć w uszach nieprawdopodobny doping. Będzie też ponad tysiąc kibiców Śląska, którzy będą nas wspierać. To szczególne spotkanie i trzeba sobie z tym poradzić - dodawał Magiera.
Ubrany w szarą marynarkę, ciemne jeansy i sportowe obuwie Magiera od razu stanął przy bocznej linii. Jego Śląsk zaczął odważnie, z polotem - prowadził przy Łazienkowskiej już od 6. minuty. Po akcji Johna Yeboaha, który najpierw ograł Rafała Augustyniaka, a po chwili wyłożył piłkę do Erika Exposito, który strzałem sprzed pola karnego pokonał Kacpra Tobiasza. To był gol na 1:0. Po chwili mógł paść na 2:0, a nawet na 3:0. I oba mogły należeć do Yeboaha, gdyby nie Tobiasz, który bronił jego uderzenia z bliskiej odległości.
Magiera po drugim strzale Yeobaha złapał się za głowę. Runjaić zresztą też. Z tą różnicą, że trener Legii był wściekły na swoich piłkarzy. Aż wybiegł ze swojej strefy, gdy po chwili w pozornie prostej sytuacji znowu stracili piłkę na własnej połowie. Legia długo nie wyglądała na drużynę, której bardzo przeszkadza to, że przegrywa ostatni mecz sezonu przed własną publicznością. W pewnym momencie co prawda przejęła inicjatywę, ale wciąż grała niechlujnie. Już nawet nie tyle na własnej połowie, ile na połowie Śląska, gdzie niedokładnymi podaniami sama psuła swoje akcje.
Nic nie zapowiadało, że Legia doprowadzi do wyrównania. Nawet w 37. minucie, kiedy Augustyniak - chyba nie chcąc, by ktoś z jego zespołu za chwilę znowu stracił piłkę - oddał strzał z 25 metrów. Ten zaskoczył nie tylko bramkarza Śląska Rafała Leszczyńskiego - piłka odbiła się po drodze od Diogo Verdaski - ale też wszystkich legionistów, którzy do przerwy prowadzili ze Śląskiem 2:1. Od 44. minuty, kiedy drugiego gola dla zespołu Runjaicia strzelił Maciej Rosołek.
Magiera po golu Rosołka włożył ręce do kieszeni, spuścił głowę i szybkim krokiem poszedł do szatni. Śląsk do przerwy przegrywał przy Łazienkowskiej. Ten wynik nie oznaczał jednak, że spada z ekstraklasy, bo jeszcze przed golem Augustyniaka bramkę zdobyła Cracovia, która od 37. minuty po golu Karola Knapa prowadziła 1:0 z Wisłą Płock.
Druga połowa zaczęła się od przygotowań kibiców do zaprezentowania oprawy, ale też od kolejnego gola dla Legii. W 49. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego - tym razem głową i już bez zaskoczenia, po wypracowanym schemacie - znowu trafił Augustyniak. Już wtedy na dole "Żylety" pojawił się napis: "Duma i sława", a po chwili z dachu ściągnięty został wielki herb Legii Warszawa, a na górze trybuny odpalono świece dymne i race.
Gdy w 63. minucie sędzia Piotr Lasyk był zmuszony przerwać na chwilę spotkanie przy Łazienkowskiej, bo dym z rac zasłonił połowę boiska (to samo było w 83. i 89. minucie, kiedy z trybun odpalono świece dymne, race i fajerwerki, które poleciały w kierunku boiska), z Krakowa popłynęły dobre wiadomości. Dla Śląska, który w sobotę przegrał z Legią przy Łazienkowskiej 1:3, ale utrzymał się w ekstraklasie. Dzięki Cracovii, która pokonała Wisłę Płock 3:0.