Najmłodszy trener w ekstraklasie dostał bolesną lekcję. Asysta piętą i ruleta a la Zidane

Marc Gual sprawił psikusa nowej drużynie, ale się nie cieszył. Bartosz Slisz zaliczył taką asystę piętą, że w Hiszpanii mówionoby o niej przez wiele dni, a jego Legia Warszawa zdominowała po przerwie Jagiellonię Białystok 5:1 i zapewniła sobie ligowe podium na koniec sezonu. Drużyna najmłodszego trenera w ekstraklasie Adriana Siemieńca wyglądała dobrze, ale tylko przez 45 minut. Druga połowa była już solidną lekcją od bardziej doświadczonego kolegi po fachu i jego zawodników.

To był mecz dwóch drużyn, które nie mają już noża na gardle. Legia Warszawa już przed rywalizacją z Jagiellonią Białystok była pewna gry w eliminacjach europejskich pucharów, z kolei goście z Białegostoku już nie muszą się obawiać o utrzymanie. Mimo to, o braku emocji na boisku przy Łazienkowskiej nie mogło być mowy, ale szkoda, że wyrównana walka trwała tylko 45 minut.

Zobacz wideo Legia Warszawa rozbije bank dla piłkarza?

Marc Gual sprawił psikusa nowemu klubowi. Strzelił, ale się nie cieszył

W czwartek Legia Warszawa ogłosiła to, o czym spekulowano się od kilku dobrych tygodni - napastnik Jagiellonii Marc Gual, aktualny lider klasyfikacji strzelców ekstraklasy, zostanie jej piłkarzem od 1 lipca. I biorąc pod uwagę fakt, że umowa najpewniej została podpisana już na przełomie lutego i marca, trudno uznać taki moment ogłoszenia transferu 27-letniego Hiszpana za przypadkowy. 

W Białymstoku jednak nikt tym specjalnie się nie przejął, wręcz spodziewano się takiego zagrania ze strony warszawskiego klubu. A sam Gual już w 15. minucie sprawił nowemu klubowi psikusa - mocnym, choć szczęśliwym uderzeniem zza pola karnego otworzył wynik spotkania na rzecz Jagiellonii.

Co ciekawe, Gual swojego 16. trafienia w sezonie nie celebrował w ogóle, wszak grał przed publicznością, którą od 1 lipca ma zadowalać swoimi golami. Wielokrotnie widzi się, jak piłkarze nie celebrują goli przeciwko byłemu klubowi. Ale brak celebracji po bramce strzelonej swojemu przyszłemu klubowi? Sytuacja z gatunku nietypowych. Hiszpański snajper zachował się niczym były wicepremier Jarosław Gowin - strzelił, ale się nie cieszył.

Niespodziewany bohater Legii. Bartosz Slisz piętą jak Guti. Ale że Slisz?

Na drugą połowę obie drużyny wychodziły z remisem 1:1, ale po przerwie poza jedną groźniejszą akcją Jagiellonii istniała już tylko Legia Warszawa, która w dodatku miała po swojej stronie nieoczywistego bohatera. Grający z numerem 99 Bartosz Slisz już trzy minuty po przerwie zaliczył asystę piętą przy golu Muciego, której nie powstydziliby się najwięksi magicy piłkarskiego świata. Kiedy swego czasu podobne zagranie w barwach Realu Madryt zaliczył Guti, piłkarska Hiszpania mówiła o nim przez wiele dni. 

Takiej piętki można było się spodziewać po Josue, Mucim czy Kapustce, ale Slisz, który najbardziej w środku pola odpowiada za destrukcję? Co więcej, to nie było wszystko w wykonaniu 24-latka, który kilkanaście minut później dołożył drugą asystę przy bramce Rosołka, by po kilku minutach raz jeszcze wywołać zachwyt trybun przy Łazienkowskiej, ogrywając rywala niezwykle efektowną ruletą w stylu Zinedine'a Zidane'a przy linii bocznej. 

 

Liga Konferencji Europy. Lech Poznań - ACF Fiorentina. Konferencja prasowa Tak zachowa się Lech w meczu z Rakowem. Wątpliwości już nie ma

Poważna lekcja dla najmłodszego trenera w ekstraklasie. Jaga grała dobrze, ale tylko przez 45 minut

Piątkowy mecz będzie bardzo cenną nauczką dla drużyny, budowanej przez nowego trenera Adriana Siemieńca. Po dość nerwowych pięciu minutach jego Jagiellonia grała w pierwszej połowie swoją piłkę, bez jakiegokolwiek strachu, ładnie dla oka i stworzyła sobie kilka bardzo groźnych sytuacji bramkowych pod bramką faworyta. Najpierw wyszła na prowadzenie po golu Guala, potem mogła strzelić bramkę do szatni, ale w jednej akcji w słupek trafiali i Imaz, i Prikryl. 

W drugiej części gry szybki cios gospodarzy po pięknej akcji Legii z asystą Slisza na czele sprawił, jakby zespół z Białegostoku się rozsypał w defensywie. Starał się grać w piłkę, ale był coraz bardziej dominowany przez rywala, który w dodatku zbyt łatwo dochodził do kolejnych sytuacji bramkowych. Był też tego dnia bardzo skuteczny i po golu Muciego do bramki Zlatana Alomerovicia trafiali także Rosołek, Nawrocki i Kramer. Mecz w Warszawie to poważna lekcja dla najmłodszego trenera w ekstraklasie.

Legia w końcu to zrobiła. Potrzebowała 19 sezonów

Jagiellonia Białystok gra obecnie swój 19. sezon w piłkarskiej ekstraklasie. W każdym z nich jej rywalem była Legia Warszawa. I choć Legia niemal zawsze jest faworytem rywalizacji z drużyną z Białegostoku, która tylko w pojedynczych sezonach była w stanie wzbić się ponad poziom ligowego średniaka, tak do dzisiaj warszawski klub nie był w stanie wygrać obu meczów z Jagą w jednym sezonie lub jednym sezonie zasadniczym (w czasach formuły ESA 37). 

W każdym z dotychczasowych 18 sezonów wspólnej gry w ekstraklasie Jagiellonia Białystok przynajmniej raz urywała punkty swojemu największemu rywalowi. I tylko w sezonie 2014/15 Legii się udało dwa razy wygrać mecz ligowy z Jagiellonią - wówczas 2 z 3 rozegranych, bo w sezonie zasadniczym Legia Henninga Berga wygrała w Białymstoku 3:0, by w rewanżu u siebie ulec drużynie Michała Probierza 1:3. Gdy oba zespoły mierzyły się raz jeszcze w rundzie mistrzowskiej, przy Łazienkowskiej zwyciężyła Legia 1:0 po rzucie karnym Orlando Sa w doliczonym czasie gry, a po decyzji Pawła Gila Probierz miał ochotę tylko "pier****ąć whisky". 

Legia Kosty Runjaicia potrafiła przerwać tę serię. Jesienią w Białymstoku rozbiła zespół Macieja Stolarczyka 5:2, a teraz, gdy rywalizacja wydawała się bardziej wyrównana, triumfowała jeszcze wyżej 5:1. Legia Warszawa tym wynikiem zapewniła sobie ligowe podium na koniec sezonu, a tylko punktu brakuje jej do przyklepania wicemistrzostwa Polski. 

Więcej o: