Piłkarze Lechii Gdańsk są już niemal w beznadziejnej sytuacji w kontekście utrzymania w PKO BP Ekstraklasie. Gdańszczanie w piątkowy wieczór ulegli na wyjeździe Rakowowi Częstochow aż 0:4. Był to już szósty mecz z rzędu bez zwycięstwa dla Lechii (pięć porażek i remis). W efekcie podopieczni Hiszpana Davida Badii z 26 punktami zajmują dopiero przedostatnie miejsce w tabeli. Do Zagłębia Lubin, zajmującego pierwsze bezpieczne miejsce, tracą sześć punktów, ale mają również jeden mecz rozegrany więcej.
Piłkarze Lechii Gdańsk wydają się już praktycznie pogodzeni z losem. Pokazał to Jakub Bartkowski przed kamerami Canal+Sport po porażce w Częstochowie.
- Ostatni mecz przegraliśmy, trener pozmieniał, ale teraz też nie zdobyliśmy punktu. Może to jest najmocniejsza "11" Lechii i przegraliśmy 0:4. Tak naprawdę przegrała cała drużyna. Nie ma, że ci, co nie weszli, to im się upiekło, bo przecież grali we wcześniejszych spotkaniach. To samo z tymi, co nie pojechali do Częstochowy, kontuzjowanymi i tak dalej, bo oni też przegrywali. Wszyscy spadliśmy, mamy nóż na gardle. Takie podziały, pokazywanie na tego czy tamtego, a tak naprawdę spadła Lechia - podzielona czy nie - powiedział Jakub Bartkowski.
Po chwili praktycznie rozwiał wątpliwości o szansach Lechii na utrzymanie.- Sytuacja jest taka, że spada klub, miasto, ludzie związani z miastem, którzy oddają serce od wielu, wielu lat i kibice, którzy jeżdżą na każdy mecz. Co można powiedzieć. Mamy jeszcze cztery mecze, trzeba je wygrać - dodał Bartkowski.
Lechia Gdańsk zagra jeszcze przed własną publicznością z Zagłębiem Lubin i Legią Warszawa oraz na wyjeździe ze Stalę Mielec i Piastem Gliwice.