Są najmłodszymi trenerami w ekstraklasie, zaczynali od zera, bez piłkarskich karier, za to z uwielbieniem do taktyki i marzeniami. Poznali się w 2011 r. w katowickiej AWF. Skończyły się zajęcia, a Siemieniec, student pierwszego roku, otworzył laptopa i zaczął przeglądać taktyczne analizy. Zaraz dosiadł się dwa lata starszy Szulczek. I przepadli. - To była nasza pierwsza dłuższa rozmowa. Kliknęło od razu. Wspólny język, pasja, ta sama energia. Jak w tym haśle PZPN: połączyła nas piłka. Na początku, bo dzisiaj to relacja znacznie głębsza, wychodząca daleko poza pracę, z czego się cieszę, bo cenię Dawida jako trenera, ale przede wszystkim wiem, jakim jest człowiekiem. Różne miałem momenty w życiu, a on zawsze był i mnie wspierał - wspomina Siemieniec.
- Przyjaźnimy się. Adrian był świadkiem na moim ślubie. Razem jeździliśmy na wakacje, spędzaliśmy wspólnie kilka Sylwestrów, regularnie rozmawiamy. Częściej to Adrian dzwoni do mnie. Jest gadułą. Na dziesięć telefonów, siedem jest z jego inicjatywy - przyznaje Szulczek. Wiele tych rozmów odbywa się wcześnie rano - punktualnie o 6:10. Szulczek wsiada wtedy na elektryczną hulajnogę i jedzie do klubu, więc ma czas. Lubi wcześnie zacząć dzień, odbyć trening w siłowni, zanim jeszcze pojawią się piłkarze. Słynie z dobrej organizacji. Wszystko ma zaplanowane niemal co do minuty. "Wstrzeliłem się?" - zaczyna większość rozmów Siemieniec.
- W sobotę, gdy się spotkamy, będzie akurat rocznica mojego ślubu. Minie 76 miesięcy - mówi Szulczek. - Cały Dawid. Tylko on mógł wyłapać taką statystykę i zwrócić na nią uwagę. Ja kompletnie nie mam do tego głowy - uśmiecha się Siemieniec. - Gdyby ktoś mi na tym ślubie powiedział, że za sześć lat i cztery miesiące, w kwietniu 2023 r., spotkamy się przeciwko sobie w ekstraklasie to… Policzyłbym szybko, że ja będę miał 33 lata, a Adrian 31 i chyba bym nie uwierzył. Szybko - uważa Szulczek.
- To coś niespotykanego. W piłce trudno o przyjaźnie, a tu dwóch przyjaciół, którzy właściwie przez to całe trenerskie życie szli razem, dochodzi do takiego meczu. Obaj zaczynaliśmy od zera, bez żadnych znajomości czy pleców. Wspinaliśmy się od samego dołu, najpierw trenowaliśmy za zwrot za paliwo, później za 500 zł. I nawet nie planowaliśmy, że spotkamy się w ekstraklasie, bo tego nie da się zaplanować. Pracujesz i patrzysz, dokąd cię życie poprowadzi - uważa Siemieniec.
- To jasne, ale z drugiej strony byłem przekonany, że Adrian będzie w ekstraklasie, bo to bardzo utalentowany człowiek. Mówiłem nawet kilka miesięcy temu podczas wizyty w studiu Canal+, że tacy trenerzy jak Adrian Siemieniec, Dawid Szwarga czy Maciej Kędziorek zaraz wskoczą do ekstraklasowego obiegu. I to się dzieje. Niezłą reklamę im zrobiłem - żartuje Szulczek.
Ale trener Warty Poznań rzeczywiście zrobił reklamę młodym trenerom z niższych lig. Takim bez piłkarskiej przeszłości, którzy wcześnie zaczynali przygodę z trenowaniem. Dzisiaj są po trzydziestce i mają niekiedy dekadę doświadczenia, bo gdy trenerzy-byli piłkarze jeszcze grali, oni już pomagali w prowadzeniu drużyn. W ich młodości kwitły taktyczne blogi, zachwycała Barcelona Pepa Guardioli, a później porywał pressing drużyn Jurgena Kloppa. Oni to wszystko konsumowali i rozkładali na czynniki pierwsze.
Szulczek pojawił się w ekstraklasie w listopadzie 2021 r. w miejsce zwolnionego Piotra Tworka. Wyciągnął Wartę Poznań ze strefy spadkowej i skończył sezon na 11. miejscu. Najlepszą laurką była tabela, ale zewsząd dochodziły pochwały: że ma świetny warsztat, oko do piłkarzy, zmysł do analizy, a przy tym normalność, którą szybko docenił chociażby starszy od Szulczka ligowy weteran Łukasz Trałka. Ten sezon jest jeszcze lepszy - Warta na pięć kolejek przed końcem jest na piątym miejscu, choć przed pierwszy meczem jak zwykle była wymieniana w gronie faworytów do spadku. Mówi się już o „efekcie Szulczka", bo właściciele i prezesi klubów coraz chętniej sięgają po utalentowanych młodych trenerów - w Koronie Kielce świetną rundę zalicza Kamil Kuzera, w Jagiellonii obiecująco zaczął Siemieniec, a nowym trenerem Rakowa Częstochowa będzie Dawid Szwarga, rówieśnik Szulczka. Gdyby jemu w Warcie nie wyszło, prawdopodobnie odwaga do stawiania na młodych trenerów byłaby mniejsza. Przerabiali to już Niemcy z Kloppem, Tuchelem, Nagelsmannem i Tedesco, teraz przerabiamy my, bo ten pierwszy „dzieciak" w ekstraklasie pokazał, że wzięcie utalentowanego trenera bez nazwiska nawet z drugiej ligi (Szulczek przechodził z Wigier Suwałki) może mieć sens.
- Może i ja pomogłem Adrianowi korespondencyjnie, ale on na samym początku pomógł mi bezpośrednio. Siedział wtedy w pokoju trenerskim Rozwoju Katowice jako asystent w II lidze i do tego pokoju przyszedł w odwiedziny trener Sebastian Golda z trzecioligowego Górnika Wesoła. Powiedział do trenera Mirosława Smyły, że przydałby mu się taki asystent, jak Adrian, bo ma dużo rzeczy do ogarnięcia. Adrian powiedział, że ma na studiach paru kolegów i zaraz może kogoś wyczarować. Przyszedł z tym do mnie i tak zacząłem współpracę z trenerem Goldą. W międzyczasie byłem też na stażu w Rozwoju i gdy Adrian odszedł do Chrobrego Głogów, to zająłem jego miejsce - opowiada Szulczek.
Siemieniec po byciu asystentem w Rozwoju Katowice, w Chrobrym Głogów, Jagiellonii, Arce Gdynia i ŁKS Łódź, na początku 2022 r. zaczął samodzielną pracę z rezerwami Jagiellonii Białystok. Zanim je objął, Szulczek zapraszał go do swojego sztabu w Warcie. Nie zagrało, bo Siemieńcowi w tamtym momencie nie pasowała przeprowadzka do Poznania. Źle na tym nie wyszedł, bo gdy władze Jagiellonii kilka tygodni temu rozstały się z Maciejem Stolarczykiem, postawiły właśnie na niego. Zaczął od dwóch zwycięstw i porażki, czyli jeszcze lepiej niż Szulczek w Warcie, bo on na pierwszych sześć punktów pracował sześć kolejek. Dla Szulczka sobotni mecz będzie 50. w ekstraklasie. Dla Siemieńca - 4.
- W tym tygodniu też ze sobą rozmawiamy, choć nie jest to taka normalna rozmowa, jak zawsze. Trochę żartujemy z tego, co nas czeka w sobotę. Wypuszczamy się, kto u mnie jest kontuzjowany, a kto w Jagiellonii. Od czwartku nastawiamy się raczej na ciche dni i pogadamy dopiero po meczu - mówi Szulczek. - Żartujemy o meczu albo odchodzimy od tematów piłkarskich i rozmawiamy jak zawsze. Kluczem jest zachowanie dystansu i normalności. W sobotę zagramy o punkty, Dawid zrobi wszystko, żeby wygrała Warta, ja zrobię wszystko, żeby wygrała Jagiellonia, ale nie zapomnimy, jaką mamy relację i co nas łączy. Obaj jesteśmy dojrzali, więc na pewno się w tej sytuacji odnajdziemy - zapewnia Siemieniec.
- Pamiętam, jak w 2015 roku, po udanym sezonie, pojechaliśmy razem z paroma kolegami na męski wypad. Chcieliśmy odpocząć i trochę poświętować, bo Chrobry Głogów, w którym pracował Adrian, utrzymał się w I lidze, a mój Rozwój Katowice do niej awansował. Okazało się, że tylko ja i Adrian wzięliśmy na ten wyjazd laptopy. Jednego wieczoru byliśmy na imprezie i już tam zaczęliśmy trochę rozmawiać o pracy, a następnego dnia o siódmej rano zeszliśmy do kuchni z komputerami i zaczęliśmy dość szczegółowo nakreślać kolejny sezon. Pamiętam, że zgrywałem od Adriana materiały z analizami przeciwników z I ligi. Omawialiśmy każdego rywala, bo on już doskonale ich znał, ja dopiero miałem do tej ligi wejść. Reszta naszych kolegów obudziła się 3-4 godziny później. Trochę się z nas nabijali, pojawiła się delikatna szydera, że nie możemy się oderwać. To był kilkudniowy wyjazd, a my przegadaliśmy cały sezon Chrobrego, omówiliśmy każdego przeciwnika w lidze. Jednego dnia nam wyliczyli, że siedzieliśmy nad komputerami 14 godzin. A w następnym sezonie, jak pojechaliśmy z Rozwojem do Głogowa, to wygraliśmy 2:1! - śmieje się Szulczek i przyznaje, że z nikim nie rozmawia mu się o piłce lepiej niż z Siemieńcem. Godziny, które przegadali, pewnie należy już liczyć w tysiącach. Jak się zatem przygotować do meczu, w którym rywal wie o tobie niemal wszystko?
- Nie przejmuję się tym. To dla Warty dobry moment: jesteśmy solidni, konsekwentni i pewni siebie. Nie wariujemy ze zmianami, bo piłkarze są przekonani do stylu gry, jaki im proponujemy. Nie będę więc im nagle kazał grać zupełnie inaczej, bo trener rywali dobrze mnie zna. Możemy trochę bardziej zaryzykować, bo mamy dobrą sytuację w tabeli. Drugie połowy z Lechem Poznań i z Legią Warszawa pokazały, że to robimy. Trochę inaczej otwieramy grę, inaczej budujemy akcje, bo z tyloma punktami na koncie moja drużyna jest odważniejsza. Adrian też jest w dobrym momencie. Zrobił sześć punktów w trzech meczach i trochę tę Jagiellonię odbił. Złapali wiatr w żagle, gdy wyszli z Wisłą Płock z 0:2 na 4:2. Ani ja nie spodziewam się, że Adrian dużo namiesza i pozmienia, ani on nie spodziewa się tego po mnie. Uważam zresztą, że ani ja, ani Adrian nie jesteśmy trenerami, ani ludźmi, którzy lubiliby przekombinować - mówi Szulczek, ale Siemieniec nie do końca się zgadza.
- To jest mecz, więc zawsze chcesz jakoś przeciwnika zaskoczyć, coś na niego przygotować. To się dzieje tydzień w tydzień, ale tym razem jest podszyte tą naszą relacją, więc pewnie tej pikanterii jest nieco więcej. Zobaczymy, kto jaką ma pamięć i ile zapamiętał z tych przyjacielskich rozmów - uśmiecha się zaczepnie. - A już na poważnie. Obaj się tym spotkaniem cieszymy. Gdy miałem objąć Jagiellonię, wszystko z Dawidem przegadałem. Nie rozmawiałem wtedy z trenerem Warty, tylko ze swoim przyjacielem, z którym chciałem się tą informacją podzielić. Ale od razu, w drugim zdaniu, powiedzieliśmy sobie, że jest ten mecz 29 kwietnia. Świetna sprawa!
Obaj wypowiadają się o sobie w samych superlatywach. Nie szczędzą komplementów. I bez problemu wskazują, w czym ich przyjaciel i sobotni rywal jest lepszy. - Dostałem podobne pytanie i zażartowałem, że od Adriana najchętniej wziąłbym Jesusa Imaza. A serio: Adrian ma świetną umiejętność jednoczenia ludzi wokół siebie. Potrafi z nimi bardzo dobrze rozmawiać i roztacza wokół siebie taką aurę, że ludzie po prostu chcą z nim usiąść i pogadać. Myślę, że sam mam dobry kontakt z ludźmi, ale Adrian jest jeszcze poziom wyżej. Ma wręcz fantastyczny kontakt z piłkarzami i pracownikami klubu - przyznaje Szulczek.
- Dawid wie, że chciałbym mieć jego organizację pracy i umiejętność zarządzania czasem. Uważam, że jestem w tym niezły, ale on jest kapitalny. To wynika oczywiście z cech charakteru i tego, ale chętnie bym to od niego zabrał, bo akurat dobra organizacja pracy w zawodzie trenera, szczególnie, gdy jesteś pierwszym trenerem i masz sporo dodatkowych obowiązków, jest wręcz niezwykle ważna - rewanżuje się Siemieniec.
Pomeczowych planów jeszcze nie nakreślili. Ten tydzień był intensywny, bo Siemieniec nie tylko przygotowywał drużynę do meczu, ale był też na zjeździe w szkole trenerów w ramach starań o najwyższą licencję UEFA Pro. - Pewnie wymyślimy coś spontanicznie. Najpierw zagrajmy! - uśmiecha się Siemieniec.