W kwietniu minie rok odkąd Dariusz Banasik został zwolniony z Radomiaka Radom. 49-latek pracował w klubie od 2018 r., kiedy trafił do niego, gdy ten był jeszcze w drugiej lidze. Banasik wykonał kawał świetnej roboty, bo najpierw awansował do pierwszej ligi, a dwa lata później do ekstraklasy.
W niej radził sobie rewelacyjnie. Radomiak zaczął rozgrywki od remisu z Lechem Poznań (0:0) na wyjeździe i wygranej z Legią Warszawa (3:1) u siebie. Po rundzie jesiennej beniaminek zajmował trzecie miejsce w tabeli ze stratą sześciu punktów do Lecha oraz dwóch do Pogoni Szczecin.
Ale wiosna już tak udana nie była. Od początku lutego przez ponad dwa miesiące Radomiak wygrał tylko jeden z 11 meczów ligowych. Beniaminek przegrał i zremisował po pięć meczów. O losie Banasika zdecydowały dwie porażki z rzędu w meczach z Górnikiem Łęczna (0:1) oraz Cracovią (0:1).
Mimo słabszej jesieni zwolnienie trenera było dużym zaskoczeniem. W rozmowie z portalem weszło.com Banasik odniósł się do wydarzeń z zeszłego roku. - Prawda jest taka, że było aż za dobrze. Nie mieliśmy na tyle silnego zespołu, żeby grać tak, jak w końcówce rundy jesiennej, żeby wygrać siedem meczów z rzędu. Przecież takie serie to domena topowych drużyn, a nie beniaminka - powiedział Banasik.
- Co do zachłyśnięcia się sukcesem - na pewno byliśmy nasyconym zespołem. Zrobiliśmy w ciągu pierwszej rundy 35 punktów tyle, ile Śląsk Wrocław przez cały sezon. Ciężko było uniknąć myśli, że jesteśmy już utrzymani. Byliśmy nieprzewidywalni i wszyscy się nas bali, zwłaszcza w Radomiu, bo to była nasza twierdza. Potem jednak pamiętam, że po meczu z Górnikiem Łęczna, kibice pytali mnie: "Co się dzieje? Drużyna, która niedawno ogrywała Legię Warszawa, nie może wygrać w Łęcznej?" - dodał.
- A przecież dla Radomiaka, beniaminka Ekstraklasy, bardziej naturalnym i prawdopodobnym zdarzeniem było właśnie to, że nie wygra w Łęcznej, niż że wygra 3:0 przy Łazienkowskiej 3. Kończąc ten wątek: jeśli mógłbym coś zmienić, to tonowałbym nastroje i hurraoptymizm, bo futbol jest nieprzewidywalny i często nielogiczny.
Banasik przyznał, że w ostatnich tygodniach pracy w Radomiu narastała w nim frustracja. - W momencie zwolnienia byłem bardzo sfrustrowany, wszystko mnie denerwowało. Teraz na pewno bym tak nie narzekał, ale łatwo się mówi, trudniej było to zrobić. Irytowało mnie, że jesteśmy w Ekstraklasie i coś się nie zmienia. Na przykład: jest zima i nie ma gdzie trenować. Może zmiana trenera pomogła klubowi przyśpieszyć pewne zmiany - powiedział trener.
- Widziałem po sobie, że to już nie jest to. Zawsze staram się być pozytywnie nastawiony, uśmiechnięty i to przekładało się na zespół. Mówiłem: jak na coś nie ma wpływu to po co się denerwować? Jednak zacząłem negatywnie podchodzić do wielu rzeczy. Wyjeżdżałem z Warszawy uśmiechnięty, dojeżdżałem do Radomia i zaraz się denerwowałem, narzekałem. Jeśli miałbym coś zmienić, to na pewno wrzuciłbym na luz - dodał.
Powiedziałem sobie, że muszę czerpać zadowolenie z tego, co robię. Myślę, że w Radomiu w końcówce było o to coraz ciężej i to rozstanie po prostu się zbliżało, musiało ostatecznie nastąpić. Szczęście, że nie w sytuacji, w której byłbym pokłócony ze wszystkimi, bo odchodząc zachowałem normalne relacje z władzami klubu. Chociaż, gdybym był na ich miejscu, zaczekałbym z taką decyzją do końca sezonu. Dzięki temu przebiegłoby to w lepszej atmosferze zewnętrznej, bo moje zwolnienie wywołało duże zamieszanie medialne - zakończył Banasik.
Miejsce Banasika w Radomiaku zajął Mariusz Lewandowski. Obecnie drużyna z Radomia zajmuje 9. miejsce w lidze i ma siedem punktów przewagi nad strefą spadkową.