Już od czwartku wiadomo, że niemal na pewno podczas meczu ze Szwedami na stadionie Lecha nie będzie wolnego krzesełka. Sama ranga wydarzenia - 1/8 finalu Ligi Konferencji i klasa rywala - porównywalna z Lechem, zatem pozwalająca myśleć o awansie, sprawiła, że kibice rzucili się na bilety. Spotkanie z Lechią Gdańsk, wygrane wysoko i w bardzo przekonujący sposób, w idealnych okolicznościach - bez żadnych urazów, z czystym kontem, z przełamaniem strzeleckiej niemocy, bramką zdobytą po stałym fragmencie gry i dwoma trafieniami rezerwowego Kristoffera Velde, który wraca do formy w idealnym momencie - tylko podsyciło oczekiwania i wzmocniło wiarę w sukces.
Po ostatnich porażkach ze Śląskiem Wrocław i Zagłębiem Lubin - przy dwóch zwycięstwach Pogoni Szczecin i czterech punktach zdobytych przez Widzew Łódź - zespół van den Broma spadł na czwarte miejsce w tabeli, choć jego celem minimum jest skończenie sezonu na podium, by być pewnym gry w eliminacjach Ligi Konferencji. Gdy Lech przegrywał z zawodzącymi w tym sezonie zespołami z Dolnego Śląska, znów zaczęto powątpiewać, że potrafi pogodzić grę w pucharach i lidze. Kolejorz weekendowymi wpadkami mącił radość z sukcesów odnoszonych w środku tygodnia.
Lech skutecznie rywalizował z Bodo/Glimt, został pierwszym polskim klubem od 32 lat (awans Legii Warszawa do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1990/1991), który zdołał przejść wiosenną rundę w europejskich pucharach, jednak już kilka dni później zawiódł przeciwko Śląskowi Wrocław. Lech nie pozwalał kibicom, ale też samym piłkarzom, nacieszyć się dobrą atmosferą. I - jak słyszymy - w samej szatni ostatnie wyniki w lidze wywołały sporą złość i rozczarowanie. Chęć poprawy było zresztą widać od początku spotkania z Lechią Gdańsk. Poznaniacy wyszli na boisko naładowani, od razu rzucili się na rywali i pierwszą doskonałą okazję do objęcia prowadzenia mieli już w 20. sekundzie, gdy na bramkę uderzał Jesper Karlstrom. W pierwszych dziesięciu minutach rzadko odchodzili od pola karnego rywali, a w 25. minucie cieszyli się z pierwszego gola.
W dalszej części meczu wciąż robili swoje. Skoro mierzyli się z kompletnie rozbitym zespołem - Lechia walczy o utrzymanie, trener Marcin Kaczmarek spodziewa się zwolnienia, nowi właściciele nie nadchodzą, a starzy nieustannie prowadzą klub ku przepaści - to zadawali mu kolejne ciosy. Wykorzystywali błędy, sami te błędy prowokowali, dobrze utrzymywali się przy piłce i nawet na chwilę nie stracili kontroli nad meczem. Kolejne gole strzelali piłkarze podstawowi, dwa dorzucił rezerwowy Velde, świetnie grali Pedro Rebocho i Afonso Sousa, poprawił się też względem ostatnich meczów Nika Kwekweskiri, a niegrający ze Śląskiem Wrocław liderzy - Karlstrom i Mikael Ishak, kolejny raz udowodnili, jak bardzo ich obecność odmienia cały zespół.
Dla Lecha Poznań był to wieczór idealny. Wysokie zwycięstwo pozwoliło przerwać serię porażek, przynajmniej do niedzieli wrócić na ligowe podium, a przede wszystkim rozpędziło cały zespół przed czwartkowym meczem w 1/8 finału Ligi Konferencji. Choć John van den Brom, wbrew medialnym plotkom, nawet przez chwilę nie musiał w ostatnim czasie obawiać się o swoją posadę, to zwycięstwo 5:0 pozwoli wyciszyć nawet takie głosy zwątpienia. Holender, zatrudniony w Poznaniu awaryjnie po niespodziewanej rezygnacji Macieja Skorży, przychodził z opinią specjalisty od gry w europejskich pucharach i na razie ją potwierdza, a w klubie są z niego zadowoleni.
Wyniki w lidze wymagają oczywiście poprawy, a porażki z Zagłębiem i Śląskiem nie przystoją, ale sytuacja Lecha w ekstraklasie i tak jest dość spokojna. Tym bardziej po rozstrzygnięciach w Pucharze Polski. W półfinałach zagrają Górnik Łęczna z Rakowem Częstochowa i KKS Kalisz z Legią Warszawa. Faworytami będą zespoły z ekstraklasy, które zajmują też pierwsze i drugie miejsce w lidze, więc najprawdopodobniej nawet zespół, który zajmie na koniec sezonu czwarte miejsce, weźmie udział w eliminacjach europejskich pucharów. Lech może zatem dalej skupiać się na grze w Lidze Konferencji, oszczędzać w lidze najważniejszych piłkarzy i nie drżeć o swój los. Tym bardziej że emocje związane z grą w Europie, rekompensują dużą stratę do Rakowa i brak walki o mistrzostwo. Wszyscy już wypatrują czwartku.