Była 40. minuta, gdy Ivi Lopez dośrodkował piłkę w pole karne Piasta Gliwice, tam zgrał ją Stratos Svarnas, a Vladislavs Gutkovskis zaatakował ją wślizgiem tuż przed bramką. Tuż bok byli Ariel Mosór i Jakub Czerwiński i dopadli do piłki niemal w tym samym momencie, co napastnik Rakowa Częstochowa. Zamieszanie było olbrzymie. Piłkę instynktownie odbił bramkarz Frantisek Plach. Na linii bramkowej? Tuż za nią? Nie było tego widać nawet w telewizyjnych powtórkach w zwolnionym tempie. Tym większe słowa uznania należą się Tomaszowi Listkiewiczowi, który od razu podniósł chorągiewkę, dając Szymonowi Marciniakowi sygnał, że padł gol.
- Nie wiem kto strzelił gola - powiedział komentator tego meczu. Później razem z ekspertem, oglądając kolejne powtórki, z coraz to innych ujęć kamery, zastanawiali się, czy aby na pewno piłka znalazła się w bramce. Polscy sędziowie, którzy wrócili tym meczem, do pracy w ekstraklasie, decyzję podjęli błyskawicznie - jak w finale mundialu, gdy tak szybko oceniali sytuację, że po meczu Pierluigi Collina żartował: "Jesteście lepsi od technologii".
- Musimy trzymać się ziemi i robić swoje. Piłkarze by nie zaakceptowali, gdyby teraz Szymon wyszedł na boisko i zaczął gwiazdorzyć. Myślę, że będzie miał duże zaufanie na wejściu, może ciut większy szacunek, choć nigdy nie miał w lidze pod górkę. Zawodnicy go akceptują. Ale jestem pewien, że jeśli popełnimy błędy, to zacznie się szydera. Mogą nam ten mundial wypominać. Jakoś to skomentują, że w Katarze się starali, a tutaj odrabiają pańszczyznę. Dla nas to też forma motywacji. Jak mam gorszy dzień i mniej mi się chce, to sobie to wyobrażam i zasuwam, żeby tej okazji do szydery jednak nie dać. Cóż, jak już się osiągnęło jakiś poziom, trzeba go trzymać - mówił Listkiewicz po mundialu w rozmowie ze Sport.pl.
Pańszczyzny w Częstochowie polscy sędziowie nie odrabiali na pewno. Tradycyjnie panowali nad meczem, po żółtą kartkę Marciniak sięgał cztery razy i żadna nie podległa dyskusji. Kontrowersja pojawiła się pod koniec meczu: niepewny tego dnia Kovacević wyszedł przed pole karne, kopnął piłkę, ale tak, że trafił w rywala - Michaela Ameyawa, a po chwili dostał piłką w rękę. Wciąż był przed polem karnym, zawodnicy Piasta domagali się przerwania gry i kary dla bramkarza Rakowa. Marciniak słusznie stwierdził jednak, że zagranie było całkowicie przypadkowe i nie ma podstaw do interwencji.
Sędziował dobrze, ale i tak nasłuchał się wyzwisk. Gdy nie podyktował rzutu karnego dla Rakowa po sporym zamieszaniu w polu karnym, kibice krzyczeli "Sędzia ch…" i "Jeb… PZPN". Znów jednak - decyzja była prawidłowa. Piłka odbiła się o ramię upadającego zawodnika Piasta, ale nie kwalifikowało się to do podyktowania jedenastki.
W sobotę Marciniak poprowadził 339. mecz w ekstraklasie i wyprzedził Pawła Gila w liczbie sędziowanych spotkań. Ekstrastats.pl podaje, że ma ich już najwięcej w historii polskiej ligi. Marciniak debiutował w ekstraklasie w 2009 r.
- Ja dołączyłem do Szymona w 2008 r. Uchodził wtedy za talent, ale gdy zobaczyłem jego pierwszy mecz w telewizji - to były derby Trójmiasta - nie byłem szczególnie zachwycony. Nie pokazał jakichś niesamowitych umiejętności. Uczył się i było widać, że ma potencjał, ale pierwsze duże wrażenie zrobił na mnie dopiero na żywo, gdy słyszałem, jak rozmawia z zawodnikami. Pomyślałem sobie, że urodził się z naturalnym drygiem do zarządzania meczem - wspominał Listkiewicz.
Na ten sezon plany polskich sędziów sięgają poprowadzenia finału Ligi Mistrzów. Forma, którą prezentują po mundialu, na razie nie każe ich zmieniać.