W środę, 1 lutego rozegrano zaległe spotkanie 2. kolejki ekstraklasy pomiędzy Lechem Poznań a Miedzią Legnica. Mecz powinien pierwotnie odbyć się w rundzie jesiennej, ale przeniesiono go ze względu na rywalizację mistrzów Polski w europejskich pucharach. Faworytem byli Wielkopolanie. Wskazywała na to przede wszystkim pozycja w ligowej tabeli - Lech był piąty, a Miedź dopiero 17.
Spotkanie lepiej rozpoczęli piłkarze Johna van den Broma. Częściej utrzymywali się przy piłce i konstruowali akcje w polu karnym rywali, ale brakowało skuteczności. Pierwszą groźną akcję przeprowadził Michał Skóraś. Przymierzył zza 16. metra, ale pewną interwencją popisał się Abramowicz. Później Bartosz Salamon pokusił się o uderzenie z daleka i wyraźnie spudłował.
Niewykorzystane szanse lubią się mścić, o czym dobitnie przekonali się zawodnicy Lecha. W 16. minucie spotkania dość zaskakująco na prowadzenie wyszła drużyna z Legnicy. Piłkę znakomicie przechwycił Maxime Dominguez i podał ją do znajdującego się w polu karnym Luciano Narsingha. Były reprezentant Holandii poradził sobie z obrońcą, a następnie precyzyjnie przymierzył tuż przy słupku, nie dając szans Filipowi Bednarkowi.
Mistrzowie Polski byli widocznie podrażnieni startą bramki i ruszyli do ataku. Sił próbowali Joel Pereira i Adriel Ba Loua, ale znów brakowało skuteczności. W 29. minucie w szesnastce upadł Skóraś. Piłkarze Lecha domagali się rzutu karnego, ale po konsultacji VAR sędzia kazał Abramowiczowi wznowić grę od bramki.
Dopiero w 36. minucie faworyci wyrównali. Akcję Lecha napędził Ba Loua. Iworyjczyk piętą efektownie zagrał do Mikaela Ishaka. Napastnik próbował strzelać, ale wyszło z tego świetne podanie na piąty metr, gdzie Marchwiński wpakował futbolówkę do siatki. Sędziowie analizowali jeszcze bramkę pod kątem spalonego, ale nie dopatrzyli się przewinienia. Był to nie tylko pierwszy gol 21-latka w tym sezonie, ale również pierwsze trafienie w ekstraklasie od 27 miesięcy. Ostatnią bramkę zdobył w październiku 2020 roku w starciu z Piastem Gliwice. Lech wygrał wtedy 4:1.
W 40. minucie Pereira miał szansę podwyższyć prowadzenie na 2:1, ale jego mocne uderzenie wybronił Abramowicz. Tym samym pierwsza połowa zakończyła się remisem. W drugiej odsłonie rywalizacji kibice zebrani na Stadionie Orła Białego znów mogli liczyć na spore emocje.
Już w 51. minucie Lech przeprowadził kapitalną akcję, po której strzał oddał Ishak. Szwed huknął z bliskiej odległości, ale znów bezbłędnie spisał się golkiper Miedzi. W 56. minucie Ishak miał okazję do poprawki, ale ponownie zatrzymał go Abramowicz.
Szczęście legnickiego klubu nie trwało jednak długo. W 63. minucie znów zabłysnął Skóraś. 22-latek wyszedł sam na bramkarza. Przymierzył obok niego, ale Jurich Carolina wybił piłkę przed linią bramkową. To nie był koniec tej akcji. Sędzia podszedł do monitora VAR, by sprawdzić ewentualny faul Abramowicza na Skórasiu. Po obejrzeniu powtórek podyktował rzut karny, który pewnie wykorzystał Ishak.
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl.
I gdy wydawało się, że Lech pewnie dowiezie wygraną do końca, do głosu znów niespodziewanie doszli zawodnicy Miedzi, a konkretnie Giannis Masouras. W 76. minucie Grek otrzymał podanie na wolne pole, wpadł w pole karne i przymierzył pod poprzeczkę, na krótki słupek, znów zaskakując Bednarka.
Lech do ostatniej chwili walczył o zdobycie zwycięskiej bramki, ale ostatecznie spotkanie zakończyło się sensacyjnym remisem. Po tym meczu poznaniacy awansowali na 5. miejsce w tabeli. Z kolei Miedź nadal zajmuje 17. lokatę. W sobotę 5 lutego znów dojdzie do rywalizacji tych drużyn, tym razem w ramach 19. kolejki ekstraklasy.