Postępy Skórasia widać na każdym polu: już rozegrał więcej minut niż przez całą rewanżową rundę poprzedniego sezonu, strzelił więcej goli niż w zeszłym sezonie i więcej razy asystował. To ważna zmiana, bo szybki, dynamiczny i przebojowy był już wcześniej, ale w jego grze brakowało takich konkretów. Widać też wzajemną zależność - jego dobra forma zbiegła się z niezłymi wynikami Lecha Poznań, który po trzech ligowych zwycięstwach z rzędu zremisował z Pogonią w Szczecinie 2:2. I choć w tabeli mistrz Polski wciąż jest niżej, to jego piłkarze czują zawód. Zagrali bowiem lepiej i do 90. minuty byli na prowadzeniu - właśnie po golu Skórasia. Jego dobra forma przyszła w idealnym momencie - akurat jak Czesław Michniewicz sporządzał listę powołanych. Może się załapać do kadry jak na wycieczkę last minute.
Nigdy nie był najzdolniejszy w akademii, nie błyszczał też na wypożyczeniach w Bruk-Becie i Rakowie Częstochowa, a po powrocie do Lecha nie wywrócił hierarchii wśród skrzydłowych i najczęściej był rezerwowym. Ale pewien progres w jego grze było już widać na wiosnę, gdy Maciej Skorża sześć razy wystawiał go w pierwszym składzie, a on imponował energią i często dochodził do sytuacji bramkowych. Wtedy brakowało mu jeszcze skuteczności i wspomnianych liczb, a o minuty było mu znacznie trudniej niż w tym sezonie, bo rywalizował z Jakubem Kamińskim, Dawidem Kownackim i zdrowym Adrielem Ba Louą. Po wakacjach Lech został bez nich - Polacy wyjechali grać w piłkę do Niemiec, a Iworyjczyk jest kontuzjowany. Skóraś poniekąd skorzystał z tej luki na skrzydłach - dostał czas, by stopniowo się rozkręcać. Dziś John van Brom nie ma wątpliwości, że odkąd został trenerem Lecha, to Skóraś zrobił największy postęp. W ostatnich meczach jest wręcz liderem zespołu.
5 ostatnich meczów Michała Skórasia w Lechu Poznań:
W ośmiu meczach ekstraklasy ma trzy gole i asystę, a do tego trzy gole i dwie asysty w dziewięciu meczach europejskich pucharów - to lepszy wynik niż w jakimkolwiek z dotychczasowych sezonów. Ale do poprawy wciąż jednak jest sporo. Skóraś ani tej ligi nie przerasta, ani nie przeprowadza akcji, które zapierałyby dech w piersiach. On sam ma jednak tego świadomość. Już w lipcu słyszeliśmy, że robi sporo, by poprawić wykończenie, wiedząc, że to jego główny mankament. Zostawał po zajęciach, uderzał na bramkę, jeszcze wnikliwiej zaczął oglądać swoje występy pod kątem oceny własnych decyzji - czy rzeczywiście należało podawać, czy można już było uderzać, czy wejście w drybling było słuszne itd. Wtedy w meczach nie było jeszcze widać efektów, ale trenerzy i koledzy już dostrzegali je podczas treningów. Skóraś długo gubił się w plątaninie myśli. Gdy na boisku miał stosunkowo dużo czasu na podjęcie decyzji, brakowało mu stanowczości i impetu w działaniu, a im bliżej był bramki rywali, tym stawał się bardziej niespokojny. Już poprzedni sztab trenerski widział w tym aspekcie duże pole do rozwoju, bo Skóraś jednocześnie miał łatwość dochodzenia do sytuacji bramkowych. Już wiosną z jego niemal każdego dłuższego występu dało się wyciąć przynajmniej jedną okazję, w której strzelić gola lub asystować. "Aj, gdyby był skuteczniejszy" - wzdychali w Lechu. Główna diagnoza: z techniką strzału niemal wszystko było w porządku, zawodziła przede wszystkim głowa.
Jego pewność siebie rosła wraz z kolejnymi pomniejszymi sukcesami. Pierwszym była regularna gra, kolejnym dwa gole z Dinamem Batumi strzelone z dystansu, jeszcze następnym bardzo dobra gra z Villarrealem. Po tym spotkaniu Skórasia pochwalił Unai Emery, trener, który cztery razy wygrał Ligę Europy. - Dobrymi zawodnikami są napastnik (Mikael Ishak), a także dwaj skrzydłowi (Michał Skóraś i Joao Amaral). Szczególnie ten młody zagrał dobrze, ma potencjał, aby zrobić karierę w piłce - powiedział na konferencji prasowej. W klubie od dawna cenią u Skórasia pracowitość i samoświadomość, której wyraz dał przed pucharowym meczem. - Oczywiście, że chcemy pokazać się z dobrej strony w Europie, ale to nie okno wystawowe, by każdy chciał wyróżnić się na tle zespołu. Musimy pozostać kolektywem. Jeśli o mnie chodzi, to nie jestem jeszcze gotowy na transfer. Może po rozegraniu pełnego sezonu w ekstraklasie i po meczach w Lidze Konferencji to się zmieni, ale na razie nie miałem jeszcze takiej rundy, w której rozegrałbym wiele pełnych meczów. Na razie skupiam się więc na tym, co mam do zrobienia, a nie, że jestem kolejnym zawodnikiem do wyjazdu - powiedział podczas spotkania z dziennikarzami.
Rosnącą formę Skórasia dostrzegł też selekcjoner Czesław Michniewicz, który w poniedziałek 12 września ma ogłosić listę powołanych na spotkania Ligi Narodów z Holandią i Walią. Najbliższe zgrupowanie będzie ostatnim przed mundialem w Katarze i ma się na nim stawić około 28-30 piłkarzy. Akurat wśród skrzydłowych Michniewicz nie ma dużego wyboru, rywalizacja na tej pozycji już od kilku miesięcy nie jest zbyt zacięta. W dodatku rzadziej niż w poprzednim sezonie grają Nicola Zalewski i Jakub Kamiński, kontuzjowany jest Przemysław Płacheta, a Kamil Grosicki jest w gorszej formie niż przy okazji ostatniego zgrupowania. Na tych problemach może skorzystać właśnie zawodnik Lecha.
Jeśli rzeczywiście selekcjoner go powoła, będzie to sensacja. Nie ze względu na jego grę w ostatnich tygodniach - bo tą się broni, dzięki niej w ogóle jest rozważany - ale właśnie ze względu na perspektywę. Otóż jeszcze miesiąc temu nikt by go nawet nie przymierzał do kadry. Ale kilka dobrych występów we właściwym momencie i przy kłopotach innych skrzydłowych znacznie skróciło Skórasiowi drogę do reprezentacji. Raczej jej nie zbawi i wszystkich problemów nie rozwiąże, ale sprawdzić go warto. Czy od razu w meczach Ligi Narodów? Wątpliwe, choć jeśli powołanie już do niego trafi, sporo będzie zależało od postawy na treningach.
A Skóraś jest naprawdę w dobrej formie i pomógł Lechowi wygrzebać się z kryzysu. Trzy zwycięstwa z rzędu w lidze pozwoliły przesunąć się do środka tabeli, a nieznaczna porażka w Hiszpanii z Villarrealem, choć pozostawiła wielki niedosyt, pokazała, że gra w Europie nie musi być nieprzyjemna. Z Austrią Wiedeń i Hapoelem Beer Szewa powinno być łatwiej. Najważniejszy jest bowiem progres w samej grze. Gdy do zdrowia wrócili środkowi obrońcy, Lech zaczął pewniej grać w defensywie. Coraz lepiej wyglądają też jego ataki - są częstsze i lepiej prowadzone niż jeszcze miesiąc temu, gdy van den Brom miał mało czasów na treningi, bo w weekendy walczył w lidze, a w środku tygodnia w europejskich eliminacjach. Poprawiła się też - głównie dzięki Skórasiowi i Ishakowi - skuteczność. Lech nie potrzebuje już tak wielu okazji, by strzelić gola. Z Pogonią Szczecin oddał pięć celnych strzałów i zdobył dwie bramki.
Mistrzowie Polski prezentują się coraz solidniej, ale wciąż widać wiele obszarów do poprawy: wspomniana skuteczność powinna być jeszcze lepsza, gra Amarala i Sousy wciąż pozostawia spory niedosyt, a całemu zespołowi - co pokazał mecz w Szczecinie - brakuje wyrachowania. Kolejorz po przerwie kontrolował grę, ale najpierw w porę nie dobił rywala - mimo że miał ku temu okazje, a w doliczonym czasie gry dał się zepchnąć w okolice własnej bramki i wciągnąć w chaotyczną grę. W efekcie niegroźne dośrodkowanie Damiana Dąbrowskiego skończyło się faulem Barry’ego Douglasa i rzutem karnym wykorzystanym przez Kamila Drygasa.
Lech, mimo że rozczarowany wypuszczonym prowadzeniem w końcówce meczu, jest na 10. miejscu w ekstraklasie. Jeszcze cztery kolejki temu szorował po jej dnie. Postęp w jego grze jest tak samo dostrzegalny, jak w grze Skórasia. W obu przypadkach widać jeszcze spory margines do rozwoju. I to akurat dobra informacja.