Oba kluby nie weszły w nowy sezon najlepiej. Jagiellonia Białystok zdobyła zaledwie cztery punkty w pięciu meczach, a Miedź Legnica tylko jeden punkt. Oba więc walczyły o powstanie z kolan, by nie pogarszać swojej sytuacji jeszcze bardziej. Miedź była na dobrej drodze ku temu, bo miała szansę objąć prowadzenie w Białymstoku już na samym początku piątkowego meczu. Ale - wydawało się - wręcz idealna okazja została zaprzepaszczona, a Kobacki jedynie złapał się za głowę.
Była 11. minuta spotkania, gdy 31-letni skrzydłowy Miedzi, Luciano Narsingh ruszył do kontrataku. Poprowadził piłkę prawą stroną boiska. Minął dwóch obrońców, zszedł do środka i dostrzegł lepiej ustawionego kolegę z drużyny. Zagrał piłkę Olafowi Kobackiemu, a przed nim nie było już nikogo oprócz bramkarza.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
21-latek chciał wykończyć akcję z pierwszej piłki, próbował strzelić prawą nogą i... fatalnie przestrzelił. Piłka poleciała kilka metrów od bocznego słupka bramki, a on sam jedynie padł na kolana i złapał się za głowę. - Co zrobił Olaf Kobacki? - zapytał jedynie komentator Canal+Sport. Jagiellonia może mówić o dużym szczęściu w tej sytuacji.
Na pierwszego gola w meczu Miedzi z Jagiellonią kibice czekali do 32. minuty. Mateusz Skrzypczak zagrał ręką w polu karnym, a sędzia po interwencji VAR podyktował rzut karny. Jedenastkę pewnym strzałem na gola zamienił Angelo Henriquez. Jagiellonia wyrównała w 69. minucie. Sytuacja była niemalże identyczna. Arbiter wskazał na "jedenastkę" po zagraniu ręką w polu karnym. Bramkę zdobył Marc Gual. Wizytówką tego spotkania będzie jednak trafienie Nene. Portugalczyk fenomenalnym uderzeniem z powietrza z 20 metrów wprawił w euforię 8 tysięcy kibiców na stadionie w Białymstoku.