Boruc nagrał film ws. pożegnalnego meczu. "Godzina z dupy, Boruc zarabia, za drogo"

- Jeśli wahasz się jeszcze czy przyjść na stadion i wykrzyczeć po raz ostatni Borucowi na boisku, że jest spasionym burakiem, to nie czekaj - mówi Artur Boruc, były legendarny bramkarz Legii Warszawa i reprezentacji Polski przed swoim pożegnalnym meczem z Celtikiem.

20 lipca - to data pożegnalnego meczu Artura Boruca w barwach Legii Warszawa, gdzie zagra z Celtikiem.  Były reprezentant Polski właśnie wtedy oficjalnie zakończy karierę. Przed meczem z mistrzem Szkocki Boruc nagrał filmik pt. "Parę słów wyjaśnienia".

Zobacz wideo Rozmowa z Christianem Falkiem z Bilda o transferze Roberta Lewandowskiego

"Jeśli wahasz się jeszcze czy przyjść na stadion i wykrzyczeć po raz ostatni Borucowi na boisku, że jest spasionym burakiem, to nie czekaj"

42-letni bramkarz w filmie komentuje wszelkie kwestie dotyczące swojego pożegnania z karierą piłkarską.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że na miano legendy trzeba sobie zasłużyć, zapracować. Liczby, które ja wykręciłem w Legii, może nie powalają. Nigdy jednak sam nie prosiłem się o takie określenie, bo wiem, że są piłkarze, którym należy się dużo większy szacunek po latach spędzonych w naszym klubie. Najzwyczajniej w świecie. Nadszedł wreszcie moment, gdy klub uderzył się w pierś i stwierdził, że czas najwyższy doceniać tych właśnie ludzi i organizować dla nich takie eventy, które będą to podkreślać. W mojej skromnej opinii, inicjatywa fantastyczna. Mam nadzieję, że doświadczenie z tym związane też będzie równie przyjemne. Wiem jednak, że moment po fatalnym sezonie jest bardzo newralgiczny. Idąc dalej, godzina jakaś z dupy, Boruc zarabia pieniądze, lato, bilety za drogie, nie wiadomo czy zagra Zdzisiek, czy Józek, itd. - mówi Artur Boruc na ponad pięciominutowym filmie.

Były piłkarz Celtiku, Bournemouth czy Southampton zachęca też wszystkich kibiców Legii Warszawa, by zjawili się na stadionie.

- Jeśli wahasz się jeszcze czy przyjść na stadion i wykrzyczeć po raz ostatni Borucowi na boisku, że jest spasionym burakiem, to nie czekaj. Przyjdź. Ty też przyczyniłeś się do tego, że jestem tu, gdzie jestem. To dzięki tobie pracowałem jeszcze ciężej. To ty sprawiłeś, że wreszcie wylądowałem w domu. Tyle. Zapraszam serdecznie na mój finał z piłką - dodaje Boruc.

Nie ukrywa również, że na meczu z Celtikiem marzy mu się komplet publiczności. - Jestem też w miejscu, które wyśniłem na moje ostatnie chwile związane z futbolem. Jednak problem pojawia się bardzo szybko, bo okazuje się, że to jest tylko i wyłącznie mój sen, mój sen o Warszawie. Kto zabroni śnić i marzyć? Ja śnię i marzę o pełnym stadionie. Jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało z perspektywy kogoś, kto już to przeżywał, to jednak stadion, ludzie z nim związani, sprawiają, że to miejsce jest dla mnie czymś więcej niż tylko meczem. Sam dążyłem do tego, aby tu właśnie powiedzieć 'dziękuję', w domu, spiąć piękną klamrą moją przygodę z futbolem, powiedzieć 'dziękuję' tym, którzy przyjdą dopingować - powiedział Boruc.

Ostatni mecz w barwach Legii Warszawa zagrał on w połowie lutego tego roku przeciwko Warcie Poznań (0:1). Wtedy Boruc dostał czerwoną kartkę i ani zawodnik, ani Legia Warszawa nie chciała płacić kary w wysokości 25 tysięcy złotych od Komisji Ligi.

Artur Boruc dla Legii Warszawa zagrał w 129 spotkaniach. Wpuścił 108 goli, a w 54 meczach miał czyste konto.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.