Nowy trener Lecha musiał wyjechać z Holandii. "Jego nazwisko nie jest wystarczająco duże"

Zagraniczni dziennikarze nie są zaskoczeni, że John van den Brom został nowym trenerem Lecha Poznań. - Takie kluby jak Ajax, PSV czy Feyenoord nie złożyłyby mu oferty, a Vitesse i Utrecht już ma w swoim CV. Logicznym jest więc, że musiał patrzeć za granicę - powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty Sander Berends z portalu elfvoetbal.nl.

Lech Poznań znalazł szkoleniowca, który zastąpi na ławce trenerskiej Macieja Skorżę. Wybór mistrzów Polski padł na Johna van den Broma. 55-latek ma na swoim koncie pracę z kilkoma uznanymi klubami Eredivisie. Z powodzeniem prowadził też Anderlecht Bruksela, czy KRC Genk

Zobacz wideo "Nikt z Bayernu nie dzwonił. Lewandowski nie miał pretensji". Rozmowa z Jakubem Kwiatkowskim

Zagraniczni dziennikarze mówią o nowym trenerze Lecha. "Romantyczny"

To jedno z najlepszych nazwisk w historii polskiej ekstraklasy. Głosy opisujące den Broma docierają z krajów, w których pracował. - To taki romantyczny trener. Tak bym to nazwał. Bo dla niego ważne jest piękno gry. On nie tylko chce wygrywać, ale robić to w pięknym stylu. Lubi ofensywny futbol, na pewno wolałby wygrać 4:3 niż 1:0 – powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty Kjell Doms, belgijski dziennikarz,

Doms sporo wie o nowym szkoleniowcu Lecha, bo dokładnie przyglądał się jego pracy w KRC Genk. To właśnie tam pracował Brom przed przyjściem do stolicy Wielkopolski. – Ciekawa jest też jego osobowość. To miły, otwarty człowiek, również dla dziennikarzy. Możesz go pytać o wszystko, możesz z nim dyskutować, możesz się spierać. Nie ma problemu - dodał dziennikarz.

Opisując charakter Holendra, belgijski ekspert podkreśla, że jest to człowiek bardzo emocjonalny. - I czasem trudno mu te emocje utrzymać w ryzach. Jeśli wszystko w jego oczach wygląda super, to jest wniebowzięty i to okazuje. A gdy coś nie idzie tak jak by chciał, to uważa, że dzieje się wielka katastrofa - tak nowego trenera Lecha określa wspomniany dziennikarz.

- Co do piłkarzy, to jest bardzo lojalny względem nich, również wobec gwiazd. Niestety, na końcu w Genku stało się coś złego. Stracił piłkarzy, nie w sensie, że byli przeciw niemu, ale coś się stało z mentalnością szatni. Nie było już rokowań na to, że van den Brom to odwróci, więc pożegnano się z nim. Ale wielu związanych z Genkiem wspomina go dobrze. Zdobył z tym zespołem Puchar Belgii w trudnym, pandemicznym sezonie, gdy grano bez widzów - przypomina Doms.

Głosy opisujące trenera Lecha docierają także z jego ojczyzny. Tamtejsi dziennikarze potwierdzają, że den Brom preferuje ofensywny styl gry. - Natomiast w Holandii najczęściej krytykowano go za częste zmiany klubów. Zdarzało mu się opuszczać zespoły w dobrych momentach, gdy miał szansę iść do większego. Generalnie według mnie w większych klubach jego misje kończyły się fiaskiem. Myślę, że pasuje do, że tak powiem, "sub top clubs" - opowiadał Sander Berends z portalu elfvoetbal.nl.

"Nie szczypie się też w język"

Holenderski dziennikarz uważa, że w jego kraju nie ma zaskoczenia tym, że den Brom trafił do mistrza Polski. - Takie kluby jak Ajax, PSV czy Feyenoord nie złożyłyby mu oferty, a Vitesse i Utrecht już ma w swoim CV. Logicznym jest więc, że musiał patrzeć za granicę. W topowych ligach jego nazwisko nie jest jednak wystarczająco duże. Natomiast pasuje do niezłego piłkarsko kraju - tak opiniuje holenderski dziennikarz.

Jednym z bardziej znanych klubów, prowadzonym przez holenderskiego szkoleniowca, był Anderlecht. Zdaniem znanego dziennikarza z Belgii, de Brom nie powinien traktować tej współpracy w kategoriach porażki.  - Nie, nie, nie. Wspominam go dobrze. To był dobry czas i na boisku, i poza nim. Przyjemnie patrzyło się na grę jego Anderlechtu. A zwolnienie? Miał kilka słabych meczów przed rozpoczęciem fazy play-off, w klubie trochę spanikowano i stracił pracę - uznał Rudy Neuyens, który pracuje dla gazety "Het Laatste Nieuws".

Belg jest kolejnym z ekspertów, który potwierdza, że John van den Brom ma dobre relacje z mediami. - Kiedy odszedł z Anderlechtu i pracował w Alkmaar, mierzył się w pucharach z Zenitem Sankt-Petersburg. A że u Rosjan grało dwóch Belgów, to wybrałem się na ten mecz. W mixed zonie dojrzał mnie van den Brom i serdecznie pogadaliśmy. To nie jest gość, który po jakimś czasie będzie udawał, że cię nie zna. (...) Poza tym, nie szczypie się też w język. Nieraz po meczach belgijskiej ekstraklasy solidnie dostawało się od niego arbitrom. I choć jest bardzo lojalny względem piłkarzy, to jak coś na boisku jest źle, to też potrafi nazwać rzeczy po imieniu - zapewnił Neuyens.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.