Od kilku dni media i kibice zastanawiają się, w jakim kształcie Wisła Kraków przystąpi do rozgrywek I ligi. Rozważania dotyczą nie tylko kwestii sportowych, lecz także finansowych. Po pierwsze, sponsorzy z pewnością będą dawali mniej niż dotychczas. Po drugie, obawiano się o frekwencję w niższej klasie rozgrywkowej. Jeżeli ta wyglądać będzie tak jak w sobotę, a nawet niewiele gorzej, to Wiśle odpadnie z głowy jeden problem. Na stadionie pojawiło się około 15 tysięcy kibiców. Ale po raz pierwszy w tym sezonie nie przyszli dopingować swojej drużyny. Przyszli zamanifestować to, co czują i co myślą o piłkarzach i zarządzie – dwóch podmiotach, które obarczono główną winą za pierwszy od 1994 roku spadek z ekstraklasy.
Podczas meczu (a także przed nim) można było odnieść jednak wrażenie, że kibice przyszli wręcz zrewanżować się piłkarzom za to, co zafundowali swoim kibicom w tym sezonie. Fani wspierali drużynę do ostatniej chwili. Cierpliwość skończyła się wtedy, kiedy sędzia meczu Radomiak – Wisła (4:2) zagwizdał po raz ostatni. Piłkarze Wisły stali się dla kibiców drużyną wręcz wrogą. Kiedy wyszli na rozgrzewkę przywitało ich gromkie "wypier****ć" i "piłkarzyki-pajacyki".
Po rozgrzewce nadszedł moment, na który wszyscy czekali od zeszłej niedzieli. Na boisko wyszedł Jakub Błaszczykowski i przemawiał zwrócony twarzą do kilku tysięcy najzagorzalszych fanów Wisły, ubranych w czarne koszulki na znak czarnych chmur, jakie nadciągnęły nad krakowski klub. - Przyjdzie mi ponieść konsekwencje za to wszystko, co się stało. Chciałem w moim imieniu wszystkich was bardzo serdecznie przeprosić, za to, co musicie teraz przechodzić. Jest mi z tym cholernie ciężko, ale zrobię wszystko, by Wisła wróciła tu, gdzie jest jej miejsce. Wiem, że to nie brzmi teraz dobrze, ale zdaje sobie doskonale sprawę, że zjeb**** – powiedział Błaszczykowski łamiącym się głosem. Tym razem nie skandowano jego nazwiska, ale kiedy wchodził na murawę, witały go brawa. Tak samo było, kiedy schodził.
Wielu kibiców w internecie obarcza winą właśnie Błaszczykowskiego za spadek Wisły i ogólną sportową degrengoladę ostatnich trzech lat. Na stadionie nie padły żadne wyzwiska w jego kierunku, ale kibice dostrzegli, że ich idol popełnił błędy. Na trybunach zawisł m.in. transparent z apelem do Kuby, aby nie odrzucał pomocy z zewnątrz. Dodatkowo przeczytać można było żądanie zatrudnienia fachowców, "bo będziemy grać w Ostrowcu".
Kibice oszczędzili jeszcze trzech piłkarzy – skandowano nazwiska Zdenka Ondraska, Mikołaja Biegańskiego i Konrada Gruszkowskiego. Na jednym z transparentów pojawiły się też podziękowania za walkę dla Gio Citaiszwilego. Reszta mogła poczuć się jak znienawidzony przeciwnik. Kiedy Wisła utrzymywała się dłużej przy piłce, kibice najpierw głośno gwizdali, a potem szyderczo skandowali "Ole!" przy każdym podaniu. Niedokładne strzały i zagrania były wyśmiewane i kwitowane ironicznymi oklaskami oraz inwektywami. Kibice dostali wręcz szału, kiedy na początku meczu Maciej Sadlok prawie sprezentował gola dla Warty. A kiedy ten w końcu padł, fani ironicznie fetowali bramkę, a cały stadion ryknął "pajace". Doszło nawet do tego, że kiedy kapitan Wisły Kraków Maciej Sadlok zwijał się z bólu na murawie, fani gwizdali. Nie mogli już patrzeć na zawodników, którzy doprowadzili do spadku zespołu.
Oberwało się również zarządowi. Na jednym z transparentów fani wprost dali do zrozumienia, że zarząd klubu stracił wotum zaufania i musi pracować na nie od nowa. Była nawet swego rodzaju groźba, że jeżeli w Fortuna 1. Lidze zespół będzie wyglądał tak, jak teraz, to "nie będzie sensu, żeby dokańczać mecze". Kibice ironicznie pytali Jarosława Królewskiego, co słychać na Twitterze. Aż w końcu przyśpiewkę o sobie usłyszał nawet Jerzy Brzęczek. "Przyszedł do nas wielki 'Wuja', miał utrzymać, zrobił w ch***" – skandowali wiślacy. Kibice mają spory żal do Brzęczka. Próbował on zjednać sobie kibiców po przyjściu do Wisły. Po pierwszym meczu z Górnikiem Łęczna (0:0) wziął mikrofon i przemówił do fanów, na koniec skandując "jazda, jazda, jazda". Kiedy kibice przyszli na trening Wisły, to Brzęczek z nimi rozmawiał i brał odpowiedzialność za drużynę. Miał też rozmawiać z nimi po meczu z Radomiakiem, kiedy fani czekali na piłkarzy, którzy przegrali decydujący mecz o ekstraklasę. Ale cierpliwość sympatyków Wisły już się wyczerpała. Nawet pomijając ogromne emocje wiślaków, byłego selekcjonera ciężko bronić. 13 meczów w lidze, 1 zwycięstwo, 7 remisów, 5 porażek. Średnia punktowa 0,77. I do tego jeszcze klęska w Pucharze Polski z III-ligową Olimpią Grudziądz.
To co się działo na murawie było drugo, a może i nawet trzeciorzędne. Ale scenariusz był typowy dla Wisły. To "Biała Gwiazda" tworzyła sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystywała. Warta podeszła pod pole karne Wisły raz w pierwszej połowie i to wystarczyło, żeby strzelić bramkę i wygrać mecz. Na dodatek kontuzji doznał Zdenek Ondrasek, czyli piłkarz, który najprawdopodobniej zostanie w Wiśle na kolejny sezon. Na domiar złego, kontuzja wygląda na poważną. Może chodzić nawet o zerwanie więzadła w kolanie. Wisła kończyła mecz w 10-tkę, bo z boiska musiał zejść też Maciej Sadlok, a Jerzy Brzęczek wykorzystał już wszystkie zmiany.
Po końcowym gwizdku nie oglądaliśmy już dobrze nam znanych scen z boisk ekstraklasy. Nie doszło do żadnych rękoczynów ani oddawania koszulek. Chociaż trzeba zaznaczyć, że piłkarze po ostatnim gwizdku czym prędzej czmychnęli do szatni, żegnani gromkim "wypier****ć". Kibice wylali swoją frustrację i w związku z tym nie było to przyjemne widowisko. Tym bardziej że na jednym z sektorów w pierwszej połowie doszło do awantury między fanami. Kibice z jednego sektora przeskakiwali na drugi przez płot. Być może to wówczas jeden z kibiców zrobił sobie krzywdę, bo został wzięty na nosze i wywieziony ze stadionu. Odpalono sporą ilość pirotechniki, a na stadionie w pewnym momencie było słychać jedynie huk dziesiątek wybuchających petard.
Pewne jest to, że kibice nie odwrócą się od Wisły. Na sam koniec, na pożegnanie z ekstraklasą, fani nie opuścili stadionu, tylko wspólnie wysłuchali i kołysali się w rytm piosenki w wykonaniu Marcina Dańca, której puenta brzmi "A jak wszystko przepadnie, pamiętaj Wisełko – masz mnie". Pozdrowiono również Kazimierza Kmiecika, którego zdjęcia obiegły internet po tym, jak miał łzy w oczach po porażce z Radomiakiem.
Kibice jeszcze trochę zostali na stadionie, a niektórzy nawet wbiegli na murawę. Jeden z nich został dosyć mocno spacyfikowany przez ochronę, ale w pewnym momencie ta dała sobie spokój i puściła kibica. To był w zasadzie ostatni akord tego dramatycznego dla Wisły sezonu.