Niedziela była sądnym dniem dla Wisły Kraków. Choć zespół prowadzony przez Jerzego Brzęczka prowadził już na wyjeździe z Radomiakiem Radom 2:0, to w drugiej połowie gospodarze strzelili cztery bramki i mecz zakończył się ich wygraną 4:2. W efekcie Wisła po raz pierwszy od 26 lat spadła z ekstraklasy.
Po końcowym gwizdku były selekcjoner reprezentacji Polski nie szukał winnych takiej sytuacji. - Biorę ten wynik na siebie. Odpowiedzialność spada też na moją głowę. Przychodząc do Wisły, miałem świadomość, jak trudna jest sytuacja. Myślę, że teraz jest moment, że wszyscy jesteśmy rozczarowani - powiedział przed kamerami Canal+ Sport.
Ewentualne zwycięstwo nad Radomiakiem nie byłoby gwarancją utrzymania w ekstraklasie. W przypadku wygranej Wisła miałaby 34 punkty, o jeden mniej od Śląska Wrocław. Drużyna z Krakowa w ostatniej kolejce zagra z Wartą Poznań, ale już teraz wiadomo, że wynik tego spotkania nie będzie miał znaczenia.
W kwietniu tego roku władze Wisły zapewniały, że w razie spadku z ligi były selekcjoner nie zostawi klubu. - Trener Brzęczek zadeklarował, że nawet jeśli spadniemy do pierwszej ligi, to jest gotowy zostać - poinformował Dawid Błaszczykowski, prezes Wisły Kraków.
Mówiło się również o poszerzeniu kompetencji Brzęczka, by miał większy wpływ na budowanie kadry na kolejny sezon. Sam zainteresowany w niedzielę jednak nie zadeklarował, czy przedłuży wygasający 1 lipca kontrakt.
- Zdaję sobie sprawę, że to nie jest łatwa sytuacja. Ale nie chcę rozmawiać teraz na temat mojej przyszłości. Będziemy rozmawiać, niczego nie wykluczam - podsumował były selekcjoner polskiej kadry.
Jerzy Brzęczek jest trenerem Wisły Kraków od 14 lutego, kiedy to zastąpił Adriana Gulę. Jego dotychczasowy bilans jest bardzo słaby - w 13 ligowych spotkaniach odnotował jedno zwycięstwo, siedem remisów i pięć porażek.